Pages

2020-12-31

„Dziennik upadku” Michel Laub

 

Wydawca: Pauza

Data wydania: 18 listopada 2020

Liczba stron: 192

Przekład: Wojciech Charchalis

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Męska pamięć

Tuż po zakończeniu lektury tej krótkiej powieści pomyślałem sobie, że narrator przede wszystkim chce za wszelką cenę wytłumaczyć się ze swego nałogu. A z alkoholizmem jest tak, że trzeba się wziąć za siebie, a nie tworzyć teorie usprawiedliwiające tkwienie w nim. Potem jako syn samobójcy zacząłem myśleć o tym, jak mocno wybrzmiewa w powieści oskarżenie, że żadna trauma życiowa nie tłumaczy tego, iż ojciec po prostu porzuca swoje dziecko, które zawsze już będzie pamiętało to odrzucenie i zawsze będzie miało w świadomości nie to, że ojciec z jakiegoś powodu zdecydował się na odejście ze świata, lecz to, że pozostawił na tym świecie człowieka, za którego powinien być odpowiedzialny. Ostatecznie jednak „Dziennik upadku” najciekawiej prezentuje się jako zaprzeczenie absolutnej wyjątkowości Holokaustu. Tym bardziej że Laub nie jest tutaj prowokacyjny, z pewnością pisze o tym z taktem i szacunkiem, nie relatywizuje zła, ale zwraca uwagę na to, że w historii minionego wieku mieliśmy wyjątkowo dużo świadectw ludzkiego okrucieństwa, które na długie lata zagnieździło się w świadomości ocalonych od niego.

To świetna powieść o tym, jak ojcowie formują swoich synów. Egzystencjalna sztafeta pokoleń funkcjonuje tutaj jako ciąg nieustannych napięć, pośród których rodzą się trudne do wyrażenia emocje. A narrator, syn i wnuk, chce te emocje wyrazić. Tu i teraz, za swojego życia i nie w formie pamiętnikarskich zapisów. Laub proponuje historię dwóch pokoleń męskiego milczenia i odpowiedzi na to milczenie. Wyraża wątpliwości i nazywa stany emocjonalne. Ważna jest struktura tej książki. Złożona składnia zestawiona z bardzo krótkimi rozdziałami. Widzimy tu obsesyjne powtórzenia i bardzo niespokojny rytm długich zdań, które kończą się, nie łącząc się z następnymi. To takie punktowanie nieoczywistych zderzeń, mrocznych asocjacji. Formalnie ta książka dużo sugeruje i jest genialnie napisana. Zdaję sobie sprawę, jak trudno było to przełożyć, więc chylę czoła przed Wojciechem Charchalisem. I przed Laubem, który bardzo umiejętnie połączył barokowe szaleństwo języka z bolesnymi w swym minimalizmie rozdziałami.

Dziadek i ojciec milczeli. Ale narrator tej książki nie oszczędza czytelników i samego siebie, analizując to milczenie, wdzierając się w nie, pokazując jego ogromną moc i dramatyczną bezradność. Dziadek po doświadczeniach w Auschwitz utracił bliskich i możliwość rozumienia świata. Dlatego musiał sobie go ponownie napisać w szesnastu dziennikach pełnych definicji, zdań oznajmujących, zaskakujących potwierdzeń, niepokojących fraz. Po odejściu dziadka narratora jego ojciec tkwił pośród pytań. Też wygodniej mu było nie pamiętać. Ale zbieg okoliczności spowodował, że zmusił się, by kompulsywnie zapisywać zawartość swojej pamięci. A wnuk i syn został depozytariuszem tej mrocznej spuścizny. Zwłaszcza że i w jego życiu pojawiła się skomplikowana relacja, której nie można przemilczeć. Akt ostracyzmu i przemocy, w którym sam uczestniczył. Zło, które zabrał ze sobą w życiową drogę, ale i specyficzne doświadczenie, w którym pokrzywdzony sam stał się katem.

Bardzo to wszystko niejednoznaczne i niełatwe do odczytania. Odczuwa się zdumienie, ale jeszcze bardziej zaskoczenie przyjętą perspektywą na tak oczywiste kwestie jak pamięć pokoleniowa i indywidualna, upływ czasu i wybiórczość ludzkiego zapamiętywania. Lecz najciekawsze jest to, że całą tę historię opowiada się także przez pryzmat płci. Z jednej strony są to zapiski o męskim poczuciu tego, że trzeba być twardym i wszelkie niepokoje zatrzymać w sobie, nie być sentymentalnym, nie rozczulać się nad sobą. Z drugiej jednak – pojawia się wyraźne wspomnienie męskiego szlochu. Jest także w tej historii bardzo wiele czułości dla każdego opisywanego mężczyzny. Michel Laub proponuje opowieść o obnażonej męskości, ale przede wszystkim pozostawia nas z trudnym pytaniem: czy historia każdego z nas kończy się dokładnie wtedy, kiedy o niej sami zapominamy?

„Dziennik upadku” to także historia tego, czym powinno być odpowiedzialne ojcostwo, lecz trzy prezentowane tu modele dalekie są od ideału. W każdym z nich najtrudniejsze do uniesienia są przemilczenia. Każdy ojciec staje się opresyjny nie tylko dla siebie, ale i dla swojego syna. Jest to dodatkowo mroczna fantazja o tym, jak tracimy dni, miesiące czy lata, tkwiąc w emocjonalnej pustce względem najbliższej osoby: dziecka – tu czasami zagubionego, a czasami przerażonego wszystkim syna. Laub podejmuje się próby rekonstrukcji przeszłości poprzez jej interpretowanie w kolejnym pokoleniu. Dlatego tak niezwykle istotni są tutaj nieobecni. Dziadek, który swoje doświadczenie Auschwitz zabrał ze sobą z wojennej Europy do dalekiej Brazylii, i ojciec, który w tej Brazylii musiał się mierzyć z pokłosiem tego, co uformowało mroczny niepokój dziadka. A także jego konsekwentne milczenie na temat przeszłości.

W opowiadaniu o Auschwitz skonfrontowane są ze sobą dwa sposoby patrzenia na tę jedną z największych tragedii XX wieku. Nieprzypadkowo pojawia się Primo Levi, który ze swą ekspresją obnażania i oznajmiania skonfrontowany jest z zagadkowością dziadka, dla którego nazywanie świata miało się zacząć po największej traumie, nie w związku z nią. Ale fantazjowanie na temat tego, w jaki sposób świat przechowuje pamięć o Holokauście, zestawione jest tu z bardzo mroczną refleksją o tym, że to wszystko niekoniecznie jest aktem zamkniętym, niepowtarzalnym. Pozostający w umyśle przez całe życie obraz chłopca, który był stygmatyzowany tylko dlatego, że się odróżniał, staje się traumatycznym wspomnieniem, z którym dorastający narrator nie może sobie poradzić – podobnie jak dziadek z pamiętaniem Auschwitz. Dlatego „Dziennik upadku” to dla mnie przede wszystkim opowieść o tym, jak unikamy pamiętania zła, mając naiwną nadzieję, że dzięki temu ono się nie powtórzy.

Świetna, bardzo oryginalna i dynamiczna, wchodząca pod skórę proza. Eksperyment literacki, ale głównie nietuzinkowa fantazja o tym, co robimy z nadmiarem pamięci, a co się dzieje, gdy z różnych powodów pamiętamy coraz mniej. Nade wszystko jednak pełna empatii i wzruszająca opowieść o trudnych relacjach ojców i synów – o tym, że zwykle w nich przegrywają, bo nie otrzymują tego, czego potrzebują, ale i nie dają z siebie tyle, ile prawdopodobnie powinni dać.

1 komentarz: