Wydawca: Czwarta Strona
Data wydania: 9 lutego 2022
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka
Cena det.: 42,90 zł
Tytuł recenzji: Zniknięcie i powrót
Bartosza Szczygielskiego ciągnie w kierunku sensacji, o czym mogliśmy się przekonać już w powieści „Winni jesteśmy wszyscy”. Ta najnowsza jest oczywiście thrillerem, ale pojawiają się tu sceny – na przykład ta, gdzie ujawnia się główna bohaterka tej książki – które pokazują, w jaki sposób autor ćwiczy się w nieco innych technikach obrazowania, niż miało to miejsce w jego wcześniejszej twórczości. „Dolina Cieni” usatysfakcjonuje zatem i zwolenników wartkiej akcji, i czytelników oczekujących zaskakującej gry z ich wyobraźnią. To już stały element mojego czytania Szczygielskiego, kiedy gdzieś na marginesie zapisuję sobie kolejne pytania, bo czegoś na bieżąco nie rozumiem, a potem jak zawsze otrzymuję na te pytania odpowiedzi. Rzadko takie, jakie bym podejrzewał. To jest cecha charakterystyczna tego pisarza: potrafi zagubić i zirytować czytającego, aby potem przyłożyć mu między oczy, kiedy ujawnia to, co sam sobie rozpisał, zanim podjął się konstruowania fabuły. Tu również będziemy dość mocno zaskoczeni, chwilami bezradni, a na pewno uświadomieni, że Szczygielski rozpoczynał przecież swoją karierę od literatury mocno noir. „Dolina Cieni” będzie bardzo mroczną opowieścią o tajemnicach, które zmieniły czyjeś życie, a także o tym, że po latach przychodzi rozrachunek krzywd. I nikt nie jest w stanie przewidzieć, jakie kary zostaną komu wymierzone.
A winnych jest tu naprawdę wielu. Będziemy ich poznawać stopniowo, ale radzę zwrócić uwagę na to, że Bartosz Szczygielski będzie tu manipulował czytelnikami, którzy będą chcieli obdarzyć sympatią albo antypatią poszczególnych bohaterów. Jak zawsze twórca zadba o to, by wyjątkowo ciekawie przedstawić kobiece postacie. Tu na pierwszy plan wysunie się nastolatka o zadziwiająco dojrzałej osobowości i świadomości tego, co chce w życiu osiągnąć. Ta dziewczyna będzie sprawiać wrażenie bardzo przewidywalnej w tym, co robi i co czuje. Nic bardziej mylnego. „Dolina Cieni” będzie tak skonstruowana, że jej biografia – choć stale tylko punktowana – odsłoni coraz bardziej przerażające fakty z przeszłości. A od przeszłości chce uciec Tomasz Rach, samotnik żyjący przy granicy z Ukrainą, pracujący w tartaku i parający się przemytem lekkich narkotyków. Człowiek, który stara się być niewidzialny. Przyczajony, stale gotowy do ucieczki. Zatarł za sobą wszelkie ślady. Właściwie go nie ma. A jednak jego serce pulsuje mocno, a głowa nie pozbyła się wspomnień, z którymi Rach będzie musiał się skonfrontować. Niektóre z nich bowiem nie będą wspomnieniami, lecz wciąż żywymi faktami zmuszającymi do ponownego starcia z tym, od czego się uciekło.
Każdy z nas marzy czasem o nowym życiu, z nową tożsamością, pod zupełnie innym adresem. Jak wiele można poświęcić, aby rozpocząć coś nowego? A może jak bardzo trzeba się bać tego dotychczasowego życia, by zdecydować o jego końcu i uciec bezpowrotnie? W „Dolinie Cieni” nic nie będzie proste. Na pewno nie usiłowanie zdystansowania się. Bohater tej książki podejmuje trudne życiowe decyzje, które będą miały swoje konsekwencje. Jego motywacje staną się dla czytelnika niejednoznaczne: od początkowego zrozumienia, dlaczego postąpił tak, jak postąpił, po narastającą niechęć do Tomasza Racha. Dlaczego tak się dzieje? Ta dynamiczna proza wciąż na nowo ustawia koncentrujący uwagę obiekt w zupełnie innych miejscach. Zwłaszcza że momentami trzeba myśleć za bohatera, który wydaje się dość niefrasobliwy, gdy na przykład nie zastanawia się głębiej nad tym, jak dokładnie kiedyś zatuszowano jego zniknięcie, ani nad tym, dlaczego otrzymuje wiadomość tekstową na telefon, którego numeru nikt nie znał.
Sporo jest w fabule miejsc, kiedy możemy się dziwić, skąd to wszystko się bierze i w jaki logiczny sposób wytłumaczyć kilka wydarzeń. Tak, to były te momenty, kiedy zapisywałem sobie wspomniane pytania. Gdy przychodzi czas na odpowiedzi, dynamizm „Doliny Cieni” jest już bardzo mocny. Wcześniej zdajemy się zatrzymani gdzieś w czasie i przestrzeni razem z bohaterami. Na półwdechu, w jakimś zawieszeniu. Znaczna część tej książki stara się bowiem sugestywnie zobrazować moment wyczekiwania. Chwilami trudno jest określić, co buduje napięcie tego wyczekiwania, ale pewne jest, że główny bohater ma specyficznego antagonistę i wokół niego zbuduje się zajmująca intryga.
Szczygielski nie pierwszy raz opowiada o demonach z przeszłości, które powracają, bo nie sposób się było z nimi pożegnać. Tu obserwujemy, co się dzieje z ludźmi, którzy zaznali bolesnych strat. Niepowetowanych utrat na zawsze zmieniających ich percepcję i wrażliwość. Rach jest tu człowiekiem, któremu wydaje się, że doskonale nad wszystkim panuje – wie, jaki kierunek nadać swojemu tymczasowemu życiu, aby za jakiś czas stało się nowym życiem pełnym wolności. Ale to nie jest tak, że można pożegnać samego siebie. Zwłaszcza kiedy pojawiły się zbiegi okoliczności, które jakby cofały wszystko w czasie. Tomasz Rach i charyzmatyczna nastolatka wrócą tam, gdzie czeka ich tylko jakaś konfrontacja z tym, co piekielne. Z czymś, czego nie sposób było zapomnieć. Każde rusza w drogę z innym bagażem traumatycznych przeżyć. Kiedy zderzą się ze sobą prawdziwe motywacje działania tej dwójki, Szczygielski nie da już ani im, ani czytającym żadnego wyboru, bo będzie bezkompromisowy do ostatnich stron. Jednocześnie wciąż na nowo stawiając pytanie o to, co możemy zapomnieć, co wybaczyć, a co będzie domagać się zemsty.
„Dolina Cieni” opowiada ponurą historię o tym, że ucieczka od samego siebie nigdy nie jest możliwa. To także rzecz opowiadająca o kilku mrocznych zdarzeniach, które już na zawsze naznaczyły pewną wieś. „We wsi ciągle ktoś patrzy” – mówi miejscowy ksiądz. Być może poczucie tego, że wciąż jest się podglądanym i ocenianym, wzmacnia wspomniane już budowanie napięcia związanego z oczekiwaniem. Jesteśmy w małej społeczności, która ani niczego nie zapomniała, ani też nie przymyka oczu na to, co się obecnie dzieje. Ta książka jest też obrazem męskiego poczucia omnipotencji – panowania nad całym światem i rozdawania w nim kart. Nie tylko Rach będzie tym, który uważa, że rzadko się myli. Jego antagonista będzie dużo bardziej mroczny, choć portretowany dość jednoznacznie. Rozegra się tu w pewnym sensie bitwa testosteronu, ale jak wspomniałem – bardzo ważne, a może najważniejsze w tej opowieści są kobiety, które Szczygielski w swoich książkach zawsze traktuje ze szczególną empatią.
Dobrze dopasowana okładka
obrazuje bohaterów, którzy od początku do końca tkwią w symbolicznej mgle.
Próbując się z niej wydostać, widzą coraz lepiej kontury tego, czego tak naprawdę
nigdy nie chcieliby ujrzeć w pełni. Są tu ciche dramaty i spektakularne
próby wymierzania sprawiedliwości. Balans między tym, co intymne, a
sensacyjnymi dekoracjami został zachowany bardzo dobrze. Nie pozostaje nic
innego, jak polecić tę mgliście mroczną prozę. Kolejny dowód na to, że Bartosz
Szczygielski wciąż jest w znakomitej formie pisarskiej, unikając klisz i
schematyzmu.
Czytałam jedną książkę autora, ale mnie nie zachwyciła.
OdpowiedzUsuńMoże dam mu drugą szansę.