Wydawca: MOVA
Data wydania: 19 maja 2021
Liczba stron: 448
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 42,90 zł
Tytuł recenzji: Wobec prawdy o sobie
Michał Paweł Urbaniak wraca ze swoją drugą powieścią, udowadniając, że jest jednym z bardziej wrażliwych i jednocześnie bardzo utalentowanych pisarzy, dla których opowiadanie historii to pasja, jakkolwiek wiele smutku i rozczarowań kryłyby one w sobie. Ta druga powieść jest inteligentną fantazją na temat stygmatów, jakie niesie w sobie to, co widzialne, i to, czego na pierwszy rzut oka się nie dostrzega. Na temat stygmatyzacji jako zjawiska powszechnego i powszechnie niewyjaśnionego. Urbaniak rozgrywa zdarzenia między dwiema sferami: publiczną, ekspresji sztuki wizualnej, i kameralną, wstydu z powodu zdeformowanego elementu ciała. Jest to zatem opowieść o tym, z czym kojarzy się widoczność oraz pozorna niedostępność. Pomysł jest interesujący o tyle, że autor zwodzi tropy – okazuje się, że bohater, który ma w mniemaniu pewnej artystki wiele do odsłonięcia i pokazania, pozostaje tutaj czytelny, rozpoznawalny, wręcz statyczny w tym, kim jest i jak się zachowuje. Pozory kryje w sobie zachowanie tej, która chciałaby odsłonić bohatera. Największą zagadką powieści jest Liwia Gawlin, jej sposób postrzegania rzeczywistości i przekonywania do własnych wizji, charyzma i stojące za nią obcesowość oraz poczucie wyższości (gardzi pizzą czy seansami kinowymi). Otrzymujemy więc powieść o odkrywaniu niejednoznaczności w drugim człowieku, ale dzieje się to w przypadku postaci chcącej za wszelką cenę pokazać inne oblicze straumatyzowanym młodym ludziom, którzy gromadzą się w jej otoczeniu. „Niestandardowi” to także powieść zawierająca liczne czytelne i domyślne tropy z tekstów kultury. Sama fantazja o Liwii jako przewodniczce, osobie otwierającej nową drogę do poznania siebie kusi, by zadać pytanie o to, czego może być symbolem.
Liwia zaczepia Wiktora, proponując mu zrobienie zdjęcia. Ich relacja zaczyna się od kłamstwa, ale tylko Wiktor ma tego świadomość, wiedząc, że przedstawił się innym imieniem. Czterdziestotrzyletnia artystka wywiera na dwudziestoośmioletnim mężczyźnie ogromne wrażenie. Wiktor podąża jej śladami, by ostatecznie znaleźć się w grupie ludzi, którym Liwia oferuje sławę i bycie kimś niezwykłym. Bohaterka prowadzi grupę w taki sposób, by jej członkowie przestali wstydzić się własnych ułomności, a także spojrzeli na swoje ciało jako specyficzne dzieło sztuki. Pozbywają się wstydu, zahamowań, coraz mocniej ufają Liwii i tracą w pewnym momencie instynkt samozachowawczy – zawierzają jej wszystkie swoje tajemnice z przekonaniem, że opowiadanie o nich uczyni ich lepszymi ludźmi. Czy nie jest to złudna forma wiary w to, że świat naprawdę się na nich otwiera?
Wiktor czuje się gorszy. Dużo gorszy niż cała ludzkość. Wciąż wspomina wypadek, który naznaczył go na zawsze. Za tym, czego tak bardzo się wstydzi, kryje się dodatkowo historia wycofywania się bohatera z głównego nurtu życia. Ale także jego obcesowość oraz zgorzknienie sygnalizowane w narracji przez liczne kolokwializmy i wulgaryzmy. Wiktor rozstał się z kimś, kto go akceptował i budował bezpieczne ramy życia. Teraz pozostały mu puste mieszkanie oraz wspomnienia i cotygodniowe rytualne wizyty u rodziny, która jest dla niego opresyjna. Wiktor ceni sobie prostotę przekazu poezji Wisławy Szymborskiej. Żyje schematycznie i przewidywalnie, ale odnajduje się w tej bezpiecznej przestrzeni. W nią właśnie ingeruje Liwia, usiłując udowodnić bohaterowi, że winien walczyć ze swoimi demonami, by odkryć inną formę życia. Innego siebie, nienazwane dotychczas potrzeby i pragnienia. Naprawdę można odkryć się na nowo? Zobaczyć i poczuć coś, co nas omijało?
Bohater chce w gruncie rzeczy tego, co każdy człowiek – akceptacji. Nie tylko dla tego, czego się wstydzi, ale przede wszystkim dla własnych przekonań, lęków oraz uprzedzeń. Tymczasem Liwia chce z niego i jemu podobnych zrobić dzieła sztuki. Nie tylko pozwolić na to, by ich skryte emocje doszły do głosu i by spojrzeli na siebie z innej perspektywy. Artystka próbuje zrealizować własne koncepcje i marzenia, bazując na niepewności i frustracjach. Będzie to oczywiście miało konsekwencje – dla niej i dla jej podopiecznych. Urbaniak fantazjuje na temat tego, kim jesteśmy dla siebie i jak postrzega nas świat. O iluzoryczności tego postrzegania i pewności samych siebie. O tym, że nie zawsze wyjście naprzeciw temu, co stygmatyzujące, daje możliwość ekspiacji. „Niestandardowi” bowiem pokażą, w jakich iluzjach żyją nie tylko spragnieni akceptacji Liwii młodzi ludzie, ale także ona sama.
To również powieść o samotności i wyobcowaniu. Sięgając do Szekspira, Liwia nazywa Wiktora Kalibanem. Pokazuje mu jego życie z innej perspektywy, chce wydobyć go spod presji ograniczeń. Z drugiej jednak strony – zmusza do otwarcia się na przestrzeń, w której bohater wcale nie czuje się wolny. A do tego dochodzi również miłość – wynikła z fascynacji i zbudowana na wyobrażonym wizerunku. Urbaniak przez cały czas zdaje się sugerować, że wyobrażenia o świecie mogą być czasem bardziej niebezpieczne niż jego rozpoznawalne ramy i kształt. Dramat bohaterów będzie dramatem osobności w ich oczekiwaniach względem życia. Ale będzie to też powieść, która jest gorzką rozprawą z iluzorycznością tego, co nazywamy artystycznym wyzwoleniem.
„Niestandardowi” to także powieść pokazująca… dzisiejsze standardy piękna ukryte w szeregu ikon i obrazów, dla których ludzie bardzo często wbrew sobie zmieniają własne życie. Wiktor zostaje uwiedziony ideą bycia kimś lepszym, wyjątkowym. Poświęca dla niej praktycznie wszystko, bo jest w stanie uwierzyć, że diametralna zmiana w jego nastawieniu do życia jest możliwa. Tymczasem to, co ma uwierać i deprecjonować, jest atutem bohatera. Michał Paweł Urbaniak przedstawia zatem oczekiwania świata wobec piękna, a później dekonstruuje wyobrażenie o tym, co ma być dzisiaj wspaniałe i pożądane. Ta powieść opowiada również, w jaki sposób rozwijają się kompleksy, do czego może doprowadzić przekonanie o tym, że jest się gorszym, oraz jak niebezpieczne pułapki czekają tych, którzy nie są pewni swojej tożsamości.
„Niestandardowi”
to wieloznaczna opowieść o pozorach, w których tkwimy. O podatności na wpływ
innych. O tym, że artyzm postrzegany jest jako niezwykłość, a czasem kryje w
sobie wiele fałszu. Bohater tej powieści ostatecznie doznaje wielu
rozczarowań, ale jest to też powieść o dorastaniu do odpowiedzialności za
siebie. Tej rzeczywistej, nie skrytej w iluzjach i sugestiach innych. Ciekawa narracja o tym, że najprawdziwszym i najbardziej uczciwym odbiciem nas samych
jest to, co możemy codziennie zobaczyć w lustrze. I o tym, że łatwo powierzone
komuś zaufanie może dość szybko zostać zawiedzione. W swojej drugiej powieści
Urbaniak ponownie staje po stronie tych, których literatura niekoniecznie
uważnie opisuje, i po stronie bohaterów, którym w literaturze trzeba znaleźć
charakterystyczny język opisu.
Dzisiaj gdzie nie zajrzę to tam widzę nic interesującego. Kwasy na codzienność, zachęty do sięgania po przeciętne książki. Ta zainteresowała mnie przelotnie, jednak odechciało mi się jak poczytałam recenzje. Po co mi czytać książkę jak wiem już że Z tych kopciuszków nigdy nie będzie księżniczek i książąt. Widziałabym tu jakiś
OdpowiedzUsuńnie czytaj tego, zero autentyczności - taki koszmarek - dałem rady do połowy - historia bez grama autentyczności, dialogi koszmar ....
OdpowiedzUsuń