Pages

2019-01-11

„Jezioro” Bianca Bellová


Wydawca: Afera

Data wydania: 1 października 2018

Liczba stron: 224

Przekład: Anna Radwan-Żbikowska

Oprawa: miękka

Cena det.: 34 zł

Tytuł recenzji: Znikanie i podróż

Literatura dla koneserów. A może właśnie dla każdego bez wyjątku, bo jest tu i historia, i wyrazisty bohater, i szereg symbolicznych scen rozgrywających się między dosadną wulgarnością a liryczną czułością do detali autorki. Bianca Bellová stworzyła powieść inicjacyjną przypominającą moralitet, posługując się bardzo prostymi środkami wyrazu, a wywołując dreszcze dzięki spleceniu świata przyrody ze światem ludzi i nakreślaniem nieprzyjaznych przestrzeni, gdzie rozgrywają się wielkie dramaty, o jakich ludzie i świat nie myślą, nie pamiętają. Trochę to taki minimalistyczny rewers „Granicy zapomnienia” Siergieja Lebiediewa, u którego też ze ściśniętym gardłem przemierzamy pustkę. U Bellovej jest chyba bardziej dosadnie, ale tak samo sugestywnie. Ważny jest obserwator (tu raczej bohater z krwi i kości) i ważne jest to, co widzi. To, co my możemy dzięki temu widzieć. Bez czułostkowości, ale przy jednoczesnym skupianiu się na drobiazgach. Rozproszone elementy w różnych przestrzennych dekoracjach mówią tutaj dużo więcej niż sama droga chłopca stającego się mężczyzną. Bianca Bellová opowiada o rzeczywistości, której brakuje porządku, i o ludziach rozpaczliwie ten porządek ustanawiających. O podstawowym deficycie symbolizowanym przez postać matki. O niepewności tego, skąd i w jakim kierunku się wydobywamy.

Kiedy na początku „Jeziora” trzyletni Nami walczy z ciemną tonią, Bellová naznacza go tą pełną rozpaczy czynnością – i dawno nie spotkałem się z powieścią, która tak sugestywnie wprowadza w swój świat przedstawiony. Nami będzie tonął i walczył o złapanie tchu tam, dokąd rzuci go los wędrowca. Bo rodzinna miejscowość nie jest już miejscem, w którym Nami rozumie samego siebie. Chłopiec chciałby zawsze leżeć pod białym sufitem, wdychać zapach suszących się ziół i trwać w bezczasie, bezkarności bycia poza nazywaniem sensu życia. Zmuszony będzie przede wszystkim do konfrontacji z samym sobą. Jezioro” opowiada o atrofii – zgrabnie wykorzystuje historię zanikania znanego akwenu, by jego topografią zaznaczyć mapę mentalną samotnego chłopca. Bohatera wędrującego przez świat, którego elementy zanikają. I pośród ludzi. A człowiek w narracji Bellovej wcale nie brzmi dumnie.

Babka karmiąca bajkami swojego „kruszka” nie jest świadoma, że los zmusi go do tego, by zapomnieć o lokalnych wierzeniach i skonfrontować się ze światem zewnętrznym. Także przynależącym do tytułowego jeziora, które łączy ze sobą różne rzeczywistości, ale samo w sobie ulega erozji, przestaje istnieć, zmniejsza się i zmusza żyjących jego dobrami ludzi do rozhermetyzowania bezpiecznego modelu życia. Nami wyrusza w podróż w momencie, w którym jego miejsce na ziemi zaczyna ulegać destrukcyjnej zmianie. Chłopiec wie, że Boros to miejsce nieznoszące próżni. Wie, że stworzyło sieć silnych i toksycznych zależności międzyludzkich, formując społeczność żyjącą bardzo surowo. A Nami nie jest gotowy na tę surowość, kiedy opuszczają go bliscy. Nie jest bliski już sam sobie. Ruszy w drogę, by doświadczyć jeszcze większych zaskoczeń niż te, które próbowały uformować jego światopogląd. Bianca Bellová opowie o przemierzaniu tych przestrzeni, które są jednocześnie obce i uświadamiają, jak wiele na co dzień się traci. Ale „Jezioro” nie jest pełną fatalizmu mroczną opowieścią o odbieraniu.

Losy Namiego obrazują smutną wędrówkę w poszukiwaniu nieodkrytej jeszcze tożsamości. To młody bohater wydobywający się ze świata wierzeń i przekonań, którym nie umiał w pełni zaufać. Podąża przed siebie, bo chce skonfrontować różnorodność świata z własną ciekawością, odpornością na ból, z zamkniętym szczelnie dla otoczenia sercem i specyficznym rodzajem wrażliwości. To stęsknione za matką dziecko, które nie może samodzielnie funkcjonować. Jednocześnie bohater bardzo hardy i świetnie radzący sobie z bezkompromisowością życia po drugiej stronie jeziora. Akwen ma tu wiele ukrytych znaczeń. Wyznacza też czytelne granice. Pozostałe musi przekraczać sam Nami. Ucząc się brutalności życia, ale i poznając swoje możliwości.

Bianca Bellová operuje bardzo oszczędnym słownictwem, ale wiele słów zabiera się ze sobą w tę czytelniczą podróż z wyobcowanym chłopcem szukającym odpowiedzi, a niezdolnym do zadawania pytań. Warto zwracać uwagę na szczegóły, bo one potem mogą się pojawić znienacka i przypomnieć nam to, czego być może nie jest w stanie przypomnieć sobie Nami. Choćby miętowa herbata. Albo powracający w różnych znaczeniach motyw pustyni. W „Jeziorze” woda walczy z tym, co suche i zabierające życie, ale mamy tu też do czynienia z takim światem trochę przełamanym na pół. Światem, którego oblicza zaczynają na siebie oddziaływać, bo kurczy się przestrzeń granicy wodnej. Maleją także odległości, jakie wytycza sobie sam Nami. W końcu zrozumie, że podróż może mieć mało czytelny początek, ale ma zasadniczo ważny powrót. Bo powracanie okazuje się istotniejsze niż podjęcie decyzji o przemierzaniu drogi. Bellová nie opowiada zatem, jacy możemy być, ale jacy się stajemy, gdy punkt wyjścia stanie się dla nas egzystencjalną metą. Czy to po prostu błędne koło, czy też symboliczne krążenie wokół tego, czemu boimy się uważnie przyjrzeć?

Czeska autorka bardzo subtelnie portretuje okrucieństwo oraz przemoc. Jest dosadna i bezpośrednia, ale każdą formę tego, co niszczące, obrazuje jako pewien żywioł samozniszczenia. Zagładzie ulega to, co pozornie ekspansywne. Nami zmuszony jest konfrontować się z czymś, co w założeniu powinno zniszczyć jego łagodność, oddalić sentymentalną tęsknotę przed brakiem przygarnięcia i utulenia, bo chłopiec szybko stanie się mężczyzną, urosną mu mięśnie, a skóra stanie się twarda nie tylko w dosłownym znaczeniu. Jaki jednak staje się Nami? Jaki jest związek jego wędrowania z akwenem, w pobliżu którego wciąż się znajduje? „Jezioro” to powieść, w której groza kontrastuje z przedziwnie zarysowaną formą doskonałego ciepła serca. Namiego? Czyta się tę pozornie prostą opowieść z poczuciem, że głównemu bohaterowi wciąż coś jest odbierane, a czytelnik przy każdej jego utracie paradoksalnie zyskuje coś dla siebie. Bianca Bellová jest mroczna i ponura, ale jednocześnie tak wspaniale jednoznaczna, że „Jezioro” staje się nie tylko parabolą gorzkiego życia, w którym tak czy owak trzeba odnaleźć swoje miejsce. Ta powieść to przepełniona liryzmem historia egzystencjalnej samotności. Opowieść o tym, jak niewiele możemy zdobyć, choć poświęcamy całego siebie, by życie stało się jednak pasmem zysków, nie utrat. Można tę książkę potraktować także jak traktat o bezkompromisowości każdej zmiany. O tym, że stoi za nią niepewność, a potem strach. I że każda zmiana zmusza paradoksalnie do tego, by wciąż na nowo poszukiwać czegoś stałego i niezmiennego.

1 komentarz: