Kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Nie mnie pisać o tamtych zdarzeniach i oceniać je, skoro moim największym problemem 13 grudnia 1981 roku był brak wieczorynki i fakt, że rodzice chodzili smutni, a siarczysty mróz nie pozwalał na nic poza tkwieniem w domu i wpatrywaniem się w ekran czarno-białego telewizora, w którym nadawane były bez przerwy komunikaty i przemawiali jacyś ważni panowie. Sporo jednak na temat tamtego okresu ma do powiedzenia Dorota Zańko, autorka książki urzekającej prostotą, a jednocześnie zaskakującej wewnętrznym żarem, który zaraża podczas lektury.
Bohaterami „Opowieści z powielacza” są zwykli ludzie, młodzi obywatele Krakowa, dla których stan wojenny był początkiem drogi ku zrozumieniu samych siebie. Zańko w bezpretensjonalny sposób nakreśliła w swojej książce realia mroźnego grudnia i następujących po nim miesięcy, podczas których ludzie zmuszeni byli radzić sobie w bardzo trudnych warunkach reglamentacji żywności, ubrań, usług, reglamentacji prawdziwego życia…
Na pierwszy plan wysuwa się Andrzej, student czwartego roku filozofii, mocno zaangażowany w kolportaż gazetek i ulotek antyrządowych i zdecydowany zwolennik tajnego ruchu oporu wobec władzy, która na ulice wyprowadziła czołgi i setki tajniaków, kontrolujących codzienne poczynania obywateli. Andrzej ma grono bliskich przyjaciół i wszyscy ci ludzie będą wzajemnie na siebie oddziaływać, wspierając się nawzajem i pomagając sobie oraz potrzebującym pomocy. Ci ludzie to głównie studenci i uczniowie, chociaż Zańko portretuje także osoby, które przeżywają stan wojenny podczas jesieni swojego życia i takie, które w mroku grudnia 1981 roku rozpoczynają życie dorosłe i niezależne. Wszyscy żyją w strachu i próbują na różne sposoby z tym strachem walczyć. Wszyscy zadają sobie pytanie o to, kim teraz są i w jaki sposób koszmarna rzeczywistość, jaka ich otacza, zdeterminuje losy każdego z nich.
Wydaje mi się, że nie ludzie, którzy walczą z reżimem, są w tej książce najważniejsi. O wiele ciekawsi wydają się ci, którzy z różnych powodów decydują się na współpracę z władzą i donoszą na swoich przyjaciół. To postacie Agaty i Rafała w swej niejednoznaczności są najciekawsze. Pozostali bohaterowie bowiem są mniej interesujący, chociaż towarzyszenie im sprawia czytelnikowi bardzo dużą przyjemność i wywołuje dreszcz podniecenia na poły ze współczuciem i poczuciem solidarności.
Dorota Zańko napisała godną uwagi opowieść o buncie w czasach, kiedy bunt wymagał odwagi i o tym, w jaki sposób można żyć w zgodzie z własnym sumieniem, kiedy każda wartość jest podważana i na co dzień trudno jednoznacznie określić, która droga postępowania jest dobra, a która zła. To także opowieść o mijającym czasie i o jego terapeutycznej roli. O zatarciu traumy wspomnień i ponownym przypominaniu sobie tego, czego nie chce się pamiętać. Jest to jednak przede wszystkim paradokumentalna kronika życiorysów, które tworzą coś na kształt życiorysu polskości. Autorka opowie o przywiązaniu, honorze, o miłości, samotności, śmierci i przygnębieniu, ale zrobi to w taki sposób, że pozornie szare i zwyczajne zdarzenia nabiorą znaczenia symbolicznego.
Myślę, że w czasie, kiedy w związku z rocznicą ogłoszenia stanu wojennego, mówi się przy użyciu pełnych patosu fraz, „Opowieści z powielacza” stanowią osobny i bardziej poruszający głos. Jest to bowiem literacki głos wspomnień miejsc i ludzi, o jakich nikt już publicznie nie wspomina i o jakich na co dzień nawet w grudniu 1981 roku nie myślano zbyt wiele. W tej książce nie ma żadnych autorskich ocen, żadnego moralizatorstwa, żadnych niepotrzebnych słów. To opowieści odbite na powielaczu wspomnień i uczciwie spisane w formie powieści. Można także uczciwie polecić tę książkę wszystkim tym, dla których mrok stanu wojennego jest już jedynie mglistym wspomnieniem bądź zdarzeniem, o jakim czyta się na kartach podręczników historii.
Wydawnictwo Znak, 2008
Bohaterami „Opowieści z powielacza” są zwykli ludzie, młodzi obywatele Krakowa, dla których stan wojenny był początkiem drogi ku zrozumieniu samych siebie. Zańko w bezpretensjonalny sposób nakreśliła w swojej książce realia mroźnego grudnia i następujących po nim miesięcy, podczas których ludzie zmuszeni byli radzić sobie w bardzo trudnych warunkach reglamentacji żywności, ubrań, usług, reglamentacji prawdziwego życia…
Na pierwszy plan wysuwa się Andrzej, student czwartego roku filozofii, mocno zaangażowany w kolportaż gazetek i ulotek antyrządowych i zdecydowany zwolennik tajnego ruchu oporu wobec władzy, która na ulice wyprowadziła czołgi i setki tajniaków, kontrolujących codzienne poczynania obywateli. Andrzej ma grono bliskich przyjaciół i wszyscy ci ludzie będą wzajemnie na siebie oddziaływać, wspierając się nawzajem i pomagając sobie oraz potrzebującym pomocy. Ci ludzie to głównie studenci i uczniowie, chociaż Zańko portretuje także osoby, które przeżywają stan wojenny podczas jesieni swojego życia i takie, które w mroku grudnia 1981 roku rozpoczynają życie dorosłe i niezależne. Wszyscy żyją w strachu i próbują na różne sposoby z tym strachem walczyć. Wszyscy zadają sobie pytanie o to, kim teraz są i w jaki sposób koszmarna rzeczywistość, jaka ich otacza, zdeterminuje losy każdego z nich.
Wydaje mi się, że nie ludzie, którzy walczą z reżimem, są w tej książce najważniejsi. O wiele ciekawsi wydają się ci, którzy z różnych powodów decydują się na współpracę z władzą i donoszą na swoich przyjaciół. To postacie Agaty i Rafała w swej niejednoznaczności są najciekawsze. Pozostali bohaterowie bowiem są mniej interesujący, chociaż towarzyszenie im sprawia czytelnikowi bardzo dużą przyjemność i wywołuje dreszcz podniecenia na poły ze współczuciem i poczuciem solidarności.
Dorota Zańko napisała godną uwagi opowieść o buncie w czasach, kiedy bunt wymagał odwagi i o tym, w jaki sposób można żyć w zgodzie z własnym sumieniem, kiedy każda wartość jest podważana i na co dzień trudno jednoznacznie określić, która droga postępowania jest dobra, a która zła. To także opowieść o mijającym czasie i o jego terapeutycznej roli. O zatarciu traumy wspomnień i ponownym przypominaniu sobie tego, czego nie chce się pamiętać. Jest to jednak przede wszystkim paradokumentalna kronika życiorysów, które tworzą coś na kształt życiorysu polskości. Autorka opowie o przywiązaniu, honorze, o miłości, samotności, śmierci i przygnębieniu, ale zrobi to w taki sposób, że pozornie szare i zwyczajne zdarzenia nabiorą znaczenia symbolicznego.
Myślę, że w czasie, kiedy w związku z rocznicą ogłoszenia stanu wojennego, mówi się przy użyciu pełnych patosu fraz, „Opowieści z powielacza” stanowią osobny i bardziej poruszający głos. Jest to bowiem literacki głos wspomnień miejsc i ludzi, o jakich nikt już publicznie nie wspomina i o jakich na co dzień nawet w grudniu 1981 roku nie myślano zbyt wiele. W tej książce nie ma żadnych autorskich ocen, żadnego moralizatorstwa, żadnych niepotrzebnych słów. To opowieści odbite na powielaczu wspomnień i uczciwie spisane w formie powieści. Można także uczciwie polecić tę książkę wszystkim tym, dla których mrok stanu wojennego jest już jedynie mglistym wspomnieniem bądź zdarzeniem, o jakim czyta się na kartach podręczników historii.
Wydawnictwo Znak, 2008
Brakuje nam książek mówiących o naszej bolesnej przeszłości bez zbędnego patosu, zadęcia.
OdpowiedzUsuńKto wie, może te dwie dekady które minęły od lat 80-ych to wystarczający czas, by twórcy nabrali odpowiedniego dystansu?
W każym razie po "Opowieści..." z penością sięgnę :D
Super, że wyjawiłeś końcowy zwrot akcji, to bardzo miłe z twojej strony.
OdpowiedzUsuńNa szczęście recenzja tak nudna, że miejmy nadzieję, większość czytelników nie doczyta.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń