Pages

2017-12-22

„Krew” Bartosz Szczygielski

Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 8 listopada 2017

Liczba stron: 400

Oprawa: miękka

Cena det.: 39,99 zł

Tytuł recenzji: Podwójna walka

Druga książka kryminalnego tryptyku zawsze niesie ze sobą pewne trudności dla autora. Czy w powieści środka bardzo rozbudowywać warstwę fabularną? Czy udzielić czytelnikowi wystarczająco dużo odpowiedzi na pytania, które nasunęła część pierwsza? Może wcale nie odsłaniać kart? Jeśli tak, to jak zbudować napięcie w takiej narracji? „Krew” Bartosza Szczygielskiego wychodzi praktycznie w tym samym czasie co „Zapach suszy” Tomasza Sekielskiego. Obaj pisarze proponują nam nieco inny schemat powieści przejścia. Szczygielski pozostaje konsekwentny w swojej mrocznej wizyjności i jednemu z bohaterów daje pewną taryfę ulgową, drugiego zaś potwornie eksploatuje. Sekielski koncentruje się ściśle na treściach z pierwszej części powieści, tę drugą budując na retrospekcjach i w gruncie rzeczy zostawiając najlepsze smaczki na koniec. U Szczygielskiego mamy niejako odrębną strukturę fabularną. Dwie struktury, bo „Krew” tworzą konkretnie dwie narracje. Czy są symultaniczne? Uzupełnią się czy może poszerzą spektrum problemów? I Sekielski, i Szczygielski przykuwają uwagę bardzo mocno, choć na różne sposoby. Obaj udowadniają, że ta druga część tryptyku nie jest tylko zapychaniem stron na potrzeby kolejnych planowanych rozwiązań fabularnych. „Krew” dodatkowo opowie jeszcze historię pewnego zamkniętego miejsca – stworzy klaustrofobiczny klimat i pokaże, że nic ani nikt nie są tym, czym mogą się wydawać.

Zakończenie „Aorty” bardzo wysoko podniosło poprzeczkę. Autor musiał zdecydować, co zrobić ze skrajnie dramatyczną sytuacją, w jakiej znalazł się jego policjant, Gabriel Byś. Umieścił go w Tworkach, pośród ludzi z deficytami we właściwym odbiorze rzeczywistości. Okazuje się, że Byś czuje się w szpitalu psychiatrycznym jak w domu. Przestrzeń nie jest dla niego opresyjna, dzięki niej uzyskuje życiową równowagę. Problemy świata zewnętrznego nie istnieją w takim wymiarze, w jakim dawały o sobie znać. Nie wiemy, czy Byś przepracował największą życiową traumę, ale widzimy, że udaje mu się normalnie funkcjonować. Niekoniecznie w taki sposób funkcjonuje szpital. Stanie się areną zaskakujących wydarzeń. Przerażających i odrealnionych jak funkcjonowanie pacjentów. Byś wykazuje się największą trzeźwością umysłu, ale i tak zostanie zwiedziony. Do kolejnej sprawy kryminalnej dołączy z pozycji pacjenta. Jako pacjent zobaczy też i zrozumie nieco więcej niż ludzie spoza Tworek, ale i tak zostanie zaskoczony, a wraz z nim czytelnicy ze złudnym poczuciem kontroli prezentowanych wydarzeń.

Katarzyna Sokół nie gra już pierwszych skrzypiec i narracja o jej perypetiach jest równorzędna z tym, co przeżywa Gabriel Byś w psychiatrycznym zamknięciu. Kaśka także jest zamknięta. Odizolowana od świata i terroryzowana na tyle, by miała świadomość, iż na zawsze pozostaje czyjąś własnością. Bohaterka podejmuje się brawurowej i heroicznej próby ucieczki z zabójczych ramion oprawcy. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje będzie miała jej ucieczka. Nie ma pojęcia, co czeka ją tam, gdzie wreszcie skonfrontuje żal z bliską jej osobą. Wie jedno – nikomu nie można zaufać. Powinien o tym pamiętać Gabriel Byś. Oboje zostaną wyprowadzeni w pole. Oboje także przeżyją tak wiele zaskakujących zdarzeń, że fabuła „Krwi” wyda się momentami nieprawdopodobna.

Szczygielski jednak trzyma się prozy życia. Interesująco łączy ze sobą rozdziały opowiadające o tym, z czym zmagają się Byś i Sokół. Dba o szczegóły i po raz kolejny udowadnia, że prezentując dane miejsca, stara się o nich zdobyć bardzo dużo informacji. Podwarszawskie Tworki portretowane są jako miejsce, w którym pacjenci są wyjątkowo bezbronni. Pozbawieni świadomości tego, kim są, albo też funkcjonujący w wyimaginowanej rzeczywistości lęków i neuroz, stają się doskonałym narzędziem do manipulowania i wykorzystywania. Jak ma wyglądać ich dalszy los? To wypadkowa decyzji ludzi z zamkniętego kręgu. Czy personel szpitala rzeczywiście pomaga chorym? Byś długo nie orientuje się w tym, co naprawdę dzieje się wokół niego. Okazuje się, że idylliczna wręcz rzeczywistość, w której się odnalazł, to doskonale maskowane piekło. Czy można jednak mówić o jakiejkolwiek formie harmonii, gdy do tego, by dobrze zasnąć, zawsze potrzebna jest pigułka?

Bartosz Szczygielski igra z uwagą czytelnika. Dość długo fabuła książki jest mocno statyczna. Dynamizm pojawia się wówczas, gdy zorientujemy się, jak ważne są szczegóły. A jest ich bardzo wiele. Tonacja noir wciąż dominuje w opowieści autora „Aorty”, ale tym razem stawia on na nowy sposób zaskoczenia czytającego. To trudne, bo po wolcie, jaką wykonał z kompozycją klamrową pierwszej powieści, nic nie może być już tak bardzo wgniatające w ziemię. A jednak! „Krew” to po prostu bardzo dobra kontynuacja. Opowiada o tym, że są ludzie wyjęci spod prawa, którzy mogą liczyć tylko na siebie. Także tacy, którym nic nie stoi na przeszkodzie, by zrealizować najbardziej nawet krwawą zemstę. Szczygielski obrazuje kalekie relacje bohaterów w konwencji pogoni silniejszego za słabszą zwierzyną. Gabriel Byś nie do końca panuje nad tym, co się wokół niego dzieje. Kaśka Sokół nie jest świadoma, dokąd prowadzą jej kolejne kroki. Oboje skupieni na tym, co się wokół nich dzieje, widzą tylko te kontury niebezpieczeństwa, które wolno im dostrzec.

„Krew” to powieść nie do końca prawdopodobnych rozwiązań finałowych, ale rzecz konsekwentnie ujawniająca sygnalizowane dwuznaczności. Dużo jest w niej mroku, ale sporo dynamizmu wynika z pewnych drobnych, niewyraźnie sygnalizowanych walk. Takich jak walka Kaśki o normalny dzień czy walka Bysia z nałogiem nikotynowym, który daje o sobie znać. To są małe słabości uosabiające pewne poważniejsze braki. Deficyty normalności – tak, w świecie Szczygielskiego nic nie ma prawa być normalne, albowiem bohaterowie zostali naznaczeni dużą dozą traumy na zawsze. Ten przygnębiający pesymizm każe z niecierpliwością czekać na kolejną część, by śledzić, czy autor jest konsekwentny. Tymczasem „Krew” daje satysfakcję zarówno czytelnikom „Aorty”, jak i spotykającym się po raz  pierwszy z frazą Szczygielskiego. W ten mroczny świat można wejść bez przygotowania w postaci lektury wcześniejszej powieści. Wizyjność i szeroko pojęta destrukcja mocno zapadają w pamięć. Szczygielski wie, jak pisać we własnym stylu. Nieprzypadkowo Byś krytykuje w jednej ze scen utarte schematy skandynawskich kryminałów. Tutaj nic nie będzie oczywiste i przypadkowe. Włos się jeży na głowie, że taką fikcję literacką można wymyślić. Bartosz Szczygielski dodatkowo doskonale nad nią panuje. A nad wszystkim unosi się duch Chucka Palahniuka, więc to musi być naprawdę dobre!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz