Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 28 września 2016
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39,99 zł
Tytuł recenzji: Zło pośród nas
Naprawdę dobry debiut. Ze
wszystkimi drobnymi wadami debiutu, ale mimo wszystko to mocna książka. Spirala
przemocy ma w niej znaczenie dosłowne i symboliczne. Bartosz Szczygielski
wychodzi naprzeciw stereotypom w myśleniu o zbrodni, śledztwie, ofierze i zabójcy.
Zaczyna od demistyfikacji Pruszkowa, w którym umieszcza swoje dynamiczne
wydarzenia. Miasto absolutnie w każdym wywołuje skojarzenia z mafią. Ten ścisły
związek jest już historią, ale nie w mentalności ludzi. Nie jest też tak, że
przestępczość dzisiejszego Pruszkowa – jak życzyłby sobie jeden z bohaterów –
to tylko kradzieże telefonów i rutynowe interwencje kryminalnych. Rutynowa nie
będzie sprawa, która zelektryzuje opinię publiczną. Krwawa łaźnia w jednym z
mieszkań na nowym osiedlu i denatka z wyłupanymi oczyma. Obok trupa zszokowany
trzylatek dzierżący w dłoni oko zabitej. Drugie znajdzie się na miejscu
kolejnej makabrycznej zbrodni. Szczygielski
podnosi ciśnienie. Nie tylko w aorcie krew zacznie szybciej płynąć. Sprytnie
budowana intryga drugiego planu, czyli historia pewnej zdeterminowanej i
konsekwentnej pruszkowskiej prostytutki, zręcznie połączy się z opowieścią o
śledztwie. Udowodni, że dużo więcej wspomnianej determinacji i siły w
konsekwentnej walce z mającym przewagę wrogiem tkwi w kobiecie niż w siłach
porządkowych Pruszkowa. O ile bowiem postać Gabriela Bysia prowadzącego
dochodzenie w koszmarnej sprawie zabójstwa nie unika sztampowości i chwilami
sprawia wrażenie, że autor bardzo się napina, by udowodnić, że komisarz jest
wystarczająco twardym menem, o tyle z pewnością jest to książka jednej postaci –
wspomnianej Katarzyny Sokół. Wokół niej koncentrować się będą najważniejsze
wydarzenia, ale to nie ona będzie związana bezpośrednio ze zbrodnią.
Trudno o stworzenie
wiarygodnej i sugestywnej postaci cynicznego policjanta po przejściach, który
komentuje rzeczywistość ironicznie, a zbrodnia nie wywołuje w nim żadnej innej
reakcji poza tą, by znaleźć zabójcę i wykazać się w działaniu. Gabriel Byś nie
jest kimś wyjątkowym, ale autor bardzo stara się go uwiarygodnić. Oczywiste i
przewidywalne są stosunki rodzinne bohatera – piękna i czuła żona, która jako
jedyna ma dostęp do pokładu wrażliwości, który policjant musi skrywać przed
światem. Alicja przegrywa z koniecznością pracy, ale to do niej jedynej Byś
może wrócić po tym, gdy opadnie adrenalina. Sam jest osobą, która nie wzbudza
sympatii otoczenia i wcale o to nie dba. Zarysowane są trudne relacje z ojcem i
kolegami z pracy. Niektórym nie można ufać. Inni zasługują jedynie na drwinę, nie
potrafiąc odróżnić cytryny od limonki. Samotność Bysia, jego zgorzknienie i
trudna kondycja egzystencjalna to kalki, do których wdziera się może jedynie
specyficzna forma złośliwości, bo nie spotkałem się jeszcze z żadnym policyjnym
bohaterem zalewającym rośliny sąsiada z dołu octem. Poza tym wszystkim Byś – to
też nie nowość – musi odpokutować błędy z przeszłości i pewne fatalne w
skutkach śledztwo, które nałożyło na niego odium ludzi ze środowiska. Właściwie
nie powinien pełnić swoich funkcji. I tak jak prokuraturze zależy na
spektakularnym sukcesie medialnym i porządku w papierach, tak bohaterowi „Aorty”
potrzebna jest szybko rozwikłana sprawa, dzięki której dokona się ekspiacja i
życiowy tor Bysia ulegnie wyprostowaniu.
Wszystko powyższe w żaden
sposób nie udowadnia, że debiut Szczygielskiego jest wyjątkowy. Co zatem wyróżnia tę książkę? Przede
wszystkim doskonały zamysł z klamrą kompozycyjną, którą twórcy kryminałów
pozbawiają często tak ważnego dla niej znaczenia. Zamknięcie historii w
postaci sceny rozpoczynającej książkę dowodzi nie tylko tego, że poza pewne
uwarunkowania i spiralę zła nikt z bohaterów tej książki nie może wyjść.
Zostajemy wprowadzeni do świata, w którym wielu ludzi tkwi przyczajonych gdzieś
pod ziemią. Przede wszystkim Andrzej Dzierga, były gangster powiązany z mafią,
dziś tworzący własny półświatek i unikający kontaktu ze światem, zamknięty w
przekonaniach o tym, że upływ czasu zniszczył świat jakichkolwiek wartości.
Dzierga nakreślony został jako przestępca groźny i charyzmatyczny, ale
jednocześnie zamknięty w swej podziemnej przestrzeni i w czasie przeszłym, w
którym nie była ważna pogoń za wieczną młodością i mamoną. Cyniczny gangster to
człowiek oszukany przez czas. Budujący sieć zależności oraz wpływów, ale
jednocześnie samotny, pozbawiony dawnej pewności siebie. Gra w pojedynkę. Tak
jak Byś. Tak jak Katarzyna Sokół, która zaznała od niego specyficznej formy
czułości, by spłacać swoje długi i uzależniać się od człowieka wywołującego lęk
swoją nieprzewidywalnością.
Nieprzewidywalne jest także
to, co zrobi i pomyśli Kaśka. Spiritus movens tej powieści, dynamiczna postać
usiłująca uwolnić się od krępujących ją zależności. Przyjmuje na siebie razy
tych klientów, którzy za sadomasochistyczne przyjemności łóżkowe są w stanie
zapłacić więcej. Jest sprytna, czujna i zdolna do wszystkiego. Walczy o siebie,
a tego hartu ducha zabrakło ofierze bez oczu. Kim była dziewczyna, którą ktoś
potraktował okrutniej niż całe jej dotychczasowe życie? Niejasna tożsamość zabitej kieruje nas w stronę odległych wydarzeń niemających
związku z Pruszkowem. Tymczasem samo miejsce staje się specyficzną klatką – dla
sfrustrowanego Bysia, który nienawidzi miasta, i dla Andrzeja Dziergi
usiłującego nadać swemu życiu jakiś nowy sens. Dla miotającej się pośród
toksycznych zależności Katarzyny i dla zabitej Marty, której biografia okaże
się wyjątkowo naznaczona cierpieniem. Portretowany Pruszków jest duszną
przestrzenią, w której przemoc ma wiele definicji. Każdy z bohaterów jest nią
naznaczony i każdy wdraża w życie swe tendencje ucieczkowe. Nikomu nie jest
dobrze samemu ze sobą, bo nikt nie jest w stanie uporządkować własnego życia.
Do tego morderstwo tyleż spektakularne, ile skupiające się na innym, dodatkowym
aspekcie ludzkiego cierpienia. I szaleństwa.
Bartosz Szczygielski zrobił
świetny research przed napisaniem „Aorty” i każe nam o tym pamiętać,
przytaczając specjalistyczne słownictwo niekoniecznie potrzebne do zrozumienia
fabuły. Ta książka przesycona jest także pokładami ciętej ironii, choć niektóre
teksty kleją się nam w wypowiedziach dość topornie, bez większego związku ze
sobą. Jest w powieści wiele świetnych scen, jak gra w golfa na dachu wieżowca,
bo „Aorta” to także narracja specyficznego czarnego humoru. Wymaga czujności. Wchodzimy w wir wydarzeń, które musimy
oswoić i poukładać. Na każdym etapie lektury to bohaterowie będą wiedzieć
więcej niż czytelnik. Aż do momentu spektakularnego finału jednocześnie
otwierającego powieść. Myślę, że to taka historia, po której przeczytaniu
trudno złapać oddech. Sugerująca, w jak trudnych zależnościach tkwimy nawet
wtedy, gdy nasze życie wydaje się uporządkowane. Do każdego z opisanych ludzi
zło wdziera się innymi ścieżkami. Nic nie jest uporządkowane, każdy dźwiga
własny ciężar i własne cierpienie. Jedynie Gabriel i Alicja stwarzają
partnerską bliskość, w której można się duchowo oczyścić. Czy coś tej bliskości
zazdrości? Polecam mimo wskazanych mankamentów. Chwilami zapiera dech w
piersiach. Niezwykle sprytnie skonstruowane i opowiedziane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz