Wydawca: Świat
Książki
Data wydania: 4 września 2019
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: Historia i światopogląd
To, co charakterystyczne dla
twórczości Ingi Iwasiów – niepowtarzalna fraza z nieoczywistymi doborami słów,
motyw kobiety poszukującej własnej tożsamości, czuły portret Szczecina i
bezkompromisowość w wyborach bohaterek – ujawnia się w „Kronikach oporu i
miłości” w nieco inny sposób. Można pójść za fantazją, że to najbardziej
dojrzała powieść tej autorki, ale łamie mnie w tym przekonaniu to, że Inga
Iwasiów jak mało która pisarka współczesna od lat doskonale wie, jak i o czym
opowiedzieć. Myślę, że jej najnowsza książka staje się trochę odpowiedzią na
futurystyczną powieść „Na krótko”, ale także obrazuje inny, kontrastowy sposób
poszukiwania doświadczeń cielesnych, bardzo skoncentrowany na tym, co trwałe i
powtarzalne, bez eksperymentów i poszukiwań z „W powietrzu”. Najmocniej
przykuwa do tej książki jej umiejętność interesującego łączenia tego, co
prywatne, z tym, co społeczne, także polityczne. Iwasiów chce ukazać, że za
każdym światopoglądowym wyborem stoi jakaś prywatna, nieskończona i trudna
historia. Bohaterka posługuje się słowami jak orężem, ale znajduje się także, a
może przede wszystkim pośród myśli, czegoś niezwerbalizowanego – czegoś, co
odciska swój ślad na tym, jak słowami opisuje się rzeczywistość. Jako
aktywistka ma się zająć spisywaniem oblicz wściekłości, żalu i bezradności, ale
jednocześnie także musi oddać w słowach przedsiębiorczość, pomysłowość oraz
siłę. Bardzo ciekawe jest śledzenie, jak to, co publiczne, rezonuje w niej
prywatnie. W jaki sposób ścieżka doświadczeń osobistych prowadzi ku takim, a
nie innym wyborom w życiu społecznym. Ale nade wszystko ciekawi śledzenie
procesu samostanowienia. Zastanawianie się nad momentami życia bohaterki, które
pozwoliły jej uznać, że jest gotowa, by publicznie pokazać, jaki kierunek
świata i relacji międzyludzkich staje się jej świadomym wyborem.
Współistnienie tego, co
intymne, z tym, co wystawione na widok publiczny, stwarza podobnie opisane
dramaty. Jest historią dwóch opowieści o lęku przed tym, jak zostanie się
odebranym. Z jednej strony Małgorzata musi pożegnać swoją kochankę i partnerkę.
Osobę, z którą dokonywała świadomych wyborów, egzemplifikowanych we
wspomnieniach przez pewne rytuały oraz czułostki, które odchodzą w niebyt, są
już czasem przeszłym. Bohaterka piekielnie boi się tego rozstania, ale zdaje
sobie sprawę, że emocjonalnie sprawa jest już przegrana. Inaczej widzi się jako
samotna kobieta, inaczej postrzegała się przez pryzmat swojego związku. Iwasiów
proponuje nam fascynujący opis anatomii rozstania, ale zwraca uwagę przede
wszystkim na to, co pozostaje po słowach, ocenach oraz komentarzach kogoś
najbardziej intymnego. Z drugiej strony otrzymujemy obraz frustracji, lęku i
pozorowanej pewności siebie wobec anonimowych aktów nienawiści, które pojawiają
się po tym, jak bohaterka działa w przestrzeni publicznej. Folder z mailami
pełnymi hejtu uwiera równie mocno co wypowiedziane słowa Anny, za którymi nie
stoi już poczucie bezpieczeństwa. Świetna jest ta narracyjna zbieżność w
przedstawianiu tego, jak nas opowiadają i nazywają w dwóch zupełnie różnych
przestrzeniach.
Ale najbardziej frapujące i
chyba najlepsze fragmenty tej powieści to historie rodzinne. Małgorzata
szczególnie mocno ambiwalentny stosunek ma do swojej matki. Nie chce jak ona
pójść na własny tapczan i odizolować się ze swoimi neurozami od świata,
krzywdząc tym nie tylko siebie. W przeciwieństwie do matki unikającej
bezpośredniości w nazywaniu siebie jej córka gotowa jest na klarowny i czytelny
wyraz własnych oczekiwań, pragnień, potrzeb i poglądów, również politycznych. Matka
– opisywana chyba najlepszą frazą i w doskonałych partiach retrospekcji –
wydobywa się ze wspomnień oraz życia jako punkt wyjścia do świadomej drogi tego
życia. Bez bierności, która krzywdziła wszystkich wokół. Bez jednoczesnej nonszalancji
w tym, jak postrzega się otoczenie. Małgorzata chce być uważna, zaradna,
empatyczna, ale przede wszystkim – w przeciwieństwie do matki – jakaś. Bardziej
jak babka – charyzmatyczna i stanowcza. Tymczasem w jej życiu pojawiają się
coraz trudniejsze starcia z mężczyznami. Tak jakby męskość była dla niej
wyzwaniem, a matczyna bylejakość kobieca stawała się fundamentem buntu,
budowania własnej kobiecości w opozycji, silnej i świadomej. Mężczyźni
Małgorzaty sportretowani są w taki sposób, że w relacjach z nimi Iwasiów
ukazuje to, co nieodsłonięte do końca, niewyjaśnione i ambiwalentne. W tym
enigmatycznym tyglu zależności znajdzie się wycofany ojciec, wczesne
macierzyństwo i opieka nad synem, specyficzny związek emocjonalny z bratem czy
gorycz rozstania z mężem.
To wszystko bardzo silnie
wpływa na to, jaka Małgorzata staje się w życiu publicznym. Widzimy, że żyje
wciąż na adrenalinie, jest wszędzie obecna, angażuje się w wiele projektów.
Jednocześnie w swej publicznej tożsamości wydaje się osamotniona i sfrustrowana.
Obrazuje to rozbita na fragmenty i obecna przez cały czas w powieści scena
rozmowy z Panem Afirmatorem, znawcą sposobu życia i myślenia społeczeństwa,
który przyznaje sobie prawo omnipotencji w sprawie Polaków, zdobywając wierne
grono wielbicieli i deprecjonując obecność Małgorzaty jako prowadzącej
spotkanie z nim w dusznej sali, której duchota ma tu oczywiście znaczenie
symboliczne. Powracająca co chwilę wymiana zdań jest tu walką na cięte riposty,
ale jednocześnie obrazem niemożliwej komunikacji. To bolesne próby obnażenia
szowinizmu czy myślowych uproszczeń dotyczących ról społecznych w dzisiejszej
Polsce. Małgorzata cierpi, lecz trzyma gardę. Daje radę Afirmatorowi, daje
radę frustrującym wspomnieniom, jest gotowa na nowy rodzaj walki, ale przede
wszystkim nabierając pewności siebie, wie, w jakiej sprawie chce się wyrażać i
co uczyni jej życie wreszcie słusznym oraz zasadnym. Dlatego ta powieść
jest tak fascynująca do samego końca i można odnieść wrażenie, że dopiero
ostatnie zdania rozwijają ją w kierunku, jaki nie został jeszcze
przeanalizowany przez czytelnika.
„Kroniki oporu i miłości” to
mądra książka o tym, kim stajemy się dla świata, oswajając swój mikroświat.
Podobają mi się czytelnie zarysowane fronty walki bohaterki, ale także strumień
retrospekcji wskazujący bardzo trudną drogę do tego, by być tak odważną, bezkompromisową
i zdeterminowaną w publicznych działaniach. Inga Iwasiów odsłania tutaj także
bolesną stronę rzeczywistości, w której wierzy się wszystkiemu, co nie wymaga
większego głębszego zaglądania w siebie. To również powieść o przesycie – emocji, słów,
postaw życiowych i niejasnych możliwości, pośród których można zgubić siebie.
Jak zawsze z pięknie portretowanym Szczecinem, który jedna z bohaterek nazywa
„miastem niemożliwym” w znaczeniu połączenia z resztą Polski. Iwasiów pisze
o niemożliwościach oraz alternatywach mówienia o sobie i działaniach w zgodzie
ze sobą, ale portretuje też czule stan, w jakim bolesna jest ta „pojedynczość”.
Dlatego to książka intymna, a jednak też powieść o charakterze manifestu. Czyta
się ją znakomicie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń