Wydawca: Tourist Baggage Re-eksport
Publishing
Data wydania: 15 listopada 2019
Liczba stron: 402
Oprawa: twarda
Cena det.: 49 zł
Tytuł recenzji: Tożsamość, podróże i społeczność
Dawno nie czytałem tak
dynamicznej i żywiołowej książki. Czarek Borowy postanowił zebrać najważniejsze
życiowe wspomnienia i skonfrontować je z przeżyciami, których doświadcza,
odwiedzając swoje ukochane Indie po latach. Powstaje z tego bardzo interesująca
proza konfesyjna. Z jednej strony ma być rozliczeniem z samym sobą, z drugiej
natomiast opowiada o kształtowaniu się tożsamości autora. Kiedyś dzieciaka z
biednego kraju komunistycznego, który chciał być Arkadym Fiedlerem, a został
indyjskim „przewalaczem”, wybierając ze swym PRL-owskim paszportem nieoczywisty
w latach osiemdziesiątych minionego stulecia kierunek podróży. Borowy
opowiada oczywiście o własnych doświadczeniach, ale ta książka to hołd złożony
dawnym przyjaciołom. Ludziom, którzy stworzyli wyjątkową grupę w dalekich
Indiach. To historia ich serdeczności oraz solidarności, która przeciwstawia
się stereotypom twierdzącym, że Polacy za granicą nie trzymają się razem. W
czasach, do jakich wraca autor, to trzymanie się razem było ściśle związane ze
specyfiką zajęcia, ale opisani ludzie nie tylko latali samolotami między
Indiami a Singapurem czy Nepalem, przemycając sprzęt elektroniczny, a potem
złoto. Stworzyli również niezwykłą społeczność i choć później zmienili zajęcie,
status majątkowy, stan cywilny czy zainteresowania – Czarek Borowy uznaje, że
należy im się ta opowieść. Jego opowieść o przywiązaniu do miejsca i o tym, dlaczego
wciąż określać się może, nie tylko w Indiach, „królem życia”.
Niepokój wzbudzać może moralny
aspekt opisywanych działań. W końcu to przemytnictwo, działalność niezgodna z
prawem. Autor w bardzo ciekawy sposób odnosi się do tego w zakończeniu. To,
co robił i jak myślał, na zawsze ustawiło jego życiowe priorytety, ale przede
wszystkim pozwoliło pokochać Indie miłością szczerą i bezwarunkową. Chyba nikt
nie mógł lepiej zrozumieć indyjskich absurdów i zawiłości codziennego życia niż
turysta z kraju, gdzie dogorywał system komunistyczny. Indie mają tu wiele
oblicz. To kraj, w którym wegetarianizm to wyraz empatii, nie mody. Miejsce,
gdzie po osiemnastej zapada zmrok i na ulicach rządzą już tylko dzikie psy.
Kraj pokornej śmierci, w którym nie słychać sygnałów karetek pogotowia.
Najbardziej uduchowiony, potwornie przeludniony, bardzo kolorowy i dumny z
tego, że nie musi już odczuwać podległości wobec białych ludzi. To właśnie
obrazowanie tego, jak funkcjonują brytyjsko-indyjskie rozliczenia
postkolonialne, jest najciekawszym socjologicznym i politycznym aspektem tej
książki. Borowy swą miłość do Indii wyraża poprzez wielki szacunek. Dla tego
kolosa, który jest i ofiarą historycznego wykorzystywania, i jednym z
najbardziej nieprzewidywalnie rozwijających się krajów na świecie. Specyfikę
Indii podkreśla także ich położenie – geologicznie wyznaczone granice między
nimi a pozostałą częścią Azji, które nasuwają autorowi skojarzenia z ósmym
kontynentem.
Opowieść ta zmierza ku specyficznemu
zespoleniu wspomnień ze współczesnymi refleksjami podróżniczymi. Obserwujemy
zatem, jak zmieniło się życie w Indiach na przestrzeni kilku dekad, ale także
czytamy o tym, co nieustannie i bez zmian przyciąga do tego kraju podróżników. Czarek
Borowy ukształtował swą świadomość jako młody człowiek mierzący się z lukami
systemu. Musiał być sprytny i przebiegły, ale był przede wszystkim w takiej
formie ruchu, która wyzwalała w nim niezwykłą adrenalinę. Ta już opadła, jednak
wspomnienia wciąż są żywe. Domagały się spisania. „Spowiedź Hana Solo” to też po
części bezkompromisowe rozliczenie z absurdami świata tak w ogóle. Uzupełnione
o historie pokazujące, jak silne więzi z rodakami można stworzyć w kraju, w
którym przecież tak bardzo liczy się obecność drugiego człowieka obok.
Borowy w niektórych
fragmentach bawi do łez. Pisząc o tym, jak przemyca się banknoty, jak uczono
Hindusów pić indyjską herbatę, czy o tym, w jaki sposób dopasować czas
samolotowego rejsu do przemytniczych potrzeb. Obok dowcipnych wspomnień
takich jak to o wyścigu rikszami pojawia się także sporo egzystencjalnej
refleksji nad upływem czasu i nad formą, w jakiej ludzka solidarność potrafiła
dawniej przeciwstawić się jego upływowi. Inaczej Borowy oddychał Indiami w
latach osiemdziesiątych, inaczej oddycha nimi dzisiaj. Ale to z pewnością
miejsce, z którego wydobył się taki, jakim był później, kiedy Polska zaczęła
jednak dawać szansę na życiowe urozmaicenia, ale przede wszystkim otworzyła się
na możliwości.
Świetne jest to, że w
„Spowiedzi Hana Solo” częsta dygresyjność jest bardzo barwna, w żaden sposób
nie nudzi. Każde z opisywanych zdarzeń przedstawione jest niezwykle
plastycznie, ale urok tego przedstawienia tkwi przede wszystkim w języku.
Liczne kolokwializmy – nawet te powtarzane – przyciągają do tekstu. Dodają tej
narracji specyficznego sztubackiego uroku. W języku tkwi autorska świadomość
tego, po co opowiadać te wszystkie historie. Borowy ma swój styl opowiadania
indyjskich doświadczeń i jest to książka bardzo spójna językowo. W tym
wszystkim jawi się jako znakomity obserwator egzotycznej różnorodności. Zwraca
uwagę na to, że by poznać Indie, trzeba poczuć ich rytm – przyjrzeć się ulicy i
chłonąć jej różnorodność. Podobnie różnorodna jest ta książka. Może być
odczytywana jako kronika podróżnicza, może być pamiętnikiem, ale w moim
odczuciu najlepiej chyba wypada jako opowieść o absurdalności i jednoczesnym
uporządkowaniu życia w świecie, w którym rządzą deficyty. W komunistycznej
Polsce brakowało może czegoś innego niż w Indiach sprzed dekad. Czarek Borowy
opowiada jednak o zyskach albo odzyskiwaniu tego, co ważne. Przede wszystkim
jednak o przyjaźni, jaką stworzyły zaskakujące zbiegi okoliczności.
„Spowiedź Hana Solo” to z
pewnością książka wielu odczytań. Z konkretnie nakreślonymi kontekstami, ale w
pewien sposób uniwersalna, kiedy mówi o tym, czym może być ludzka tożsamość.
Dająca dużo przyjemności, bo fabularnie rozmywająca się trochę, a jednocześnie spójna jako opowieść
o życiowych optymizmie i wigorze. Zabierająca nas w inne realia,
ale pokazująca, że pod każdą szerokością geograficzną ludzka niedola może być
taka sama, a więzi braterstwa tworzą się w podobnych okolicznościach. Czyta się
to wszystko z wielką frajdą, bo Czarek Borowy to świetny opowiadacz. W tej
książce – wraz z dołączonymi do niej zdjęciami – ciekawie łączą się
nonszalancja i czułość do wspomnień. Bycie twardym i bezkompromisowym z
wyjątkową formą męskiej wrażliwości. To narracja o przygodzie życia, ale także
opowieść o tym, że życie zawsze będzie przygodą, jeśli odnajdzie się w nim
swoje ukochane miejsce i zrozumie, co najbardziej przywiązuje. Borowy pisze o
marzeniach, tęsknotach, zdziwieniach i euforiach. Wszystko w malowniczym
plenerze kraju nędzy i wielkiego optymizmu jednocześnie.
Książka zawiera wiele ciekawych informacji o Indiach, autor włożył wiele pracy w jej napisanie, co widać to po bibliografii.
OdpowiedzUsuńBył przemytnikiem, niewielu rodaków podejmowało się kradzieży czy przemytu w latach `90. Ciekawe czy jakby jego dzieci zajmowały się fałszowaniem paszportów, deklaracji celnych itp , z ryzykiem przebywania w wiezieniu z którego wychodzi się "nogami do przodu" to byłby z nich dumny i zaimponowałyby ojcu ?
Posłuchaj .. młodzieńcze . Tkie były czasy. WSZYSCY POLACY WUJEZDŻAJACY NA WCZASY PRACOWNICZA DO NRD , BUŁGARI , RUMUNI , na WĘGRY w taki czy inny sposób byli jak to napisałeś przestępcami . Każdy z w/w coś tam wiozł na handel i jakies tam perę dolarków przydłubał ubl też był szczęśliwy kiedy koszt wczasów się zwrócił. Gdyby nie ludzie przedsiębiorczy którzy przecierali handkowe ścieżki w Azji to nasza komputeryzacja by ła by opóźniona o 15 -20 lat . Podziwiam takich odważnych i pomysłowych ludzi . Nikomu krzywdy nie zrobili , trzymali się zdaleka od dragów a zarobione pieniądze nie przepuścili tylko przywieźli do Polski i zainwestowali w interesy . Trudno mi z toba rozmawiac kiedy nie jestes w temacie i nie masz zileonego pojęcia o tych czasach.
OdpowiedzUsuńTak, tudno akceptować taki sposób zarabiania, życie na krawędzi bezpieczeństwa (w dosłownym tego znaczeniu), ale podziwiać można solidarność, chęć bezinteresownej pomocy sobie nawzajem i zupełnie obcym ludziom. A tego wielu "poprawnych" nie potrafi. Poza tym Pan Cezary nie gloryfikuje, wspomina i nie szczędzi przestróg, np. pisząc o tym, jak potoczyły się losy wielu z tej grupy. Może lepiej wziąć tę lekcję, a nie oceniać ludzi nie rozumiejąc realiów, w których żyli.
OdpowiedzUsuńIwona