Wydawca: Czwarta Strona
Data wydania: 10 marca 2021
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Angielskie tajemnice
Ta powieść z pewnością spodoba się fanom J.K. Rowling, która pod pseudonimem Robert Galbraith tworzy pasjonujące i nietuzinkowe kryminały z bardzo charakterystycznym angielskim tłem. Gdyby odchudzić opowieści o Kormoranie Strike’u z nadmiernych dialogów i opisów, otrzyma się świetną powieść kryminalną w klimacie podobnym do debiutanckiej książki Anny Rozenberg. Tyle tylko że polska autorka wydaje się lepsza niż Rowling w męskim kamuflażu. Bardzo dba o to, by rozwiązania fabularne nie były oczywiste. Świetnie – dużo lepiej niż Rowling – zestawia ze sobą płaszczyznę historyczną z zagadkową teraźniejszością pełną mylnych tropów. Wydaje mi się nawet, że deszcz intensywniej pada w Anglii Rozenberg, ona go sugestywniej opisuje, a jej inspektor David Redfern – pozostawiony sprawnie pośród niedopowiedzeń, bo „Maski pośmiertne” są zapowiedzią cyklu – to postać sportretowana wyjątkowo empatycznie, nieodsłonięta od razu, zapowiadająca kolejne bardzo ciekawe spotkania czytelnicze.
Trudno w ogóle uwierzyć, że ta książka jest debiutem. Nie ma tutaj charakterystycznej dla pierwszego literackiego razu nieśmiałości w portretowaniu bohaterów. Wszystkie sceny – a dominują z racji gatunku te dialogowe z postaciami epizodycznymi – są właściwie literackimi dziełami sztuki, bo Rozenberg dba naprawdę o każdy detal i wszystko tkwi tu w znakomitej narracyjnej harmonii. To, co zaskakuje dodatkowo, to umiejętność prowadzenia wielu wątków z taką samą intensywnością. Każdy z pojawiających się w powieści tropów traktujemy niesamowicie poważnie. Z każdym z nich równie poważnie mierzy się wspomniany Redfern. Policjant z traumą – i to brzmi jak absolutna sztampa. Ale Anna Rozenberg zadbała również o to, by jej bohater nie był sztampowy, choć jest samotnikiem, niesie w sobie ciężar bolesnych wspomnień i z trudem dopasowuje się do pracy zespołowej koniecznej, by rozwikłać zagadkę brutalnego morderstwa gdzieś na środku angielskiego pola. David Redfern jest mocno niejednoznaczny. Trudno obdarzyć go zaufaniem czy sympatią, ale równie trudno trwać w dystansie i niechęci. Już na samym początku autorka zaznacza nietypowy rys charakterologiczny bohatera. Zmierzając w kierunku miejsca zbrodni, znajdzie czas, by zatrzymać się na ruchliwej drodze i wesprzeć staruszka jadącego na targ z kwiatami, które wypadają mu i niszczą się na asfalcie. Twardziel z wielkim sercem? Niekoniecznie. Konia z rzędem temu, kto po lekturze „Masek pośmiertnych” adekwatnie do zamiarów autorki opisze tę ciekawą postać.
W zasadzie dużo bardziej zaabsorbowały mnie sprawy i tajemnice, które nie zostaną tutaj do końca wyjaśnione, a które budują wiarygodność psychologiczną Redferna. Człowieka, który w obronie własnej zastrzelił policjanta i jednocześnie przyjaciela. Kogoś, kto kłamie, gdy mówi, że nie rozpoznaje zwłok topielca. Zagadki życia policjanta są chyba ciekawsze, ale muszą rozłożyć się na kilka powieści. Tymczasem w „Maskach pośmiertnych” najważniejsza staje się sprawa zabójstwa pewnej Polki, która ginie jakby w wyreżyserowanym krwawym spektaklu. Ale to nie będzie jedyny trup w tej książce. Zwłaszcza że Rozenberg w znaczeniu przenośnym wyciągnie wiele trupów z szafy, a uwagę czytelnika skieruje w przeszłość, nawet siedem dekad wstecz. Okaże się, że morderstwo zaburzające sielską codzienność podlondyńskiego Woking będzie w sobie kryło dramat rodzinny. Tym samym autorka opowie o tym, czym jest rodzinna lojalność, czym jest honor i do czego może doprowadzić wypaczenie tych pojęć albo zintensyfikowanie ich w świadomości kolejnego pokolenia. Dodatkowo wprowadzi niejednoznaczną, ale bardzo wyraźną postać córki denatki. Kobiety, która wywrze spory wpływ na inspektora Redferna.
Jak wspomina jeden ze starszych rozmówców głównego bohatera, „wspomnienia to bardzo plastyczny materiał”. Myślę, że mogłoby być to motto Anny Rozenberg, zanim przystępowała do pracy nad tą książką. Wspomnienia z jednej strony prezentowane są tutaj jako strumienie świadomości ludzi, dla których upływ czasu stał się barierą zacierającą w myślach to, co kiedyś było oczywiste. Z drugiej jednak – zapisane są w policyjnych aktach i rozłożone na zamknięte już śledztwa. Stają się bazą, dzięki której Refern będzie mógł ruszyć naprzód ze śledztwem, ale żeby się do nich dostać, będzie musiał odnaleźć coś więcej niż tylko pamiętających mroczny czas przeszły. Wszystko rozpina się tu pomiędzy kilkoma czasami, a wraz z motywem pamiętania pojawia się również – dyskretnie, ale kilkakrotnie sygnalizowany – problem antagonizmów polsko-brytyjskich.
Spięcia i konflikty, które odsłania autorka, mają swój początek podczas drugiej wojny światowej. Ale Rozenberg chce dużo szerzej pokazać problem wzajemnego wykluczania się dwóch narodowości. Sytuacji, w których wciąż ktoś będzie tym gorszym, ze stygmatem emigranta. Autorka robi to w różny sposób – od konwencji wyrażania ksenofobii wprost ustami jednego z policjantów po niuansowanie dystansu wywoływanego przez to, kto skąd pochodzi i jaką rolę odgrywa w społeczności wywodzącej się z innej tradycji. „Maski pośmiertne” z racji życiorysów swojego głównego bohatera i brutalnie zamordowanej denatki wciąż balansują na granicy dwóch mentalności, systemów wartości, dwóch sposobów opowiadania i rozumienia świata. Polsko-brytyjskie spięcia są tu również okazją do tego, by paradoksalnie pokazać proces integracji, wzajemnego zrozumienia i otwierania się na to, co inne i nie do końca pojmowalne. Rozenberg stawia pytania o to, czy mimo wzajemnych chęci pomocy i zrozumienia nie jest czasem tak, że ciągle pozostajemy jakby po dwóch stronach barykady ze swoją historią, narodowością, swoim językiem, a nawet swoimi wspomnieniami.
Najciekawiej jednak
zobrazowane są zależności między poszczególnymi elementami świata
przedstawionego. Dzięki temu ta książka sprawia wrażenie doskonale
rozplanowanej – to swoiste literackie puzzle, ale również pasjonująca opowieść
o tym, że możemy mieć równie wiele determinacji w czynieniu dobra i zła. Poza
wszystkim bardzo doceniam dbałość o to, by dekoracje były mocno angielskie,
uwypuklając wszystko to, co charakterystyczne dla miejsca, w którym toczą się
zdarzenia. Woking będzie tu jednak tylko punktem wyjścia. Ruszymy w podróż
przez historię, ale także podróżować będziemy w przestrzeni ludzkich uprzedzeń
i słabości skontrastowanych z uczciwością, honorem i patriotyzmem. Nad jego
niejednoznaczną definicją w dzisiejszych czasach Anna Rozenberg także się
pochyli. Dlatego „Maski pośmiertne” to książka wielu odczytań i naprawdę
obiecujący początek cyklu. Już się nie mogę doczekać tego, jak autorka
odsłaniać będzie półcienie z biografii Redferna. Debiut, który zaintryguje.
dotarłem do połowy i pizłem w kąt ... Bogdan
OdpowiedzUsuń