Kiedy Mirosław Nahacz przed siedmioma laty opublikował płomienny manifest pokoleniowy zawarty w mglistej, niejednoznacznej i bardzo dobrej książce „Osiem cztery”, mogliśmy mieć nadzieję, że młodzi twórcy roszczą sobie prawo do wypowiadania się w imieniu zbiorowości i nazywania zastanego świata swoją własną nomenklaturą, do oceniania go przez pryzmat własnych doświadczeń i w procesie wchodzenia w życie, które zaczyna od nich czegoś wymagać. Upaleni ziołem i oszołomieni bohaterowie Nahacza wyrażali głęboką pustkę ideową. Pustkę, w której jednak ukryta była jakaś treść. Opowieść młodziutkiej debiutantki Dominiki Ożarowskiej to apoteoza pustki, bylejakości, „nanibyzmu”, dająca także nowy punkt widzenia pojęcia nihilizmu. Bohaterowie „Nie uderzy żaden piorun”, pierwszej – jak głosi nota na okładce (Ha!art, 2010) - polskiej powieści o pokoleniu urodzonym w III RP, są nihilistami w specyficznym rozumieniu tego słowa. Główna bohaterka książki, Kuka, tak widzi swoją rolę w życiu – „Nihilizm to miganie się. To nie lubię mamy, nie lubię taty, nie lubię ludzi, chyba że siebie, nie lubię działać, nie lubię robić, nie lubię się wysilać, nie lubię przeżywać – lubię siedzieć z palcem w dupie i patrzyć w czubek buta”. I właśnie o takim miganiu się jest ta książka. Sama miga się od opowiedzenia czegoś konkretnego. Ożarowska pisze pretensjonalnie, rozwlekle i zupełnie bezbarwnie. Ta książka nie ma szans na to, by stać się głosem młodego pokolenia, bo albo to pokolenie głosu nie ma, albo narracji zwyczajnie brakuje ikry i polotu.
Kamila Kurzeja jest uczennicą liceum, lekko zblazowaną nastolatką, która nie ma ani pomysłu, ani ochoty na bunt, a mimo to uchodzi za awangardową i wyróżniającą się w tłumie. Dziewczyna żyje w sposób bardzo zachowawczy: „Kuka nie odmawia życiu głównie z tego powodu, że się boi”. Życie Kuki stale ociera się o różnego rodzaju systemy opresji. A to kostyczna dyrektorka w szkole; a to pozbawiony uczuć (a może raczej umiejętności ich okazywania) ojciec, który co rusz zapowiada Kuce manto; a to wzbudzające czasem zazdrość, czasem zawiść, a niekiedy kompleksy życie starszych braci, bezskutecznie usiłujących się usamodzielnić i wyprowadzić z domu. Kuka doświadcza także rozmaitych stresów, komplikacji i burzy emocjonalnej w kontaktach z lekko zaburzonymi rówieśnikami, dla których wspólne spędzanie czasu to niezobowiązujące do niczego spotkania, puste rozmowy, puste gesty.
Trudno Kuce znaleźć jakikolwiek autorytet i wzorować się na czymkolwiek, bo tak naprawdę wszystko jest niejednoznaczne, rozmyte, wykpione i pozbawione treści. Kuka wydaje się stale zmęczona swoim życiem, a zmęczenie to potęguje fakt, iż w zasadzie z nikim nie jest w stanie szczerze o nim porozmawiać. Kamila trzyma dystans i wobec rodziców, który tworzą domową klatkę nastawioną na kopiowanie pokoleniowych wzorców (nieprzypadkowo znaczenie ma postać babci bohaterki), i wobec rówieśników, z którymi kontakty ma nadzwyczaj powierzchowne.
I teraz warto się zastanowić, czy ta statyczna, mało interesująca i w gruncie rzeczy smutna opowieść o współczesnych nastolatkach ma być jakąś formą diagnozy, czy tylko fotograficznym wręcz odzwierciedleniem codzienności, w jakiej ludziom młodym przychodzi czasami zwyczajnie wegetować. Kamila i jej rówieśnicy niczego nie pragną, do niczego nie dążą, niczym się szczególnie nie ekscytują, ale także nie wyrażają żadnego buntu. Przykre doświadczenie tej zbiorowości, jakim jest zwalnianie dobrej nauczycielki przez dyrektorkę, nie popycha młodych do jakiejkolwiek aktywności w obronie pedagoga. Chwilowe poczucie braterstwa i empatia, dzięki którym młodzi pomagają przeżywającemu kryzys koledze, to jedynie przebłysk jakiegokolwiek działania zbiorowego. W świecie Kuki nikt nie czuje się częścią zbiorowości i nikt tak naprawdę nie potrafi określić samego siebie. Fakt, że o sposobie postrzegania świata przez Kamilę mówią nam dużo jej wspomnienia z dzieciństwa i kilka rzeczowych rozmów, jakie przeprowadza ze znajomymi, ale to za mało, by uczynić tę bohaterkę wyraźną i w jakikolwiek sposób przekonującą.
Nie przekonuje mnie ta powieść, choćby w założeniu miała być czymś na kształt antymanifestu pokoleniowego. Nie ma w prozie Ożarowskiej niczego, co kazałoby spojrzeć na tę książkę przez pryzmat pewnych doświadczeń. Nie ma w niej niczego młodego, ożywczego, nie ma treści ani przesłania. Nieudolnie skomponowany kolaż scenek rodzajowych, nijakość i brak jakiegokolwiek wyrazu artystycznego czynią z „Nie uderzy żaden piorun” książkę niepotrzebną nikomu. A chciałoby się wierzyć, że po niezłych debiutach młodych autorek, takich jak Paulina Bukowska, Małgorzata Rejmer czy Marta Syrwid, w nieodkrytych jeszcze pisarkach drzemie talent i potencjał. W Dominice Ożarowskiej nie ma ani jednego, ani drugiego.
Korporacja Ha!art, 2010
Kamila Kurzeja jest uczennicą liceum, lekko zblazowaną nastolatką, która nie ma ani pomysłu, ani ochoty na bunt, a mimo to uchodzi za awangardową i wyróżniającą się w tłumie. Dziewczyna żyje w sposób bardzo zachowawczy: „Kuka nie odmawia życiu głównie z tego powodu, że się boi”. Życie Kuki stale ociera się o różnego rodzaju systemy opresji. A to kostyczna dyrektorka w szkole; a to pozbawiony uczuć (a może raczej umiejętności ich okazywania) ojciec, który co rusz zapowiada Kuce manto; a to wzbudzające czasem zazdrość, czasem zawiść, a niekiedy kompleksy życie starszych braci, bezskutecznie usiłujących się usamodzielnić i wyprowadzić z domu. Kuka doświadcza także rozmaitych stresów, komplikacji i burzy emocjonalnej w kontaktach z lekko zaburzonymi rówieśnikami, dla których wspólne spędzanie czasu to niezobowiązujące do niczego spotkania, puste rozmowy, puste gesty.
Trudno Kuce znaleźć jakikolwiek autorytet i wzorować się na czymkolwiek, bo tak naprawdę wszystko jest niejednoznaczne, rozmyte, wykpione i pozbawione treści. Kuka wydaje się stale zmęczona swoim życiem, a zmęczenie to potęguje fakt, iż w zasadzie z nikim nie jest w stanie szczerze o nim porozmawiać. Kamila trzyma dystans i wobec rodziców, który tworzą domową klatkę nastawioną na kopiowanie pokoleniowych wzorców (nieprzypadkowo znaczenie ma postać babci bohaterki), i wobec rówieśników, z którymi kontakty ma nadzwyczaj powierzchowne.
I teraz warto się zastanowić, czy ta statyczna, mało interesująca i w gruncie rzeczy smutna opowieść o współczesnych nastolatkach ma być jakąś formą diagnozy, czy tylko fotograficznym wręcz odzwierciedleniem codzienności, w jakiej ludziom młodym przychodzi czasami zwyczajnie wegetować. Kamila i jej rówieśnicy niczego nie pragną, do niczego nie dążą, niczym się szczególnie nie ekscytują, ale także nie wyrażają żadnego buntu. Przykre doświadczenie tej zbiorowości, jakim jest zwalnianie dobrej nauczycielki przez dyrektorkę, nie popycha młodych do jakiejkolwiek aktywności w obronie pedagoga. Chwilowe poczucie braterstwa i empatia, dzięki którym młodzi pomagają przeżywającemu kryzys koledze, to jedynie przebłysk jakiegokolwiek działania zbiorowego. W świecie Kuki nikt nie czuje się częścią zbiorowości i nikt tak naprawdę nie potrafi określić samego siebie. Fakt, że o sposobie postrzegania świata przez Kamilę mówią nam dużo jej wspomnienia z dzieciństwa i kilka rzeczowych rozmów, jakie przeprowadza ze znajomymi, ale to za mało, by uczynić tę bohaterkę wyraźną i w jakikolwiek sposób przekonującą.
Nie przekonuje mnie ta powieść, choćby w założeniu miała być czymś na kształt antymanifestu pokoleniowego. Nie ma w prozie Ożarowskiej niczego, co kazałoby spojrzeć na tę książkę przez pryzmat pewnych doświadczeń. Nie ma w niej niczego młodego, ożywczego, nie ma treści ani przesłania. Nieudolnie skomponowany kolaż scenek rodzajowych, nijakość i brak jakiegokolwiek wyrazu artystycznego czynią z „Nie uderzy żaden piorun” książkę niepotrzebną nikomu. A chciałoby się wierzyć, że po niezłych debiutach młodych autorek, takich jak Paulina Bukowska, Małgorzata Rejmer czy Marta Syrwid, w nieodkrytych jeszcze pisarkach drzemie talent i potencjał. W Dominice Ożarowskiej nie ma ani jednego, ani drugiego.
Korporacja Ha!art, 2010
Wow, że tak nawet klasykiem rzucę - no, nie poznaję kolegi. Ostro! Na tyle ostro, że muszę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńZe wszystkim zgoda, poza ostatnim zdaniem - talent i potencjał może się ujawnić w następnej książce, kiedy autorka będzie miała COŚ do powiedzenia. "Nie uderzy..." jest napisana całkiem sprawnie (pomijam kwestię rozwlekłych dialogów) i nie skreślałbym jej tak od razu (choć w swojej recenzji też razów jej nie żałuję).
OdpowiedzUsuńMocna recenzja. Ale coś czuję, że uzasadniona. Pewnie powinienem skonfrontować ją z książką, ale jakoś nie specjalnie mnie do tego ciągnie.
OdpowiedzUsuńjeżeli, jak pisze Readeatslip, książka napisana jest całkiem sprawnie, może rzeczywiście następne pozycje w dorobku Ożarowskiej będą lepsze. Ale jeżeli rację ma Recenzent, ewentualne COŚ do powiedzenia raczej nie pomoże.
Pozdrawiam
Cieszę się że znalazłam ten blog. Będę korzystać z recenzji. Dobrze napisane i uzasadnione
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBazyl, mocno? Czy ja wiem? Nie wysilałem się za bardzo :-)
OdpowiedzUsuńReadeatslip, z przyjemnością porównałem nasze teksty i cieszę się, że patrzymy na ten tekst podobnie.
Michale, skrytykowałem, ale to nie oznacza, iż nie zmuszam czytelnika do wyciągania własnych wniosków. To, co krytykuję powinno być sprawdzone. Nie atakuję tekstów chcąc pozbawić ich czytelników, wręcz przeciwnie.
Joanno, witam i proszę się rozgościć :-)
Podoba mi się Twój blog. Dodam linka do niego na swoim. Jeśli chcesz, możesz dodać do mojego:
OdpowiedzUsuńhttp://www.pisarka.pl
Ksiązka bardzo dobra, niektóre sceny wrecz genialne (wizyta u babci, sceny domowe) Odrobine może czuc ze autorka jest niesmiala, wiec brakuje trochę pewnych sfer życia ;) ale przy tej wrażliwości i talencie to bez problemu do nadrobieniu przy następnej ksiązce! Twoja recenzja jest kompletnie nietrafiona.
OdpowiedzUsuńsami żeście są nieśmiali i wrażliwi
OdpowiedzUsuńnie rozumiem pretensji redaktora blożka co do ideologii obranej na sztandary poprzez Ożarosko. Skoro ma być nanibyzm to nie będzie bulgocącego dreswkurwu, skoro są młodociani aspiranci do zblazu to nie będą się ruchać po klopach jednocześnie wciągając białe z murzyńskich fiutów (ave Dash Snow)
nie ma teraz beatników, nikomu się nie chce wyzwalać klasy robotniczej, wszyscy mają to w dupie i owa pozycja jest wyrazem wdupizmu, braku zaangażowania ideologicznego, to je memła plus koktail z wszystkich ideolo, gdzie wszyscy i każdy z osobna wyraża, że brak pomysłu na siebie też jest wyrazem istnienia
kicie, tak wygląda tu życie, jestem pokoleniem Ożaroskiej, ja też czytam za dużo i myśle za dużo i to mnie ciąży dupę tak jak i ilość posiadanych weń rzeczy (palec i bunt podstarzałych beatników)
kurcze polsza nigdy nie była skłonna do buntu, a jak się to wypomni to jest horrorszoł, że buractwo i nieróbstwo czyha w kuluarach licealnych pomiędzy dresiwem a kujońskim wakum
hejka siemka nihilistyczne pozdrowienie
Nie zgadzam się zupełnie. Ta książka jest potrzebna choćby mnie.
OdpowiedzUsuńJestem przedstawicielem pokolenia, o którym pisze Ożarowska i czytając ją miałam wrażenie, jakby autorka skopiowała moje rozmowy z rówieśnikami i wkleiła do powieści. Doskonale ujęła temat. Wiele scen mogę dopasować o własnego życia. Tak właśnie jest.
Książka nie niesie niczego ze sobą? Chyba na tym właśnie polega jej przesłanie. Moje pokolenie mogłoby się otrząsnąć z tego 'niczego' i zacząć coś robić. Chociaż nie, nikomu się nie chce. Nanibyzm.
Maciejoski królem wioski, joł, zgadzam sie z nim. Takie już nasze życie, dupne. Starzy odwalili za nas cała robotę wiec mamy 'nicnierobienie'. Czym tu sie dziwić.
Świetna książka, skłania do przemyśleń, żeby się za siebie wziąć.
Gdzie jest źródło tej książki? W nanibyźmie-wdupizmo-nihilizmie?
OdpowiedzUsuńAleż skąd. Całkiem w czymś innym.
W tym, że w kochanej Polsce tak się utarło, że jeżeli dzieciątko wyda z siebie jakiś wierszyk, lub zaśpiewa piosenkę, to horda rodziców, babć, cioć i chrzestnych, jak jeden mąż wydrze się wniebogłosy: "Maaaaasz TAAAAALENT!!! Jesteś wspaniały!!!"
I poszło - lekcje prywatne, kółka, obnoszenie się ze "wspaniałością" potomka przed sąsiadami i krewnymi... potem zaś dziecko i samo zaczyna wierzyć, że płodzi jakąś "fspaniałą tfurczość". Myśli, że, skoro nie jest dyslektykiem i wie, co to wtrącenie i jakie są zasady interpunkcji, - to już jest PISARZEM. Bo wystarczy swoje wielkie i wspaniałe, zawarte w głowie, duszy i sercu "nic" wylać, niczym biegunkę, na klawiaturę komputera - a powstanie wówczas Dzieło. Bo przecież dla nich nie jest ważne, co, ważne jest tylko i wyłącznie - jak.
A potem dziwimy się, dlaczego wśród dorosłych jest tyle beztalencia. Ludzi bez wyobraźni, bez polotu, bez kompetencji...
A to kolejny obraz narodowej próżności i bezkrytyczności. Bo - zamiast zasadzić dzieciaka za robotę i naukę, zamiast nauczyć go odpowiedzialności za siebie i za innych, zamiast pozwolić mu przeżyć prawdziwy stres z życia rodem (bo przecież nie z lego lub gier komputerowych!) - wmawia mu się, że "ma talent".
Tymczasem nie ma tu już gdzie plunąć, by w jakiś kolejny "talent" nie trafić.
Cieszę się, że szanowny pan krytyk przynajmniej w komentarzu przyznał, że jego recenzja to jedynie opinia, z którą trzeba się osobiście skonfrontować. Szkoda, że nie napisał tego w recenzji samej. Recenzja to jedynie głos w dyskusji, któremu nie powinno się ulegać (niezależnie od przymiotów postaci krytyka), a z którym trzeba podjąć dialog.
OdpowiedzUsuńZ recenzją powyższą nie zgadzam się. Zarówno treść (nic się nie dzieje) jak i objętość stanowią inspirujący sygnał o zblazowanej kondycji młodego pokolenia. Można się z nim zgodzić lub nie: ale najważniejsze, że inspiruje do myślenia. A najważniejszą wartością książki z mojego punktu widzenia jest to, że autorka napisała ją na podstawie osobistych przeżyć. Bo pisać o czymś, czego się nie przeżyło, nie warto. Takiej bezwartościowej literatury na naszym rynku jest cała masa: pisanej pod dyktando konsumenckich gustów i gustów krytyków, gdzie pisarz zmienia się w rzemieślnika korzystającego ze sprawdzonych schematów. U Ożarowskiej jest inaczej: jej książka to wychylający się znad schematów piorun, który we mnie uderzył.
przyznaję, trafiłam na bloga po przeczytaniu: http://www.ha.art.pl/komentarze/866-magdalena-nawisielska-na-pohybel-krytykom-czyli-jak-nie-czytac-ksiazki-dominiki-ozarowskiej-nie-uderzy-zaden-piorun.html
OdpowiedzUsuńz zasady odstręczają mnie piszące dziewiętnastolatki, natomiast ta Pani ma (co najmniej) dar prowokowania dyskusji;)
Mnie się ta książka podoba.Autorka sprawiła, że mam ochote odwrócić kolejna stronę. Jesli to nie jest sukces, to co nim jest? A zaznaczam,że potrafie odróżnić dobrą literaturę od słabej i na byle co nie dam się nabrac. Może recenzent zbyt pobieżnie zapoznał sie z treścią i uznał, że ocena takiej powieści nie wymaga wysiłku. Nie słusznie. Dla mnie, reprezentanta średniego pokolenia, jest to ciekawa lektura, bo przecież o dzisiejszej młodzieży wiem niewiele.Są oczywiście mankamenty ale zdecydowanie przeważa pozytywne wrażenie. Niektóre dialogi, sceny- kapitalne! w ogóle podoba mi się ironia i humor tej prozy. Spodziewałem sie nudy (to wina tej własnie recenzji), a tu przyjemne zaskoczenie.Pozdrawiam. MK (mk2001@interia.pl)
OdpowiedzUsuńNiesłusznie. (Miało być :) Sorki.
OdpowiedzUsuńDobrze przemyślana książka brawo
OdpowiedzUsuń