Pages

2022-10-10

„Koliber” Sandro Veronesi

 

Wydawca: Książnica

Data wydania: 12 października 2022

Liczba stron: 368

Przekład: Agata Pryciak

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,90 zł

Tytuł recenzji: Rodzina, pamięć, postrzeganie

Sięgnąłem po powieść Sandra Veronesiego, bo zawsze wyczulony na etykietę książkowego bestsellera mam świadomość, że można w tym modnym segmencie promującym często literackie mielizny odnaleźć jednak ciekawą i wartościową literaturę. „Koliber” jest właśnie taką książką. Jeśli miałbym wskazać coś, co zostało tutaj podkręcone właśnie pod kątem bestsellerowości, to jest to zakończenie. Ale wcześniej dzieje się dużo bardzo interesujących rzeczy, a całość ujmuje tym, jak jest skomponowana. Pomijając retrospekcje w przeskokach czasowych – które przez moment mogą wywołać poczucie zagubienia, lecz potem świetnie łączą się w całość –  jest to narracja będąca wyjątkowo osobistym wyznaniem twórczym. Niekoniecznie ze znajomością tego, o czym autor pisze na końcu, można rozpoznać mnogość różnych motywów literackich, muzycznych, odniesień do kultury masowej oraz wysokiej. A wszystko składa się w słodko-gorzką opowieść o tym, jak przemijamy. Jesteśmy tym, z czego się wydostaniemy, ale również tym, na co nigdy nie będziemy mieli wpływu. Tu przejawy różnorodności życia komponują się – bo uważam tę powieść za specyficzną kompozycję – przede wszystkim z fantazjami o tym, jak nieuchronnym i stałym elementem doświadczania świata jest kontakt z odchodzeniem. Śmierć u Veronesiego będzie przychodzić w zaskakujący sposób. Natomiast równie zaskakujące jest łączenie w sobie wynikających z utrat doświadczeń z tymi, które kształtują nas w rolach społecznych i rodzinnych. Jest to w gruncie rzeczy opowieść o upadku pewnej rodziny, co zresztą tak zostaje nazwane, ale nie ma tu ani fatalizmu, ani przekonania, że dramaturgię można oddać tylko w jeden dosadny sposób. Tym samym zyskujemy w „Kolibrze” z jednej strony panoramiczną, z drugiej jednak niezwykle intymną opowieść o kształtowaniu się tożsamości w trudnych relacjach. Albo w relacjach, które tylko miały zaistnieć, a tak naprawdę nigdy się nie wydarzyły.

Inspirowany Borisem Pasternakiem Marco Carrera wybrał swoją lekarską specjalizację zupełnie z punktu widzenia fabuły nieprzypadkowo. Jest okulistą, a historia jego życia to także splot różnych opowieści o tym, czym jesteśmy, postrzegając innych, przyglądając się ich życiu, nazywając je z pozycji obserwatora i… nie rozumiejąc w tym wszystkim samych siebie. Pozornie skomplikowane? Niekoniecznie. Jako czytelnicy również się przyglądamy. I poznajemy subiektywne punkty widzenia. Jednakże przez cały czas jesteśmy trzymani trochę na dystans do głównego bohatera, bo przecież „Koliber” chce go opowiedzieć raczej jako kogoś, na kogo patrzy się oczyma innych. Postać Marco jest bardzo ciekawie stworzona: można odnieść wrażenie, że ciężaru doświadczeń życiowych nie będzie w stanie unieść jeden mężczyzna, a jednocześnie ten mężczyzna wydaje się zdystansowany wobec wszystkiego, czego doświadcza. A doświadczy największych okrucieństw, zdziwień, rozczarowań, jak też najbardziej spektakularnych zaskoczeń. Veronesi opowiada zarówno o tym, co dręczy jego bohatera, jak i o tym – przede wszystkim – co stanowi życiowe udręki ludzi z jego najbliższego otoczenia.

Najciekawiej sportretowane są postacie kobiece. Także dlatego, że są jakby w oddaleniu, a bardzo intensywnie wpływają na emocje człowieka, który chciałby żyć trochę inaczej niż najważniejsze kobiety jego życia. Być może dlatego, że ich egzystencja to zwykle nie są wybory. Kobiety u Veronesiego najintensywniej zmagają się z samymi sobą. Potrzebują takiego wglądu w siebie, który kwestionuje Marco, bo każda z kobiet, która tu odchodzi, usiłuje zrozumieć swoją trudną sytuację dzięki psychoanalitykom, odważnym i rzekomo pełnym trafnych spostrzeżeń perspektywom obserwatorów widzących więcej, bo potrafiących słuchać. Tymczasem jedna po drugiej doświadczają prywatnych dramatów i bolesnych katastrof – nie są w stanie albo zapanować nad swoim życiem i emocjami, albo znaleźć kompromisów między tym, co trzeba koniecznie przeżyć, a tym, co w przeżywaniu swego istnienia może dawać jakąś satysfakcję. Tymczasem Marco jest pozornie usatysfakcjonowany. Miał szczęśliwe dzieciństwo, w którym nie dosięgało go nic z tego, co przyszło potem – z dorastaniem i wiedzą o swojej rodzinie. Wciąż gotowy jest do każdego rodzaju konfrontacji. Nawet jeśli jest to konfrontacja ze śmiercią. Tu umierają kobiety, które odchodząc, zabierają część bohatera ze sobą w niebyt. A jednak cały czas – paradoksalnie – bohater „Kolibra” zyskuje coraz więcej z każdym bolesnym dla niego odejściem. Żałoba ma tu wymiar bardzo nieoczywisty. Opowieść o doświadczaniu goryczy oraz melancholii jest już bardzo sugestywna i przemawia za pomocą oczywistych środków wyrazu. Czy jest to zatem opowieść o mężczyźnie, który w relacjach z kobietami każdy otrzymany cios utraty przekuł w coraz większą determinację, by nie poddać się rozpaczy?

„Koliber” to powieść o wszystkim, co komplikuje nam bliskość w rodzinie, ale również o tym, co wciąż na nowo każe domagać się szukania bezpieczeństwa w relacjach, które kształtują na zawsze. Doświadczeniami rodzinnymi Marco są jednak przede wszystkim konflikty. A potem milczenie. I stojąca za nimi bezradność. Dorastający bohater chce wspierać swoją naznaczoną wewnętrznym cierpieniem siostrę, a potem zaczyna mu brakować przekonania, by równie silnie zaangażować się w to, jak bardzo nie radzi sobie z życiem jego żona. W tym wszystkim sygnalizowane jest ciągłe napięcie. Veronesi pokazuje, jak bezradni możemy być w obliczu rozpaczy i jak stosunkowo łatwo możemy przez to stracić wszystko w relacji. Tu pojawi się także historia o tym, że ktoś wybiera oddalenie zamiast bliskości, a także pasjonująca opowieść o wielkim romansie, którego nigdy nie można było nazwać miłosnym spełnieniem.

Przyglądając się trudnym, lecz bardzo przekonująco zarysowanym relacjom, przyglądamy się w gruncie rzeczy różnego rodzaju niegotowościom człowieka na to, by uczynić swoje życie szczęśliwym. Marco zdaje się zachowywać bezpieczny dystans wobec każdego rodzaju życiowej katastrofy, ale to przecież nie jest historia nieczułego mężczyzny, który broni się przed wszelkimi formami traumy przez jej wyparcie lub bagatelizowanie. Nie. Jesteśmy w świecie, w którym ludzie walczą o siebie i ze sobą – i bardzo często przegrywają różne egzystencjalne batalie. Jest tu też sygnalizowana nadzieja na przemianę, także tę twórczą. W tym znaczeniu bardzo istotna będzie postać najmłodszej w rodzinie kobiety. Tej, którą jeszcze przed narodzeniem matka nazywa Człowiekiem Przyszłości. Przeniesiemy się w nieodległą przyszłość, bo „Koliber” to też śmiała fantazja o tym, że zawsze w jakimś stopniu kształtuje nas nasza przyszłość. A w tym wszystkim bardzo cenna różnorodność perspektyw, bo często na to samo zdarzenie patrzymy z kilku punktów. By było bardziej mozaikowo, włoski prozaik proponuje wszystkie typy narracji: od sugestywności pierwszoosobowej, przez zagadkowość drugoosobowej, po pozornie sprawozdawczą narrację trzecioosobową. Bardzo wiele znaczy tu również to, co niewypowiedziane. Bohaterom brakuje czasu lub odwagi, by pewne wyznania się zwerbalizowały. A sam czas jest i ekscentryczny, i okrutnie niewrażliwy na krzywdy, i jednocześnie narzucający tu specyficzny rytm tej nietuzinkowej sadze.

Sandro Veronesi będzie się starał oddać złożoność portretowanej rodziny także za pomocą stylistyki: od zasadniczego punktowania po strumienie świadomości owocujące zdaniami wielokrotnie złożonymi, których puls jest mocno odczuwalny i chwilami ta książka po prostu nie daje się odłożyć. „Koliber” to też historia o symbolicznej niskorosłości, „naprawianiu” przez ojca, przyspieszaniu i zwalnianiu przyswajania sobie osobliwie trudnych życiowych doświadczeń. Jest tu również dużo o tym, jakie demony sami tworzymy w sobie, a co demonicznego mogą nieść nam najbliżsi. Rozstania, zbliżenia, przekonania o tym, że niesie się w sobie pecha dla innych i samemu jest się życiowym pechem – pośród wszystkich mrocznych zdarzeń Veronesi tworzy jednak klimat powieści niesamowicie podbudowującej. O tym, jaką siłę możemy zdobyć, przeżywając kryzys, a jednocześnie o melancholii kryzysu, za którym zawsze stoi przerażająca nas zmiana, której nie rozumiemy. Mądra książka o sile, tęsknocie, przywiązaniu i umiejętności żegnania się z ludźmi, którzy nie zdążyli pożegnać się z nami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz