Pages

2013-01-07

"Wolne" Remigiusz Grzela

Miniony rok przyniósł dwie książki z opowieściami kobiet; dwa zbiory wywiadów z tymi, które zdecydowały się publicznie o sobie opowiedzieć. Jakość wywiadów, jaką prezentuje Remigiusz Grzela w wydanych niedawno „Wolnych”, nie ustępuje przenikliwości pytaniom Aleksandry Boćkowskiej, autorki książki „One za tym stoją”. Tyle tylko, że ta druga, wydana dość tendencyjnie 8 marca i zawierająca osiem rozmów z kobietami sukcesu, jednak nie jest jakością tak dobrą jak „Wolne”, bo to książką z tezą; niekoniecznie słuszną, a wciąż podkreślaną. Grzela wybrał swoje rozmówczynie wedle zupełnie innych kryteriów niż Boćkowska. Zdecydował się – w przeciwieństwie do swojej koleżanki po fachu z „Elle” – na rozmowy z kobietami, których historie zajmują nie dlatego, że coś wywalczyły i za coś tam są odpowiedzialne, a my winniśmy im wdzięczność. Kobiety w książce Grzeli dla niego samego są bohaterkami, bo zdobyły w życiu prawdziwą wolność. Musiały o nią czasem długo zabiegać. To rozmówczynie, które już przeżyły w życiu to, co najważniejsze – jak Julia Hartwig czy Wanda Wiłkomirska – oraz takie, których wybory sprzed lat dopiero owocują. Powodują tym samym, iż ich życie może się zmienić, nie uznając zasady, że metrykalnie dojrzałe przeszły już w życiu wszystko, co najważniejsze.

Ta książka nabiera nowego wymiaru po tym, jak przed kilkoma dniami odeszła Teresa Torańska, jedna z rozmówczyń Remigiusza Grzeli. Widać w ich rozmowie wzajemną bliskość i poczucie, że dyskutują nie tyle o czymś ważnym, co się wydarzyło, ale przede wszystkim o planach na przyszłość, bo żywioł życia między nimi kipi. Sama Torańska – baczna, wnikliwa i uważna dziennikarka z przypadku – chciała w życiu jeszcze wiele osiągnąć, niejednej historii wysłuchać; przedstawić czytelnikom prawdę o tragedii smoleńskiej i zajrzeć głęboko w oczy Donaldowi Tuskowi, który może kiedyś zgodziłby się na długą i szczerą rozmowę. Torańska opowiada o własnym dojrzewaniu do tego, aby być dziennikarką. Zwraca uwagę, że współczesne dziennikarstwo jakby wyzbyło się pamięci, jest bezrefleksyjne, nastawione na wierszówkę i zysk. Ona zawsze pisała po to, by zrozumieć problem, jaki porusza. Uważam, że Remigiusz Grzela ujawnia w „Wolnych” nie tylko fascynację warsztatem Torańskiej i jej bezkompromisowość, co potwierdza, iż dobry dziennikarz powinien umieć słuchać. Zasłyszane przez niego historie walczących o wolność i zdobywających ją w różnych aspektach życia wielogłosową opowieścią o tożsamości i wewnętrznej sile, której przyjrzał się ktoś, dla kogo pytać, to znaczy starać się naprawdę rozumieć.

Można zadać sobie pytanie, czy coś łączy utytułowaną poetkę, kilka aktorek i dziennikarek, prowadzącą w Gdańsku tramwaj, jaki zatrzymała w 1980 roku czy też światowej sławy skrzypaczkę albo siostry reżyserujące filmy, które wraz z matką opowiadają o momentach przejścia do życia, gdy musiały wziąć za siebie pełną odpowiedzialność. Można o to pytać, ale wydaje mi się, iż takie pytanie nie jest tutaj istotne. Grzela nie tyle stara się pokazywać podobieństwa, co przede wszystkim rozmawiać z kobietami, jakim los niekoniecznie dawał drugą szansę; zdobyły ją, wykradły albo przyszła do nich przypadkiem. Niektóre – jak Zofia Posmysz – afirmują po prostu fakt, że żyją. Dla innych bycie tą, którą jest się teraz, to efekt trudu dorastania do własnej tożsamości i spośród tych rozmówczyń najbardziej przejmująca jest opowieść Teresy Nawrot. Ta aktorka – emigrantka ukazuje dwa oblicza teatru Grotowskiego, który wywarł na nią kolosalne wrażenie. Gdzieś między niebem a piekłem Laboratorium, między radością pracy a traumą upokorzeń; między wiarą we własne możliwości a poddaniem się uzależnieniu od leków uspokajających – tam gdzieś wykuta jest prawdziwa twarz Teresy Nawrot, która odnalazła swe szczęście i spełnienie.

Piękne są opowieści tych odrzucanych i niekochanych, które jednak znalazły w życiu to, co ma Teresa Nawrot. Henryka Krzywonos ze swym trudnym żywotem niepokornej politycznie nakreśla jedynie życie w patologicznej rodzinie bez miłości. Mimo braku wzorców udało jej stworzyć inną. Historia jej rodzinnego domu dziecka urzeka w równym stopniu, co opowieść o nieustępliwości, jakiej dał początek dzień, w którym zatrzymała swą „piętnastkę”. Przeszłość Henryki Krzywonos odeszła wraz z ideałami podzielonych dziś członków „Solidarności”. Tymczasem zwracają uwagę historie tych kobiet, które z demonami przeszłości poradzić sobie nie mogą, choć przecież widzimy, iż pozornie radzą sobie nieźle. To wspomniana Zofia Posmysz ze swoją obozową przeszłością. Krystyna Chiger, która czternaście miesięcy spędziła w lwowskich kanałach. Alina Świdowska grająca postać swojej matki, lekarki z getta i współpracownicy Marka Edelmana. Kobiety, która miała czas i zrozumienie dla wszystkich, a nie dla własnej córki.

Są też kobiety, które z różnych przyczyn nie chcą mówić o sobie. To Julia Hartwig czy Hanna Krall. Budują w rozmowach dystans, ale jednocześnie są szczere. Formalizm i dyscyplina pisania Hartwig idzie w parze z jej pragnieniem nieobciążania nikogo własnymi przeżyciami. Krall tymczasem umieszcza samą siebie gdzieś w głębi swoich reportaży, ale nigdy nie wskazuje, gdzie tak naprawdę się ukryła. Wylewność Wandy Wiłkomirskiej, która szczerze przyznaje, że nagrała się już i nażyła kontrastuje z pozornym chłodem wyżej wskazanych rozmówczyń. Tymczasem ich historie, tak jak dziesięć pozostałych, to ujmujące prostotą opowieści o życiu w cieniu przeszłości i przeszłości, dzięki której mogły raźniej patrzeć w przyszłość. „Wolne” to zdecydowanie zbiór pytań, a nie odpowiedzi. Kobieca dojrzałość niejedno ma imię. Remigiusz Grzela potrafi to imię wywołać nawet z największej ciemności wspomnień.

Nic nie szkodzi, że większość z tych rozmów była już publikowana. Do takich wywiadów warto wracać. Takim wywiadom należy się kolejne życie. Bo takie zdobyły od losu niektóre bohaterki tej książki.

Wydawnictwo „Krytyki Politycznej”, 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz