Pages

2017-09-19

„Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu” Marcin Wójcik

Wydawca: Agora

Data wydania: 13 września 2017

Liczba stron: 304

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,99 zł

Tytuł recenzji: Czy czegoś nie wiemy?

Można pokusić się o tezę, że Marcin Wójcik obsesyjnie trzyma się tego samego kręgu tematów, bo oto po reportażu diagnozującym kondycję grupy polskich wiernych autor zdecydował się opisać ich kościelnych mentorów. O ile „W rodzinie ojca mego” był tekstem z nerwem publicystycznym i ważnymi socjologicznymi spostrzeżeniami, o tyle drugi reportaż krążący wokół tematu celibatu księży nie proponuje żadnych odkrywczych kwestii do przemyślenia. Nie ma tak sugestywnej mocy jak poprzednia książka i w gruncie rzeczy nie opowiada o niczym nowym albo też nieznanym. Już w jednej z opisywanych historii pada spostrzeżenie, że opresyjność względem zachowania wstrzemięźliwości i bezżeństwa dotyczyła wcześniej Kościoła katolickiego oraz środowiska wiernych, a dzisiaj pozostała już tylko w kręgu tego pierwszego, bo ludzie zwyczajnie zaakceptowali, że ksiądz jako mężczyzna ma swoje osobiste potrzeby i oczekiwania, których nie powinno blokować coś, co jest przecież przepisem, nie dogmatem. Tak więc ludzie swoje wiedzą, nic nikogo nie dziwi i wielokrotnie w portretowanych historiach dostrzega się tę akceptację opinii publicznej wobec praw księży, których to praw odmawia im instytucja. Czy zaskakujące mogą być opowieści o tym, jak księża radzą sobie z napięciem seksualnym? Narracje o nocnych klubach, seksie zbiorowym czy homoseksualnym niekoniecznie mają mieć ścisły związek z tezą, że takie działania wyzwala ograniczenie celibatu. Wyżej wymienione formy aktywności przynależą do pewnych struktur psychicznych – bez względu na to, czy otoczenie lub instytucja, w której funkcjonują, mają wobec tego jakieś obiekcje. Nie wiązałbym celibatu z tym, że mężczyźni potajemnie wiodą życie seksualne porządkowane przez odbiegające od zwyczajowych aktów seksualnych praktyki. Wójcik opowiada za to ciekawie o nieznośnej przestrzeni opresji, w której muszą żyć najpierw młodzieńcy w seminarium, a potem dojrzali mężczyźni w swych plebaniach. Mówi o narastającej samotności, ogromnych pokładach frustracji i wiecznej walce wewnętrznej – między tym, co uświęcone przez instytucję, a tym, co zwyczajnie ludzkie i niepasujące do danego przepisu.

„Celibat” to książka wielogłosowa i to jej zasadniczy atut. Wątpliwe mogą pozostać fragmenty beletrystyczne, czyli autorskie zmyślenia hipotetycznych dzienników kleryków. Dużo ciekawsze niż zmyślenie może być to, co czytamy o faktycznej strukturze seminariów duchownych. Miejsc izolacji i specyficznej opresji, z których wydobywają się nadal bardzo młodzi mężczyźni, jeszcze niemal chłopcy, otrzymujący status absolutnego autorytetu – a z nim niekiedy trudno jest sobie poradzić. Klerycy mają nie istnieć w kwestii swojej seksualności. Nikt z nimi o tym nie rozmawia. Ma samoistnie nastąpić zjawisko wyparcia potrzeb seksualnych. Uporządkowania myśli i ciała na bardzo skomplikowanych zasadach, w których najważniejsze są myślowy rygor i dyscyplina panowania nad sobą w każdym wymiarze. To nie celibat robi największą krzywdę dorastającym księżom. To sposób indoktrynacji oraz narzucania trybów życia, do których wszyscy muszą się bezwzględnie dopasować.

Wójcik zaznacza, że do XII wieku małżeństwa polskich księży były czymś normalnym. Początek dwudziestego stulecia na stałe zapisał słowo „celibat” w kodeksie prawa kanonicznego. Uwarunkowania umowy zatwierdzonej przez ludzi mają dawać prawo do interpretacji samotniczego życia jako modelu oczekiwanego przez transcendentną siłę. Co w rzeczywistości niesie w sobie opresyjność celibatu? Ta książka proponuje czytelne sugestie na temat tego, co dawałoby jego zniesienie i dla kogo jest on bardzo wygodny. Jakie pytania stawia przed księżmi i jakie wątpliwości zasiewa – w nich i opinii publicznej? Autor przysłuchuje się historiom kobiet, które pokochały księży. Tych, którzy byli gotowi zrezygnować dla nich z posługi kapłańskiej, oraz tych, którzy stale miotali się między miłością a ugruntowanym przez lata przekonaniem, czemu i w jaki sposób mają być posłuszni. Związki księży z kobietami i mężczyznami to nie są same historie z happy endem. Nie dlatego, że Kościół katolicki wkłada wiele środków w to, by tuszować wszelkie relacje osobiste nawiązane przez tych, którym nakazano wstrzemięźliwość i bezżeństwo. Chodzi o to, że zakochujący się księża potrafią być – jak wszyscy inni mężczyźni – nieodpowiedzialni w związkach, opresyjni dla swych partnerek czy partnerów. Jedynym wyjątkowo elektryzującym aspektem uciekania od celibatu w potrzeby ciała są opisane historie o pedofilii. Dramatyczne relacje tych, których księża skrzywdzili, ale za krzywdzącymi stoją potężne machiny do tuszowania zbrodniczych poczynań. To rzeczywiście wywołuje emocje. W całej dość mało emocjonującej książce.

Brakuje mi w „Celibacie” jakiejś reporterskiej dyscypliny, porządkowania prezentowanych wątków. Jest czytelnie zarysowana geneza oraz historia celibatu, idą za tym tematycznie spójne historie, których wysłuchanie i przeanalizowanie na pewno zajęło Marcinowi Wójcikowi sporo czasu. Jest sygnalizowane przekonanie, że celibat od dawna jest przeżytkiem i skoro hierarchowie kościelni nie chcą z nim zerwać – choćby po to, by majątków zmarłych nie dziedziczyły ich rodziny, odbierając dobra instytucji – zerwało z nim wielu wiernych (w takim znaczeniu, że romansujący ksiądz nie jest już tak często stygmatyzowany). Ksiądz, który błądzi między przekonaniem, iż robi coś złego – co w formie indoktrynacji mocno mu wpojono – jest człowiekiem zwyczajnie osamotnionym i zagubionym. Ciekawe są opinie samych księży o tym, jakie grzechy charakteryzują instytucję Kościoła katolickiego. Czy największym z nich jest hipokryzja? Teza o tym, że w Kościele dzieje się źle, broni się sama w sobie, bez sięgania po kwestię celibatu. Celibat jednak jest tu początkiem rozważań o ludzkiej potrzebie szukania dogmatów w tym, co stanowi jedynie ustalenie stworzone na przestrzeni wieków przez grupę ludzi. Konia z rzędem temu, kto uzna, co tematycznie w tej książce ma grać pierwsze skrzypce i który z tematów obrazować coś, z czego nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę.

Każda forma wypierania pragnień i potrzeb staje się osobistą opresją. Celibat funkcjonuje jako synonim opresji narzuconej, ale także czegoś, za czym stoją obostrzenia stworzone na potrzeby funkcjonowania instytucji, nie duchowego rozwoju człowieka. Po lekturze książki Marcina Wójcika można spojrzeć na mężczyzn w koloratkach z większą dozą empatii. Można także spojrzeć na problem szerzej. Warto odnotować opowieść londyńskiego księdza, który o kwestii celibatu wyraża się z wyjątkową, bardzo racjonalną atencją. Mogłaby to być książka o tym, kiedy i na jakich zasadach człowiek ustanawia sobie granice niekompatybilne z potrzebami swojego ciała. Jest „Celibat” na pewno historią o męskiej samotności i takim rodzaju wyobcowania, na które nie można się poskarżyć w wygodnym fotelu psychoterapeuty. Dla wielu swoich rozmówców Wójcik był właśnie kimś takim. Co mają dać czytelnikom te spowiedzi i opowieści? Szukam jasnej odpowiedzi na to pytanie i nie mogę jej znaleźć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz