Czy stuletni Szwed błąkający się po korytarzach domu opieki w swoich wilgotnych od moczu kapciach może zwrócić czyjąś uwagę? Owszem, jeśli to bohater skreślony piórem Jonasa Jonassona i człowiek, który zwiewa przez okno w dniu swych setnych urodzin, by przeżyć kolejne niesamowite przygody, które ubarwią i tak już pasjonujący życiorys staruszka. „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” to lektura wyborna nie tylko dlatego, że rozpromienia i śmieszy. Mimo wykorzystania komizmu słownego, charakterologicznego i sytuacyjnego ta opowieść nie jest tylko zabawna. Jonasson napisał książkę o przewrotności ludzkiego losu i o nienasyceniu, które każe wciąż czerpać z życia pełnymi garściami. Nawet wówczas, gdy stąpa się po tym świecie ponad wiek. I nie zawsze ma się czyste sumienie.
Zanim Allan Karlsson trafił do domu opieki, musiał jakoś przeżyć swe życie. A od roku 1905 do 2005 dane mu było doświadczyć bardzo wiele. Osamotniony w domu rodzinnym (surowy i wciąż nieobecny ojciec, matka zajęta głównie swymi sprawami) zalicza tylko trzy lata edukacji, co nie powoduje, że przestaje ciekawić go świat. Bynajmniej. Po śmierci rodziców zajmuje się tym, czego nauczył się do niedawna, czyli produkowaniem rozmaitego rodzaju ładunków wybuchowych. Kiedy przez przypadek rodzinny dom Allana wyleci w powietrze, nasz rezolutny bohater będzie musiał udać się w podróż. Nie będzie przypuszczał, iż zwiedzi nie tylko większą część Szwecji, ale także Hiszpanię, Chiny, Koreę Północną, Himalaje, Iran, Stany Zjednoczone czy Francję.
Jonasson posługuje się ciekawym chwytem, stawiając na drodze Allana ważne i znane w historii postacie, z którymi Szwed wchodzi w różne relacje. Pije z generałem Franco i prezydentem Trumanem. Wkurza Stalina i generała de Gaulle’a. Otrzymuje sporą sumę pieniędzy do przetracenia od Mao Zedonga czy szwedzkiego premiera Erlandera. Za każdym razem Allan jest sobą, podczas gdy inni, ważni tego świata, usiłują przed nim odegrać jakieś role. Nie sposób także nie zauważyć, że wszyscy ci wielcy pragną się zaprzyjaźnić z Allanem, albowiem może on znacząco pomóc w produkcji broni jądrowej. Poznając bowiem życiorys Karlssona, poznajemy jednocześnie historię przemian, w której broń wojenna zmienia swój charakter, a po tym, jak Amerykanie w bazie Los Alamos dokonują odkryć, których zazdrości im cały świat, rzeczywistość staje się niepewna i złowroga.
Wykładnia Jonassona jest dość czytelna – zbrojący się świat jest groźny, ale można go pokonać. Poczuciem humoru rzecz jasna. Bo jeśli coś naprawdę nas lęka, może warto się z tego pośmiać, żeby strach nas choć przez chwilę opuścił? Chociaż Allan Karlsson wielokrotnie winien się bać, nie działo się tak. Zamiast mówić, słuchał. Zamiast szkodzić, starał się unikać wszelkich działań mających na celu niszczenie innych. Na wszystkie problemy i bolączki świata miał jeden, prosty sposób. Zamiast się spierać, trzeba wypić trzy ćwiartki wódki i popatrzeć w przyszłość. Wtedy wszystko stanie się inne, lepsze. Naiwne? Naiwność Allana wraz z jego prostolinijnością i pociągiem do wódki, tworzą postać barwną i wzbudzającą zaufanie. Bo przecież nawet jeśli Allan tego czy owego człeka wysadzi w powietrze, stanie się to przez przypadek i nieżywy nie powinien mieć o to do Allana pretensji.
Szczegółowo opisane dzieje stulatka pozwalają nam wybrać się w barwną podróż po świecie XX i XXI wieku. To świat ułomny, naznaczony krzywdą i niesprawiedliwością. Jednocześnie jednak fascynujący i pozwalający Allanowi na to, by w każdej sytuacji czuł się jak ktoś, kto ponownie się narodził i przygląda się wszystkiemu z uwagą. Tak też dzieje się w momencie, kiedy wiekowy jubilat ucieka i dojeżdża autobusem do prowincjonalnego Byringe, taszcząc ze sobą ciężką walizkę z pieniędzmi. Tam poznaje życiowego nieudacznika i oszusta Juliusa Jonssona, by wraz z nim udać się w niezwykłą podróż, podczas której zetkną się między innymi ze smålandzką pięknością, z jej ukochanym słoniem oraz bossem organizacji przestępczej, w którym pod wpływem zdarzeń nastąpi spektakularna metamorfoza.
Autor drwi sobie nieco zarówno ze szwedzkiego systemu sprawiedliwości, jak i ironicznie ocenia dziennikarskie środowisko w swoim kraju. Niezwykłe losy stulatka i jego przyjaciół, których poznaje w podróży, stanowią dowód na to, iż można zniknąć oraz pojawić się wtedy, kiedy się chce, snując kilka alternatywnych historii życia. I chociaż pada nam trup za trupem i to, co robi Allan ze swoimi znajomkami mocno wykracza poza granice dozwolone prawem, mamy tutaj w gruncie rzeczy rubaszną i dosadną historię o tym, w jaki sposób sprytnie unikać odpowiedzialności za swe czyny. W powieści Jonassona wszystko wydaje się być dozwolone, niemniej jednak nie jest to książka o złych ludziach albo złych uczynkach. To barwna opowieść o tym, że świat niejedno ma oblicze i nawet żyjąc sto lat, nie można poznać każdego.
Nie traktujmy „Stulatka” tylko jako dowcipną opowieść. Warto zajrzeć głębiej. Przyjrzeć się temu, w jaki sposób Jonasson rozprawia się ze Szwecją i tym, co mu się w niej nie podoba. Warto zobaczyć, że w jego powieści Historia przegląda się w krzywym zwierciadle i wtedy nie jest już ani tak straszna, ani też okrutna.
tłum. Joanna Myszkowska - Mangold
Wydawnictwo Świat Książki, 2012
Zanim Allan Karlsson trafił do domu opieki, musiał jakoś przeżyć swe życie. A od roku 1905 do 2005 dane mu było doświadczyć bardzo wiele. Osamotniony w domu rodzinnym (surowy i wciąż nieobecny ojciec, matka zajęta głównie swymi sprawami) zalicza tylko trzy lata edukacji, co nie powoduje, że przestaje ciekawić go świat. Bynajmniej. Po śmierci rodziców zajmuje się tym, czego nauczył się do niedawna, czyli produkowaniem rozmaitego rodzaju ładunków wybuchowych. Kiedy przez przypadek rodzinny dom Allana wyleci w powietrze, nasz rezolutny bohater będzie musiał udać się w podróż. Nie będzie przypuszczał, iż zwiedzi nie tylko większą część Szwecji, ale także Hiszpanię, Chiny, Koreę Północną, Himalaje, Iran, Stany Zjednoczone czy Francję.
Jonasson posługuje się ciekawym chwytem, stawiając na drodze Allana ważne i znane w historii postacie, z którymi Szwed wchodzi w różne relacje. Pije z generałem Franco i prezydentem Trumanem. Wkurza Stalina i generała de Gaulle’a. Otrzymuje sporą sumę pieniędzy do przetracenia od Mao Zedonga czy szwedzkiego premiera Erlandera. Za każdym razem Allan jest sobą, podczas gdy inni, ważni tego świata, usiłują przed nim odegrać jakieś role. Nie sposób także nie zauważyć, że wszyscy ci wielcy pragną się zaprzyjaźnić z Allanem, albowiem może on znacząco pomóc w produkcji broni jądrowej. Poznając bowiem życiorys Karlssona, poznajemy jednocześnie historię przemian, w której broń wojenna zmienia swój charakter, a po tym, jak Amerykanie w bazie Los Alamos dokonują odkryć, których zazdrości im cały świat, rzeczywistość staje się niepewna i złowroga.
Wykładnia Jonassona jest dość czytelna – zbrojący się świat jest groźny, ale można go pokonać. Poczuciem humoru rzecz jasna. Bo jeśli coś naprawdę nas lęka, może warto się z tego pośmiać, żeby strach nas choć przez chwilę opuścił? Chociaż Allan Karlsson wielokrotnie winien się bać, nie działo się tak. Zamiast mówić, słuchał. Zamiast szkodzić, starał się unikać wszelkich działań mających na celu niszczenie innych. Na wszystkie problemy i bolączki świata miał jeden, prosty sposób. Zamiast się spierać, trzeba wypić trzy ćwiartki wódki i popatrzeć w przyszłość. Wtedy wszystko stanie się inne, lepsze. Naiwne? Naiwność Allana wraz z jego prostolinijnością i pociągiem do wódki, tworzą postać barwną i wzbudzającą zaufanie. Bo przecież nawet jeśli Allan tego czy owego człeka wysadzi w powietrze, stanie się to przez przypadek i nieżywy nie powinien mieć o to do Allana pretensji.
Szczegółowo opisane dzieje stulatka pozwalają nam wybrać się w barwną podróż po świecie XX i XXI wieku. To świat ułomny, naznaczony krzywdą i niesprawiedliwością. Jednocześnie jednak fascynujący i pozwalający Allanowi na to, by w każdej sytuacji czuł się jak ktoś, kto ponownie się narodził i przygląda się wszystkiemu z uwagą. Tak też dzieje się w momencie, kiedy wiekowy jubilat ucieka i dojeżdża autobusem do prowincjonalnego Byringe, taszcząc ze sobą ciężką walizkę z pieniędzmi. Tam poznaje życiowego nieudacznika i oszusta Juliusa Jonssona, by wraz z nim udać się w niezwykłą podróż, podczas której zetkną się między innymi ze smålandzką pięknością, z jej ukochanym słoniem oraz bossem organizacji przestępczej, w którym pod wpływem zdarzeń nastąpi spektakularna metamorfoza.
Autor drwi sobie nieco zarówno ze szwedzkiego systemu sprawiedliwości, jak i ironicznie ocenia dziennikarskie środowisko w swoim kraju. Niezwykłe losy stulatka i jego przyjaciół, których poznaje w podróży, stanowią dowód na to, iż można zniknąć oraz pojawić się wtedy, kiedy się chce, snując kilka alternatywnych historii życia. I chociaż pada nam trup za trupem i to, co robi Allan ze swoimi znajomkami mocno wykracza poza granice dozwolone prawem, mamy tutaj w gruncie rzeczy rubaszną i dosadną historię o tym, w jaki sposób sprytnie unikać odpowiedzialności za swe czyny. W powieści Jonassona wszystko wydaje się być dozwolone, niemniej jednak nie jest to książka o złych ludziach albo złych uczynkach. To barwna opowieść o tym, że świat niejedno ma oblicze i nawet żyjąc sto lat, nie można poznać każdego.
Nie traktujmy „Stulatka” tylko jako dowcipną opowieść. Warto zajrzeć głębiej. Przyjrzeć się temu, w jaki sposób Jonasson rozprawia się ze Szwecją i tym, co mu się w niej nie podoba. Warto zobaczyć, że w jego powieści Historia przegląda się w krzywym zwierciadle i wtedy nie jest już ani tak straszna, ani też okrutna.
tłum. Joanna Myszkowska - Mangold
Wydawnictwo Świat Książki, 2012
Zatem chyba jednak warta przeczytania. Zbyt długi tytuł tej książki trochę zniechęcał mnie do sięgnięcia po nią, ale po takiej recenzji nabrałam ochoty na przeczytanie jej.
OdpowiedzUsuńPo "Stu latach samotności" co się w bibliotece mieści, wyskoczę za blok poszukać treści.
OdpowiedzUsuńJuz sama rozprawa ze Szwecja zacheca do przeczytania.
OdpowiedzUsuńUla - mnie też tytuł wydawał się dziwnie odstręczający. Ale to tylko pierwsze, mylne wrażenie :)
OdpowiedzUsuńZbyszku - :-)))
Sotion - Szwecja wcale nie jest taka poukładana jakby się nam wydawało i Jonasson to świetnie pokazuje!
zachęciłeś mnie recenzją i nie żałuję,że się zasugerowałam Twoim gustem :) Książkę czytam i się zarykuję ze śmiechu. :)))Dzięki
OdpowiedzUsuńKsiazka swietna, z poczuciem humoru.polecam na weekend
OdpowiedzUsuńSuper!!!!!
OdpowiedzUsuńWlasnie czytam. Zlodzieje w skandynawskim kraju! Morderstwo, ktore wywoluje umiech na twarzy!Polecam!
OdpowiedzUsuńOdsłuchałam tę książkę. Jest czytana (kongenialnie) przez Artura Barcisia. Śmiałam się często;-) Nie wiem, jaka jest, kiedy się czyta, ale w interpretacji Artura Barcisia absolutnie fantastyczna.Lekko moduluje głos, kiedy czyta kwestie pijanych bądź groźnych mężczyzn. Świetnie operuje przerwą. Z wyczuciem moduluje głos w innych scenach. A moment, kiedy Sonia siada na goniącym przyjaciół Hultaju w wykonaniu Barcisia jest majstersztykiem!!!
OdpowiedzUsuńOdsłuchałam tę książkę. Jest czytana (kongenialnie) przez Artura Barcisia. Śmiałam się często;-) Nie wiem, jaka jest, kiedy się czyta, ale w interpretacji Artura Barcisia absolutnie fantastyczna.Lekko moduluje głos, kiedy czyta kwestie pijanych bądź groźnych mężczyzn. Świetnie operuje przerwą. Z wyczuciem moduluje głos w innych scenach. A moment, kiedy Sonia siada na goniącym przyjaciół Hultaju w wykonaniu Barcisia jest majstersztykiem!!!
OdpowiedzUsuń