Pages

2021-07-20

„Czerwony wilk” Jen Williams

 

Wydawca: Wydawnictwo Feeria

Data wydania: 28 lipca 2021

Liczba stron: 400

Przekład: Zuzanna Lamża

Oprawa: miękka

Cena det.: 42,90 zł

Tytuł recenzji: W konfrontacji z bestią

Wszelkie fantazje na temat genetycznego dziedziczenia zła to wciąż ogromne i niezagospodarowane spektrum tematów literackich. Od wieków opowiadają o tym rozmaite powieści. W literaturze pięknej zwraca się uwagę przede wszystkim na nieświadomość tego, w jakim stopniu jest się dziedzicem traum i patologii po bliższych czy dalszych przodkach. Aby stworzyć wokół tego tematu dobry thriller, wystarczy pewne kwestie przejaskrawić, a psychologię lub niedopowiedzenia narracji innego gatunku przekształcić w zaskakujący ciąg przyczynowo-skutkowy, za którym wciąż stoi niepewność, czy zło otrzymane w spadku po rodzicu nie będzie najgorszym życiowym piętnem, a być może pozostanie mrocznym ukrytym znamieniem, którego istoty nie chce się znać. Jen Williams – na co dzień specjalizująca się, z tego co wiem, w zupełnie innym gatunku literackim – znakomicie wykorzystała wskazany problem, tworząc bardzo niejednoznaczną w przesłaniu powieść. Tu prawda o sobie samym z jednej strony może zabić, z drugiej jednak – paradoksalnie dać ogromną siłę. „Czerwony wilk” to historia mrocznego przeznaczenia i fatalizmu powtarzalności losu, ale jednocześnie opowieść o najbardziej bolesnej tajemnicy, za którą stanęły dla kogoś nadzieja i szansa na lepsze życie.

Heather Evans przybywa do domu zmarłej matki. Kobieta popełniła samobójstwo. Córka już od lat nie utrzymywała z nią kontaktu, piekło ich relacji naznaczyło odejście ojca Heather. Teraz bohaterka zmuszona będzie do konfrontacji trudniejszej niż pamiętanie wciąż na nowo o tym, dlaczego zmarł jej ojciec i co spowodowało erozję relacji z matką. Okazuje się, że zmarła zabrała ze sobą wiele tajemnic. Heather odkrywa z przerażeniem, iż matka oddaliła się od niej, ale tkwiła w jakiejś mrocznej relacji z człowiekiem, którego uwięziono za potworne zbrodnie. Spędzając kolejne dni na analizie tego, co pozostawiła po sobie rodzicielka, Heather zaczyna odkrywać w sobie zaskakującą determinację. Musi dowiedzieć się, kim była jej matka, bo być może dzięki temu zrozumie, kim sama się stała. Zwłaszcza że ktoś przypomina jej o pamięci. „Wiem, czym jesteś” – te słowa powracają i rezonują w wyobraźni kobiety. Aby wejść w otchłań piekielnych tajemnic sprzed lat, decyduje się na stanięcie twarzą w twarz z seryjnym mordercą kobiet. A potem na kolejne z nim spotkanie… i kolejne…

Williams świetnie dynamizuje fabułę, wplatając w nią historię z przeszłości – przerażającą i poruszającą opowieść o samotności i rozpaczliwym poszukiwaniu wewnętrznej wolności. Ale także o tym, że za poczuciem bezpieczeństwa paradoksalnie może stać zbrodnia. Poznając retrospekcje, zbliżamy się do zrozumienia tego, kim jest Heather, ale docieramy do tego inną drogą. Bohaterka działa po swojemu. To jedna z tych pełnokrwistych postaci pierwszoplanowych, z którą czytający bardzo szybko mogą się zidentyfikować i kibicować jej działaniom. Można odnieść wrażenie, że to ona chwilami jest ciekawsza od seryjnego mordercy, mimo że brytyjska pisarka stara się, by jego wizerunek był bardzo niejednoznaczny. Heather Evans to kobieta silnego charakteru, doskonale znająca swoją wartość, wściekła na wszelkiego rodzaju nierówności płciowe, mająca za sobą epizod na zawsze zmieniający jej życie zawodowe. To jednocześnie kobieta poszukująca czułości i za wszelką cenę pragnąca zrozumieć, co takiego wydarzyło się w jej relacjach z matką, że zniknęła ta czułość, która powinna ukształtować ją na całe życie. Heather odkryje, że miłość matki była silna i trwała. Ale dowie się tego we wstrząsających okolicznościach. A wcześniej walczyć będzie z osaczeniem – ktoś wciąż znajduje się blisko niej i próbuje dać jej do zrozumienia, że nie wie ona o sobie tego, co najgorsze. I nie przeczuwa, jak przerażająca prawda może kryć się w milczeniu matki, która pozbawiła się życia.

Feminizowanie Jen Williams idzie w parze z niejednoznacznym prezentowaniem wizerunku tego złego, szalonego oprawcy, zdeprawowanego mężczyzny, do którego jednak zbliżamy się bardzo niebezpiecznie i z zaskoczeniem śledzimy wspomnienie pewnej mrocznej relacji. „Czerwony wilk” to opowieść o aniele i potworze. O tym, że czułość, za którą tak tęskni Heather, kiedyś uchroniła kogoś przed samozagładą. A jednocześnie jest to czułość z gruntu fatalna. Bardzo niejednoznaczne jest to, w jaki sposób autorka zbliża i oddala od siebie pewne postaci, ale najmocniej doświadczoną osobą, która zbierze wspomnienia i stanie twarzą w twarz z przerażającą przeszłością, będzie niczego niepodejrzewająca Heather. Kobieta silna siłą samotności, a może jednak siłą skrytej, lecz niebywale silnej miłości matki?

Ciekawa jest konstrukcja tej powieści. Jen Williams odwołuje się do archetypicznego strachu. Tu bać się należy dzikiej bestii – tytułowego wilka, ale w szerszym rozumieniu włochatego zwierza z przerażającymi kłami, który już w baśniach wzbudza paniczny strach najmłodszego czytelnika. Wokół figury zwierzęcej bestii autorka skoncentruje intrygę na tyle frapującą, że chwilami można zawiesić w wyobraźni etyczne racjonalizowanie tego, co jest dobre, a co złe. Podoba mi się również wykorzystanie baśni braci Grimm z ich pełnym grozy, tajemniczości i okrucieństwa wizerunkiem. Bohaterowie tej książki odczytują teksty Grimm jako metafory różnego rodzaju. Jeden z nich usiłuje za pomocą parafraz baśni opowiedzieć samego siebie. Widać dbałość o to, by konsekwentnie tworzyć tu atmosferę narastającej grozy z wykorzystaniem wizerunków istniejących już w naszej świadomości, które tylko trzeba przypomnieć. Innymi słowy: boimy się u Williams tego, czego zawsze się baliśmy, ale nasze uczestnictwo w strachu odbywa się w inny sposób. By poznać przejmującą historię o tym, w jaki sposób zbrodnia splotła się z dawaniem nowego życia. Bo „Czerwony wilk” to frapująca powieść o niezwykłym dawaniu życia i bezkompromisowym jego odbieraniu.

Dodatkowo autorka bardzo sprawnie korzysta z klasycznych elementów wykorzystywanych w prozie tego gatunku. Pusty dom, w którym dzieją się niezrozumiałe rzeczy. Napisane przed laty listy domagające się nowej interpretacji. Przestrzeń lasu będącego jednocześnie miejscem wyzwolenia i śmiertelną pułapką. Do tego jeszcze stare zdjęcia prowadzące tam, dokąd nie powinny prowadzić. Klasyczny zestaw „straszaków”, ale na szczęście wykorzystany w bardzo inteligentny sposób – bez wtórności i banału. Biorąc pod uwagę również to, że fraza Williams jest jednocześnie dynamiczna i niejednoznaczna, otrzymujemy bardzo dobry thriller z takim rodzajem wiszącej nad nami niepewności, że opuszcza się świat przedstawiony z ulgą, lecz jednocześnie świadomością, że dramat głównej bohaterki wcale się nie kończy. To świadectwo tego, że można literacko skomplikować opowieść o fatalnej namiętności na tyle, by wydobyć z niej dużo więcej, niż przewiduje czytelnik. Intrygująca opowieść o „potworach z lasu”, zderzeniu dobroci z psychopatią i o tym, że jesteśmy często nieświadomymi uczestnikami dramatycznych historii, które ukształtowały nas bez naszej wiedzy.

1 komentarz: