Pages

2023-01-11

„Spaleni w ogniu” Jaume Cabré

 

Wydawca: Wydawnictwo Marginesy

Data wydania: 11 stycznia 2023

Liczba stron: 192

Przekład: Anna Sawicka

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,90 zł

Tytuł recenzji: Droga (nie)pamięci

Mam wrażenie, że będzie to najbardziej polaryzująca opinie czytelników książka Jaume Cabrégo. A jednocześnie nie przejdzie się wobec niej obojętnie bez względu na to, co lektura pozostawi po sobie – poczucie utkwienia w chaosie albo wielką przyjemność estetyczną obcowania z powieścią, która tak znakomicie pokaże literackie możliwości kształtowania, deformowania i destrukcji rzeczywistości oraz tę niezwykłą plastyczność, która z wyobraźnią twórcy może stworzyć przestrzeń absurdu i szaleństwa albo misternie uporządkowanej układanki twórczej. Bo czym naprawdę są „Spaleni w ogniu”? Powieścią o niezbyt dużym ciężarze gatunkowym czy może rozprawą filozoficzną? A może specyficzną przypowieścią o tym, czym jest fatalizm ludzkiej (i nie tylko) egzystencji? Cabré dynamizuje swoją krótką książkę dialogami, ale wydaje mi się, że wbrew pozorom trzeba ją czytać powoli. Tu zagadki będą się mnożyć, tropy staną się coraz bardziej nieoczywiste, a i tak jestem przekonany, że każda osoba sięgająca po tę powieść będzie ją w stanie zinterpretować po swojemu, zatem mamy tu do czynienia z literackim wyzwaniem, lecz również z niezwykle ponurą w moim odczuciu historią o tym, że nie mamy wpływu na większość spraw, o których myślimy, że nad nimi panujemy.

Ta ponurość ujawnia się już w konstrukcji głównego bohatera. Ismael jest w zasadzie antybohaterem. Dzieckiem sprowadzającym dosłowny i symboliczny chłód już przy swoich narodzinach. Mierzącym się z poczuciem winy po odejściu matki oraz goryczą wobec ojca, który ucieknie w szaleństwo i nie weźmie na siebie odpowiedzialności za krzywdy wyrządzone synowi. Tymczasem cała na pozór logiczna i uporządkowana historia życia Ismaela zaczyna uciekać – przede wszystkim przed ciągiem przyczynowo-skutkowym, przed porządkującą rzeczywistość tak zwaną strzałką czasu, bo Cabré zamieni procesy odwracalne w nieodwracalne i na odwrót. Rozpocznie się nieco poetycka szarada (choć to przecież proza) oraz mnożenie tajemnic. Okaże się, że osobność głównej postaci, przypominająca bohaterów Daniela Defoe czy Ernesta Hemingwaya, stanie się punktem wyjścia fabularnych rozgrywek o uzyskanie pełnego dostępu do tego, kim jest on sam – dla siebie i dla świata.

„To ja jestem tym, który nic nie wie” – Ismael zdefiniuje się w taki sposób, gdy odzyska przytomność po dramatycznym zdarzeniu, które antycypuje tu jeszcze większy dramatyzm. Wszystko zmienia się na naszych oczach: przestrzenie, w jakich przebywamy, tożsamości bohaterów, ich funkcje oraz życiowe zadania, a przede wszystkim związki z człowiekiem, dla którego amnezja jest opresją, lecz przypominanie – przede wszystkim o samym sobie – stanie się początkiem prawdziwego koszmaru. Nie jest tu bynajmniej tak przerażająco, jak by mogło się wydawać, albowiem autor „Spalonych w ogniu” rozładowuje napięcie poprzez dowcip sytuacyjny lub słowny. To taki czarny humor z dodatkowym przesłaniem, ale najważniejsze jest to, że Cabré nie tworzy powieści jednoznacznej w swej wymowie, a tym samym eksperymentuje ze sposobami opowiadania o tym, czego ucieleśnieniem jest los Ismaela.

Jakkolwiek enigmatyczne i tylko częściowo wyjaśniane literackimi tropami są tutaj postacie towarzyszące bohaterowi, wydają się dużo ciekawsze, kiedy śledzi się ich związki z tym, w jaki sposób oddziałują na mężczyznę, któremu udało się przez dłuższy czas zamknąć w świecie swoich tęsknot, pragnień i neuroz, obłożyć książkami pochłanianymi wręcz kompulsywnie, a który pewnego dnia po prostu musi wyjść po chleb. I z tego spaceru nie wróci już do swojego bezpiecznego mieszkania, do którego bliska mu kobieta stara się wpuścić oddech prawdziwego życia, smaki, swoją czułość i przekonanie, że nie jest to przestrzeń opresji.

Tymczasem Jaume Cabré prowadzi nas w kierunku coraz bardziej nieznośnych niewiadomych. Kiedy dołącza do swej opowieści drugą historię i gdy w trakcie lektury zaczynamy nerwowo poszukiwać symbolicznych znaczeń dzika, nie spodziewamy się tego, w jaki sposób twórca połączy dwie historie – jakkolwiek surrealistycznie by się do siebie zbliżały. Ale wcześniej dzieje się bardzo dużo i stanowi to dla czytelnika zarówno obciążenie, jak i niewątpliwą atrakcję. Okazuje się, że miejsca, w których przebywa Ismael, nie są w żaden sposób oczywiste. Określona przestrzeń staje się pułapką. Bohater Cabrégo przestaje być mizantropem, do którego otoczenie nie ma dostępu. Staje się człowiekiem, który być może jest odpowiedzialny za największe zło, jakie można wyrządzić drugiej osobie. Szybko orientujemy się, że salwuje się ucieczką, ale nie jest pewien, czy uda mu się uciec, bo nie do końca rozumie, przed czym ucieka. To oczywiście nasze, czytających, zadanie, by zrozumieć więcej i szerzej niż Ismael tkwiący w swych bolesnych ograniczeniach percepcji. Do czasu. Bo okaże się, że „Spaleni w ogniu”, z ciekawie wykorzystanym tutaj motywem autodestrukcji ćmy, rozegra specyficzną grę nie tylko z linearnie upływającym czasem, który wcale tak tu płynąć nie będzie, ale zaoferuje nam wręcz powieść detektywistyczną. Istotna stanie się pewna fraza, a za jej zrozumieniem stać będzie szaleństwo bądź wyzwolenie.

Ta powieść w bardzo ciekawy sposób pokazuje dramat doświadczenia zaburzenia percepcji, dezintegracji osobowości, wrastania w ogromną nieufność – wobec wszystkiego, co otacza i staje się z definicji wrogiem, bo główny bohater tej książki zostaje rozpaczliwie samotny przede wszystkim z tajemnicą tego, kim jest albo kim się całkiem niedawno stał. „Spaleni w ogniu” to również opowieść o wyrządzaniu zła – samemu sobie oraz komuś. Najciekawiej jednak powieść prezentuje się jako ocean rozmaitych asocjacji. Są tu bardzo czytelne odniesienia do literatury, filozofii i kultury, ale jest też ukrytych sporo trudniejszych do rozszyfrowania tropów. Sam mam wrażenie, że niektóre wywiodły mnie w pole, a niektórych nie dostrzegłem. Bo kiedy wejdzie się w ten dynamiczny i przewrotny rytm, można tkwić w powieści Cabrégo jak na autostradzie w samochodzie, w którym nagle psują się hamulce. Przed nami horyzont, kolejne cele. Możemy wciąż się poruszać w szybkim tempie, ale nie jesteśmy pewni, ku czemu zmierzamy. W przeciwieństwie do ćmy lecącej w kierunku własnej śmierci. Dlatego jestem przekonany, że po zamknięciu tej książki pojawi się jakiegoś rodzaju poczucie ulgi. Że to wszystko, co nas uwierało, zostało jednak na kartach tej enigmatycznej powieści.

Tak jak dla młodego dzika nie jest jasne określenie „pieczyste”, tak dla Ismaela źródłem niewiedzy jest sięganie w głąb siebie. Zarówno zwierzęcy, jak i ludzki bohater przeczuwają jedno: w pobliżu czaić się może coś złego. Coś, co zmieni wszystko. I Cabré ten egzystencjalny strach rozpisuje tu na kilka ról. Za każdym razem przejmująco. To będzie taki rodzaj przejęcia, w którym zaczniemy kwestionować to, co czytamy, bo może stać się w naszych oczach po prostu straszne. Bać się będzie można bohaterów, jak i o nich. Ale jest tu coś jeszcze bardziej cennego. Intrygujące są szczególnie kobiece postacie. Równie tajemnicze jak cała reszta elementów świata przedstawionego tej książki. To powieść śmiała, bezkompromisowa i trochę ekscentryczna. Absolutnie nikogo nie pozostawi obojętnym, a to się coraz rzadziej zdarza w segmencie literatury pięknej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz