Pages

2020-10-26

„Człowiek, który znał mowę węży” Andrus Kivirähk

 

Wydawca: Marpress

Data wydania: 2 października 2020

Liczba stron: 412

Przekład: Anna Michalczuk-Podlecki

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39 zł

Tytuł recenzji: Baśń o przemianach

Spektakularna i malarska powieść Andrusa Kivirähka przemówi do wyobraźni wielbicieli legend, baśni czy powieści z szerokiego pojętego nurtu fantasy, ale narracja estońskiego pisarza nie powinna być odczytywana w tym oczywistym, nazwijmy to: przygodowym, wymiarze. Splecenie symboli stanowi tutaj wyjątkową gratkę, bo w części z nich doskonale odnajdzie się polski czytelnik, część zaś będzie mieć bardzo uniwersalne znaczenie. Odczytując tę książkę jako powieść inicjacyjną, wydobędzie się z niej chyba najwięcej. „Człowiek, który znał mowę węży” opowiada bowiem o całym życiu wyobcowanego mężczyzny: od pierwszych świadomych chwil na świecie po czas, w którym najchętniej zapomniałby o tym, kim jest, a może – co bardziej niebezpieczne – sam nie może określić swojej przynależności i kompulsywnie zbliża się do pewnej legendarnej postaci. Jakkolwiek czytać tę fascynującą książkę, widać w niej nietuzinkową wyobraźnię twórczą, która największy nawet tragizm (postaci i sytuacji) zręcznie łączy z poczuciem humoru. Czyta się też Kivirähka z zachwytem między innymi dlatego, że tak doskonale – choć za pomocą prostych formalnie środków – opowiada, w jak odwiecznej zależności tkwią przemoc, rewolucja i przemiana. To historia tożsamości Estończyków portretowanych w średniowiecznych czasach, ale równie dobrze ponadczasowy obraz ludzkich dualizmów, osadzania się w skrajnych postawach, które wygodnie tłumaczyć kulturą i tradycją. A także o tym, jakim dramatem jest każda metamorfoza społeczna. Zwłaszcza ta okupiona rozpaczą i nienawiścią.

Leemet od małego mieszka z rodziną w lesie. Ten wybór niesie ze sobą wiele konsekwencji. Między innymi odium innej społeczności – ludzi, którzy zamiast towarzystwa drzew i leśnych zwierząt wybierają życie na wsi, funkcjonujące wedle innych zasad. Ci z lasu stają się gorsi, a ich eskapizm jest w oczach pozostałych niebezpieczny. Żyć w lesie to także rozumieć tytułowy język – narzędzie archaiczne, trochę metafizyczne, magiczne, pozwalające znaleźć porozumienie i harmonię w świecie natury. Opozycja dwóch porządków życia, wokół których koncentrują się ich wierzenia oraz tradycje, staje się coraz bardziej widoczna. Z czasem leśni ludzie tracą prawdziwy kontakt z tymi z wioski. Przemianę opartą na zapominaniu i wypieraniu siebie obrazuje wątek utraty przez Leemeta najlepszego przyjaciela. Ale las przestaje być bezpieczny. Powoli rozpada się w nim tradycyjny spokój oparty na przewidywalnym rytmie symbiozy ze środowiskiem. W jednej i drugiej przestrzeni pojawiają się niebezpieczne wierzenia. W lesie prowadzą do chęci mordowania. W wiosce zaczynają być tłumaczeniem dla przemocy. Oba światy Kivirähka zaczynają płonąć. Pośród nich zagubiony Leemet, który najpierw jest symbolem wewnętrznego rozdarcia i niepewności, a potem zaczyna nim kierować gniew na chaos obu porządków świata niedającego mu możliwości odnalezienia swojego miejsca.

Plastycznie nakreślona rzeczywistość Estończyków to albo wybór religii kojarzonej z oświeceniem, albo bezkompromisowa próba zerwania z tym, co nowoczesne. Każda droga jest drogą egzystencjalnych poszukiwań. W powieści Kivirähka rozsądek i samodzielne myślenie jest wypierane przez coraz bardziej toksyczną wiarę. Leśny szaman staje się niebezpiecznym psychopatą, a wierzący chrześcijanie gotowi są splamić ręce krwią, bo tak nakazywałby im Jezus. Jeden z bohaterów mówi, że należy bać się ludzi wiary. Tymczasem strachu jako takiego w tej wielopłaszczyznowej powieści o niepokoju właśnie nie ma wcale dużo. Bohaterowie działają, nie analizując swoich poczynań. Kierują nimi atawizmy, a ten ukryty przekuwają w określone postępowanie, za którym kryją się mroczne konsekwencje. U Kivirähka bać się to znaczy działać – czasem po omacku, czasem z perfidną formą wściekłości, która zamienia się w okrutną przemoc. Dużo zresztą okrucieństwa jest w tej opowieści o tym, w jaki sposób porządki religijne, społeczne i kulturowe nie mogą znaleźć dla siebie przestrzeni do równoległego bytowania. To, co nowe, wciąż nie jest odpowiednio nazwane. W Estonii Kivirähka należy mówić po niemiecku, wierzyć w Boga, jeść chleb i pracować w polu. Kim lub czym stają się Estończycy, którzy świadomie sprzeciwiają się narzuconemu modelowi życia społecznego?

W oddali, na drugim planie, kryją się dwa pozostałe statusy społeczne. Poza chłopem, dla którego marzeniem jest bycie sługą lepszego pana, przedstawieni są rycerze oraz mnisi. To stany bez określonej w powieści właściwości, ale również ludzie wywierający wpływ, kształtujący wyobraźnię, korzystający z jej niezdrowego formowania się. Dla Leemeta podział społeczny oraz zasady warunkujące na przykład życie rodzinne są abstrakcjami, w których nie jest w stanie dojrzeć oczekiwanego przez innych porządku. Bohater Andrusa Kivirähka społecznie jest nikim – człowiekiem z lasu, prostakiem, oskarżanym o konszachty z siłami szatana. Tymczasem to w biografii tego specyficznego everymana zawrze się opowieść o tęsknocie za przynależnością, o braku tej przynależności i rozpaczy utraty wszystkiego, co buduje uporządkowany świat. A w nim – poczucie sensu, które człowiek próbuje na siłę określić, często w oderwaniu od prastarych tradycji, do jakich w powieści uciekają się (skądinąd najbardziej oryginalne) postacie małpoludów.

„Człowiek, który znał mowę węży” to nie jest powieść łatwych i czytelnych dychotomii. Na pewno przyjrzeć się jej można jako paraboli przemiany losu i człowieka – ze wszystkimi bolesnymi i trudnymi do uniesienia konsekwencjami tego procesu. Ale to również opowieść o tym, w jaki sposób ludzką świadomość kształtuje język, a za nim – określanie i nazywanie spraw najważniejszych. Andrus Kivirähk unika portretowania stanów emocjonalnych swoich bohaterów. Widzimy bardziej konsekwencje tego, co dzieje się w kontekstach narzuconych albo przez społeczność, albo przez tradycję. Język staje się narzędziem nie porozumienia, lecz konfliktu. Coś nowego rodzi się z przemocy. A wobec całej spektakularnie zarysowanej katastrofy pozostaje tylko niemoc nazwania tego, co zrujnowało rzeczywistość. Ale czy ta książka jest naprawdę fatalistyczna? Warto przyjrzeć się także temu, z jaką drobiazgowością wyobraźnia autorska stwarza nam rzeczywistość, w której proste działania stają się skrycie symboliczne, a świat porządku jest tylko pozornie rzeczywistością, do jakiej można przywyknąć. Bardzo ciekawie zarysowane są nie tylko główne postacie. Kivirähk dba, by w jego średniowiecznym lesie oraz wiosce czytelnik odnalazł wszystko, o co pytałby, rozglądając się wokół. Dlatego estoński pisarz zajmuje uwagę nie tylko w egzystencjalnym wymiarze, ale również jako znakomity bajarz. Człowiek, który potrafi opowiedzieć o największych ludzkich emocjach – od miłości po nienawiść – w taki sposób, by było to oryginalne i zajmujące.

To również książka o tym, jak i dlaczego umieramy w imię idei, ale także o ideach powodujących, że zbiegi okoliczności kierują nas ku śmierci. Jest trochę tak, jakby autor pomieszał archetypiczne wizerunki piekła i nieba, dodając do tego stopniowany niepokój, kiedy coraz więcej oczywistych rzeczy staje się bardzo nieoczywistymi. Kivirähka czyta się z ogromną przyjemnością i równie ogromnym niepokojem. To taka literatura, która w fantastycznym kostiumie przypomina nam o mrocznych sprawach, które wciąż się dzieją, wciąż ich doświadczamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz