Pages

2020-02-04

„Arktyczne marzenia” Barry Lopez


Wydawca: Marginesy

Data wydania: 15 stycznia 2020

Liczba stron: 528

Przekład: Jarosław Mikos

Oprawa: miękka

Cena det.: 49,90 zł

Tytuł recenzji: Arktyczna epopeja

Książka Barry’ego Lopeza wzbudziła sporo moich oczekiwań, lecz ostatecznie tylko niewiele spełniła, bo są fragmenty naprawdę znakomite, jednak większość to, niestety, męczące dłużyzny. Opowieść o Arktyce obejmuje rozważania na temat bardzo rozległego terenu. Lopez eksploruje tę część Północy, która rozciąga się od Cieśniny Beringa po Cieśninę Davisa. Ponieważ to wielki obszar, ta opowieść będzie głównie o podróżach, przemieszczaniu się. Nie tylko w kontekście migracji północnej fauny, również w znaczeniu filozofii życia dla człowieka zmuszonego w trudnych warunkach do zmieniania miejsca pobytu czy zamieszkania. Przyznam szczerze, że dużo ciekawszych rozważań o byciu w drodze na Północy dostarczyła mi – jeśli sięgać po anglojęzyczną literaturę na ten temat – Blair Braverman w swojej fascynującej książce „Witajcie na cholernej Arktyce”. Nie tylko dlatego, że autorka opowiada o północnej Norwegii, a Lopez – poza Islandią – nie uwzględnia europejskiej sfery Arktyki w swojej monumentalnej, ale jednak koncentrującej się na amerykańskim punkcie widzenia opowieści. Chodzi o inny sposób opowiadania, inne koncentrowanie się na detalach. Lopez stara się być bardzo liryczny, w partiach osobistych zwierzeń wygląda to bardzo przyciągająco. Kiedy jednak złoży swoje osobiste doświadczenia z materiałem faktograficznym, „Arktyczne marzenia” imponują właściwie tylko swoją objętością. Dodatkowo to książka pochodząca z 1986 roku, co z oczywistych względów nie pozwala przyjrzeć się aktualnym problemom Arktyki i sposobom jej dzisiejszego postrzegania. Poza wszystkim – fatalnie wydana, z licznymi literówkami.

Wspomniane dłużyzny obejmują zwłaszcza dwa fragmenty książki. Pierwszy przypomina bardzo „Z kamerą wśród zwierząt”, kiedy drobiazgowo autor opisuje życie takich zwierząt jak piżmowół, niedźwiedź polarny czy narwal. Te bardzo obszerne fragmenty nadawałyby się na audiobook czytany przez Krystynę Czubównę, ale niekoniecznie dobrze robią książce, do której zagląda się, by poznać niezwykłość Północy. Podobnie jest z miejscem, w którym Lopez postanawia drobiazgowo odtworzyć wielowiekową historię ludzkich zbliżeń z Arktyką. Owszem, ciekawa jest perspektywa opowiadania, w której tak naprawdę chodzi o zobrazowanie ludzkich oczekiwań i niedopasowań do arktycznej natury, jednak ta część również jest zwyczajnie za długa. W innych miejscach „Arktyczne marzenia” to rzecz, która na szczęście bywa ciekawa.

Podoba mi się zestawienie arktycznej przestrzeni z pustynią, kiedy autor wciąż sygnalizuje, że życie i funkcjonowanie w obu tych miejscach wymaga wzmożonego wysiłku, wiecznej czujności. Północ jawi się jako przestrzeń, w której możemy doznać tego specyficznego poczucia, że natura stawia nam wysokie wymagania. Bo być na Arktyce tak naprawdę to nie tylko przyglądać się jej. Lopez wychodzi od tej zwyczajnej formy fascynacji krajobrazem, jednak później zwraca uwagę na to, że dla niego Arktyka to nie tylko pełne zachwytu spojrzenia na lodowaty świat i zdumienia towarzyszące obserwacjom natury. Arktyka jest specyficzną filozofią. Odnoszącą się przede wszystkim do przetrwania. Determinującą działania w warunkach bardzo trudnych – na przykład podczas wiecznego mroku, który wraz z zimnem nabiera bardzo groźnego znaczenia. Autor opowiada o zderzeniach z Północą ludzi nieprzygotowanych na trudne warunki atmosferyczne, dla których zawsze jest ona wyzwaniem i przegraną, ale w centrum jego uwagi znajduje się również rdzenna ludność terenów arktycznych i subarktycznych. Używając terminu „Eskimos” – dziś brzmiącego pejoratywnie w Kanadzie i Grenlandii, do których odnosił się przed laty autor – obrazuje bezkompromisowość funkcjonowania człowieka w trudnych warunkach, w której ważny jest też wielki szacunek dla krajobrazu Północy. Znajdujący odzwierciedlenie także w języku, bo mały fragment „Arktycznych marzeń” to bardzo ciekawe rozważania językoznawcze w odniesieniu do tego, jak pojmują i analizują świat Inuici.

Autor stara się być bardzo dokładny i niezwykle plastyczny w opisie tego, czego sam doświadcza. Chce pokazać, że pozornie monotonna tundra jest przestrzenią rozmaitości. Z napięciem i zachwytem śledzi dryfujące góry lodowe. Przygląda się zwierzętom, którym poświęca – jak wspomniałem – aż za dużo uwagi. Chce przybliżyć świat, do którego człowiek starał się docierać latami, ale brak mu było specyficznej empatii dla tego regionu. Zrozumienia tego, że Północ to zawsze ograniczenia oraz pokora. Lopez stara się zobrazować, dlaczego Arktyka dla człowieka żyjącego w strefie umiarkowanej jest miejscem nieprzystępnym, zaskakującym i stwarzającym problem. Te rozważania nie prowadzą jednak do jakichś odkrywczych wniosków, choć widać, jak precyzyjnie oddawana jest inność, wyjątkowość arktycznej rzeczywistości. Miejsca, w którym linearność i ustalony w innych warunkach porządek są kwestionowane przez specyficzny sposób upływu czasu oraz jego odczuwania. Barry Lopez poświęca też sporo uwagi temu, czym jest odczuwanie czasu i miejsca w przestrzeni, której rytm wyznaczają chłód, nieobecność słońca, ale przede wszystkim kilka rodzajów pustki. Jeśli te rozważania zasadniczo nie zachwycają miłośnika Północy, który – jak ja – odważa się uznać, że co nieco o niej wie, to test na zainteresowanie ta książka przegrywa.

„Arktyczne marzenia” to także książka dydaktycznie w pewnych fragmentach proekologiczna. Nie proponuje za wiele rozwiązań, bardziej stawia pytania retoryczne. W tym pięknym peanie pojawia się bowiem od czasu do czasu sugestia, że – co za niezwykła refleksja – klimat i przestrzeń Północy nie są dla każdego. Dostosowania fauny i flory do północnej codzienności idą w parze z dostosowaniami rdzennej ludności tego rejonu. Arktyka pozwala trwać przy sobie tylko na określonych warunkach. Lopez stara się pokazać, jak bardzo ludzka mentalność nie jest gotowa na to, by ujrzeć ją naprawdę. Bo to nie tylko książka o tym, w jaki sposób zachwyca północny krajobraz. To również pełna trudnych rozmyślań – brutalność, łowiectwo, brak alternatyw, nieustanna walka o przetrwanie – opowieść, jak rodzi się miłość do trudnego miejsca. Naprawdę podoba mi się to, że autor chce pokazać, iż Arktyka nie jest jednolita, pulsuje życiem w różnym rytmie, jest przestrzenią zaskakujących niezwykłości i kontrastów, wymaga także większej uwagi i czujności, by można było ujrzeć jej oryginalność. Poza jednak ujmującymi fragmentami, które wskazują, że Lopez pisze o czymś, co naprawdę pokochał, ta długa i drobiazgowa wędrówka po północy kontynentu amerykańskiego pozostawia jednak spory niedosyt. I jeszcze ta końcowa refleksja o tym, że obcowanie z Północą uczy pokory, spokoju oraz duchowej harmonii. Kiedy doświadczyło się tej oczywistej myśli, stąpając po północnej ziemi, chciałoby się zajrzeć gdzieś głębiej, znaleźć źródło inspiracji do jakiegoś innego spojrzenia na Północ i jej surowy majestat. „Arktyczne marzenia” to na pewno książka dla czytelników zafascynowanych opisywanym regionem, ale głównie dla takich, którzy empirycznie nie doświadczyli jego specyfiki. Dla mnie – solidne kompendium o konkretnym obszarze Arktyki z imponującą bibliografią (Lopez sięga także do poezji), ale stwarzające jednak wrażenie wykładu. Spore rozczarowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz