Pages

2021-04-09

„Sen o okapi” Mariana Leky

 

Wydawca: Otwarte

Data wydania: 14 kwietnia 2021

Liczba stron: 352

Przekład: Agnieszka Walczy

Oprawa: twarda

Cena det.: 44,99 zł

Tytuł recenzji: Możliwości świata

Wydaje mi się, że prawie zawsze, gdy czytam dobrą literaturę, jest to narracja smutna, przygnębiająca, dotykająca bolesnych spraw, koncentrująca się na szeroko pojętym cierpieniu. Tak, to na pewno wdzięczny fundament dla mocnych, wyrazistych i bardzo dobrych powieści. Tymczasem po przeczytaniu historii Mariany Leky wróciła do mnie ta zapomniana trochę wiara, którą ostatnio wiele lat temu rozbudziła książka Johna Steinbecka „Tortilla Flat”, że bardzo dobra literatura może być ze wszech miar pozytywna. Gloryfikować stan szczęścia i opowiadać o harmonii. Wyzwalać ciepłe uczucia, niesamowicie do siebie zbliżać. Myślę, że niemiecka pisarka przypomniała swoim czytelnikom, iż można mieć w zanadrzu mądrą opowieść, która nawet śmierć potraktuje na tyle łagodnie, że skonfrontujemy się z nią tak, że można byłoby to namalować pastelami. Impresjonizm prozy Leky jest tu cechą wyróżniającą, ale poza tym, że to zwyczajnie ciepła powieść, najważniejszy jest sposób jej odbioru. Bo „Sen o okapi” to rzecz absolutnie dla każdego. Można ją czytać w sposób oczywisty i po prostu przyglądać się zarysowanej prozie życia. Można zbliżać się do symboli, których jest tu mnóstwo, bo wydobywają się z siebie jak matrioszki. Wszystko jest całkowicie dosłowne i równie całkowicie metaforyczne. A w tym wszystkim przekonanie, że z tą powieścią i jej bohaterami można się zwyczajnie zaprzyjaźnić.

Choć tytułowa symbolika nasuwa skojarzenia ze śmiercią, nie będzie to książka o aktach ostatecznego żegnania się ze światem, choć oczywiście będą one tutaj miały miejsce i w znacznym stopniu wpłyną na pozostałych, którzy będą żyć dalej. Jedna z bohaterek śni złowieszczy sen. Po nim ktoś powinien umrzeć. A prowincjonalne Westerwald pełne jest ludzi przelęknionych wizją końca ostatecznego. Bo komu tym razem Selma wyśni śmierć? Optykowi, miejscowemu egzegecie świata, który wciąż zmaga się z wewnętrznymi głosami? Puszystej Elsbeth cierpiącej po zdradzie męża i ufającej przesądom? Palmowi, surowemu ojcu i nocnemu myśliwemu? Może doktorowi Maschke, który słynie ze swych psychoanaliz i skrzypiącej kurtki? A może zgorzkniałej Marlies, największej malkontentce z Westerwaldu? Żyjąc z wizją śmierci, wspomniani bohaterowie przypominają o witalizmie na wiele sposobów. To tylko część nietuzinkowej galerii postaci, z jaką przyjdzie nam się spotkać. I – jak wspomniałem – zaprzyjaźnić, bo to społeczność, w której duchowe wsparcie jest najważniejsze i jakkolwiek wszyscy na swój sposób są ekscentryczni, potrafią być jednością w chwilach trwogi. Albo zwyczajnie dają drugim to, czego ludzie od siebie oczekują, często się tego wstydząc. Mariana Leky zamyka swoich bohaterów w pozornie hermetycznej przestrzeni. Wszystko i wszyscy są w oddaleniu od niej. Ale będzie to także opowieść o tych, którzy opuszczają Westerwald, pojawiają się tam jako przyjaźnie witani obcy albo żyją do wewnątrz siebie i tej małej miejscowości. To dynamiczna i pełna empatii wspólnota. Świat, w którym – jak wspomina ojciec narratorki – nikt nie jest sam, bo wciąż może używać zaimka „my”.

To opowieść inicjacyjna, w której pozornie dzieje się niewiele. Dziesięcioletnia Luiza poznaje świat intuicyjnie. Najpierw widzi go fragmentarycznie, potem zaczyna w wyobraźni i z pomocą specyficznej wrażliwości składać w trudną do zrozumienia całość. Przywiązuje się do przyjaciela, który stara się zapamiętać obraz otoczenia takim, jaki jest w rzeczywistości. Od dziecięcej zabawy w pociągu Leky rozpina most do specyficznej relacji wnuczki z babcią. Selma jest dobrem i tajemnicą. Ale to ona stara się najlepiej jak może wyjaśniać świat dorastającej Luizie. To ona nosi ją wszędzie ze sobą, kiedy dziewczynka wpada w objęcia Morfeusza, doświadczając największej traumy swojego młodego życia. Perspektywa widzenia świata przez Luizę poszerza się wówczas, gdy dziewczynka staje się kobietą, a jej uwaga koncentruje się na ludziach, których dopiero poznaje przez to, co czują i jak działają. A potem przydarzy się coś więcej. Uczucie, dzięki któremu Luiza zacznie naprawdę przeglądać się w innych. Widzieć i rozumieć dużo więcej, niż rozumiała do tej pory. Bo przecież świat to wieczne zmiany, których nie dostrzegamy albo nie rozumiemy. Można w ten świat ruszyć i potem mieć tylko kiepskie połączenia telefoniczne z najbliższymi. Można też zostać, wrosnąć w najbliższe otoczenie i dzięki niemu naprawdę zrozumieć siebie. Ojciec Luizy wybiera pierwszą opcję, jego córka wynajduje swój świat na miejscu. A oboje są tak naprawdę w drodze. Mariana Leky opowiada bowiem o tym, na czym polega egzystencjalna podróż i w jak wielu wymiarach jest możliwa.

Poza tym jeszcze tytułowe zwierzę. Takie nieprawdopodobne, a jednak realne. Po okapi nic rzekomo nie może być już możliwe, jednak – jak twierdzi nieżyjący dziadek Luizy – to dzięki istnieniu okapi wszystko staje się właśnie takie. W powieści Leky relacje najbliższych pokazują, że w każdej chwili niemożliwe może stać się jak najbardziej rzeczywiste. W tym pięknym świecie wzajemnego szacunku i wsparcia niemiecka pisarka opowie o wszystkich ludzkich przeżyciach, które kształtują tożsamość. Pokaże swoistą ekscentryczność, pod którą będą się kryły pokłady wrażliwości i empatii. Trudno pożegnać się z tak ciepłym światem przedstawionym, zwłaszcza czytając o ostatecznych odejściach. Ale dla bohaterów „Snu o okapi” przejmujące nie jest to, co może się wydarzyć, lecz wszystkie nierealne wizje stające się rzeczywistością. Dlatego z jednej strony jest to specyficzna fantasmagoryczna opowieść przypominająca baśń, z drugiej jednak – mocno akcentująca emocje i uczucia powieść obyczajowa o najważniejszych dla każdego z nas uczuciach. Od miłości przez atawistyczny lęk przed śmiercią. I wtedy wszystko staje się wyjątkowo realne. Każde spojrzenie bohaterów na siebie, każdy ich dotyk. Każda relacja, w której to, co zwyczajne, urasta czasami do rozmiarów sugestywnej paraboli.

Poza wszystkim jednak Mariana Leky urzeka poczuciem humoru, bo to jedna z tych niewielu książek, przy których właściwie cały czas się uśmiechamy. Komizm słowny i sytuacyjny fabuły idzie w parze z nietuzinkowym poczuciem humoru samej autorki. Dzięki temu skomplikowany przecież egzystencjalnie wymiar tej powieści staje się każdemu bliski. Humor jest tu również narzędziem do tego, aby niektóre fragmenty trafnie odczytać w ich symbolice. Całość jest dodatkowo niezwykle spójna, bardzo zajmująca i przekonująca w tym, jak portretuje różne etapy życia, na których dochodzi do konfrontacji z samym sobą. Poza tym jest też na swój sposób nieprzewidywalna, kiedy zakręca narracyjnie i czasami wyprowadza czytającego w pole. Jakkolwiek odczytywać „Sen o okapi”, jest to niewątpliwie barwna powieść, która na bardzo długo zostanie w pamięci. A najlepsze jest to, że trudno jednoznacznie orzec, co do niej przyciąga i co tak ujmuje. Każdy odbierze ją przez pryzmat własnej wrażliwości i to mi się w pisaniu Mariany Leky najbardziej podoba – szeroki margines dla każdego typu czytelnika. Świetna rzecz!

Więcej o książce - https://bit.ly/31BU1Yv

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz