Wcześniej nieco sceptyczny, teraz bardzo sobie cenię pisanie Łukasza Orbitowskiego. Myślę, że przede wszystkim dlatego, iż w jego fantastyce zasadza się zaskakująco wyrazisty realizm, a „Widma” – kolejna ciekawa pozycja po „Świętym Wrocławiu” – tylko potwierdzają tę tezę. Autor czyni w swych powieściach miasta niemymi bohaterami, które są tłem zdarzeń często brutalnych, ale głównie symbolicznych. „Święty Wrocław” był chyba mniej poważny niż „Widma”, lecz obie książki doskonale wpisują się w nurt rozliczeniowo – metafizyczny, dla którego obecność złowrogiego miasta ma kluczowe znaczenie.
„Widma” prezentują alternatywną wersję historii Warszawy. Takiej, w której nie będzie mieć miejsca powstanie warszawskie, ale gdzie po latach mroki komunizmu zaciemnią się jeszcze bardziej, gdy Warszawa zacznie naprawdę krwawić i pożerać swych mieszkańców – w dosłownym i symbolicznym znaczeniu. A wszystko przez zwykłe pudełko i spotkanie przy strumieniu w podwarszawskim Gnojniku. Poznajemy dwie kobiety, które będą odgrywać w powieści bardzo ważną rolę. Basia, żona Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, daje się zwieść pewnemu tajemniczemu mężczyźnie, który ofiarowuje jej pudełko i nakazuje, by nigdy go nie otwierała, a w zamian za to może co roku liczyć na pokaźne sumy wypłacane w złocie. Poddana urokowi nieznajomego Basia staje się tak samo uległa jak Hania – kobieta mająca stać się Jaszczurką. Ona natomiast przeżywa specyficzne spotkanie z dumnym mężczyzną wyłaniającym się z gromady Niemców, który zawróci bieg strumienia i wieścić będzie zdarzenia, o których Hania nie ma żadnego pojęcia. Obaj namieszają w Historii, obaj będą w niej odgrywać rolę pośrednią i obaj zmuszą kobiety Orbitowskiego do tego, by niczym Pandory sprowadziły na najbliższych oraz otoczenie śmierć, zniszczenie i przeraźliwy ból istnienia, którego nie ukoi nawet śmierć.
Kiedy 1 sierpnia 1944 roku ma dojść do walk na ulicach Warszawy, okazuje się, iż można je przeprowadzić jedynie za pomocą pięści i kamieni, bo broń nie chce działać. Potem, po latach, chichot Historii będzie już nie do zniesienia i stolica pogrąży się w koszmarze, który został jedynie odroczony w czasie. Orbitowski zastanawia się, czy walka z bronią to walka polska. Czy walczyć po polsku nie oznacza po prostu niszczyć się psychicznie, opluwać latami, gardzić i żywić zawiść, której nic nie jest w stanie usunąć z polskich serc? W rozważania o polskości i o tym, czym jest polska historia, wpleciony jest dość istotny wątek zakwestionowanej, ośmieszonej, zlekceważonej męskości. Oto bowiem Krzysztof Kamil Baczyński zderza się z czymś, czego nie przewidział. Nie będzie powstania, skończy się wojna, dopadnie go proza życia u boku oddanej żony, która z czasem nijak nie jest w stanie zrozumieć rozterek uduchowionego poety. Po drodze pojawi się syn, kochanka i szereg zdarzeń, które nie tyle zmienią Krzysia, co czas oraz miejsce, o którym pisze swe wiersze i powieści.
No właśnie, Krzyś. Nie Krzysztof, nie Krzysiek, lecz Krzyś. Konsekwentnie od początku do samego końca. Wieczny chłopiec, który pracuje nad książką „Strach przed ciemnością” i który z czasem w tej ciemności zanurzy się zupełnie, ignorując kochające go kobiety i ludzi, z którymi kiedyś był blisko. Krzyś w oczach żony Basi „przypomina łagodne, głupie zwierzę, które myśli, że warto uciekać z zoo, że cokolwiek na wolności na nie czeka. (…) Tylko widma i cienie, które nie mają dokąd pójść”. Baczyński to symbol uciekającego przed odpowiedzialnością mężczyzny, będącego wciąż chłopcem, ale także symbolizuje wyraźny eskapizm, bo przecież w świecie, który otacza Krzysia nie można żyć i tworzyć. Poeta u Orbitowskiego to miałki mężczyzna, taki bez jaj, bez charakteru i bez testosteronu. Ma to wszystko za to Wiktor – komunista, partyjniak i milicjant, który wraz z diabolicznym Szczepanem Poderwornym pracują nad zagadką Cudu Dnia Pierwszego, posuwając się coraz dalej w głąb piekła Historii, z którego nie uda im się już uciec. „Widma” zderzają dwa typy męskości z dużo bardziej ciekawie portretowanymi kobietami, które kierują się miłością, ale same miłości nie zaznają.
„Widma” to batalistyczna wizyjność na wysokim, literackim poziomie. To w sferze symboliki opowieść zapierająca dech w piersiach. Książka, która kwestionuje polskie mity narodowe, ale także wchodzi z nimi w dialog. Tu dość istotna jest postać Janka, nieznośnego romantycznego cierpiętnika, który wdziera się do Belwederu i chce zabić polskiego króla jak niegdyś Kordian chciał pozbawić życia cara. Janek jest wytrzymały na cierpienie, ale jednocześnie słaby. To jemu widmo króla mówi o tym, czym jest nasz kraj. „Polska jest krwawym teatrem. Jaka jest nadzieja dla krwawego teatru? Nie można zmienić go w dom, w sklep, w łąkę. On może stać się tylko burdelem. To jedyny ratunek”. I niezły burdel opisuje Orbitowski, ale to książka nie tylko o pomieszaniu i konsekwencjach ingerencji w bieg historii. To panoramiczna i wielowątkowa opowieść o niespełnieniu oraz goryczy. I trudno doprawdy orzec, czy więcej w niej fantastyki czy realizmu. Lepiej byłoby się postrzegać „Widma” jako totalne zmyślenie, ale wtedy nie można już zadawać pytań o istotę polskości, której – niestety – często musimy się wstydzić.
Wydawnictwo Literackie, 2012
„Widma” prezentują alternatywną wersję historii Warszawy. Takiej, w której nie będzie mieć miejsca powstanie warszawskie, ale gdzie po latach mroki komunizmu zaciemnią się jeszcze bardziej, gdy Warszawa zacznie naprawdę krwawić i pożerać swych mieszkańców – w dosłownym i symbolicznym znaczeniu. A wszystko przez zwykłe pudełko i spotkanie przy strumieniu w podwarszawskim Gnojniku. Poznajemy dwie kobiety, które będą odgrywać w powieści bardzo ważną rolę. Basia, żona Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, daje się zwieść pewnemu tajemniczemu mężczyźnie, który ofiarowuje jej pudełko i nakazuje, by nigdy go nie otwierała, a w zamian za to może co roku liczyć na pokaźne sumy wypłacane w złocie. Poddana urokowi nieznajomego Basia staje się tak samo uległa jak Hania – kobieta mająca stać się Jaszczurką. Ona natomiast przeżywa specyficzne spotkanie z dumnym mężczyzną wyłaniającym się z gromady Niemców, który zawróci bieg strumienia i wieścić będzie zdarzenia, o których Hania nie ma żadnego pojęcia. Obaj namieszają w Historii, obaj będą w niej odgrywać rolę pośrednią i obaj zmuszą kobiety Orbitowskiego do tego, by niczym Pandory sprowadziły na najbliższych oraz otoczenie śmierć, zniszczenie i przeraźliwy ból istnienia, którego nie ukoi nawet śmierć.
Kiedy 1 sierpnia 1944 roku ma dojść do walk na ulicach Warszawy, okazuje się, iż można je przeprowadzić jedynie za pomocą pięści i kamieni, bo broń nie chce działać. Potem, po latach, chichot Historii będzie już nie do zniesienia i stolica pogrąży się w koszmarze, który został jedynie odroczony w czasie. Orbitowski zastanawia się, czy walka z bronią to walka polska. Czy walczyć po polsku nie oznacza po prostu niszczyć się psychicznie, opluwać latami, gardzić i żywić zawiść, której nic nie jest w stanie usunąć z polskich serc? W rozważania o polskości i o tym, czym jest polska historia, wpleciony jest dość istotny wątek zakwestionowanej, ośmieszonej, zlekceważonej męskości. Oto bowiem Krzysztof Kamil Baczyński zderza się z czymś, czego nie przewidział. Nie będzie powstania, skończy się wojna, dopadnie go proza życia u boku oddanej żony, która z czasem nijak nie jest w stanie zrozumieć rozterek uduchowionego poety. Po drodze pojawi się syn, kochanka i szereg zdarzeń, które nie tyle zmienią Krzysia, co czas oraz miejsce, o którym pisze swe wiersze i powieści.
No właśnie, Krzyś. Nie Krzysztof, nie Krzysiek, lecz Krzyś. Konsekwentnie od początku do samego końca. Wieczny chłopiec, który pracuje nad książką „Strach przed ciemnością” i który z czasem w tej ciemności zanurzy się zupełnie, ignorując kochające go kobiety i ludzi, z którymi kiedyś był blisko. Krzyś w oczach żony Basi „przypomina łagodne, głupie zwierzę, które myśli, że warto uciekać z zoo, że cokolwiek na wolności na nie czeka. (…) Tylko widma i cienie, które nie mają dokąd pójść”. Baczyński to symbol uciekającego przed odpowiedzialnością mężczyzny, będącego wciąż chłopcem, ale także symbolizuje wyraźny eskapizm, bo przecież w świecie, który otacza Krzysia nie można żyć i tworzyć. Poeta u Orbitowskiego to miałki mężczyzna, taki bez jaj, bez charakteru i bez testosteronu. Ma to wszystko za to Wiktor – komunista, partyjniak i milicjant, który wraz z diabolicznym Szczepanem Poderwornym pracują nad zagadką Cudu Dnia Pierwszego, posuwając się coraz dalej w głąb piekła Historii, z którego nie uda im się już uciec. „Widma” zderzają dwa typy męskości z dużo bardziej ciekawie portretowanymi kobietami, które kierują się miłością, ale same miłości nie zaznają.
„Widma” to batalistyczna wizyjność na wysokim, literackim poziomie. To w sferze symboliki opowieść zapierająca dech w piersiach. Książka, która kwestionuje polskie mity narodowe, ale także wchodzi z nimi w dialog. Tu dość istotna jest postać Janka, nieznośnego romantycznego cierpiętnika, który wdziera się do Belwederu i chce zabić polskiego króla jak niegdyś Kordian chciał pozbawić życia cara. Janek jest wytrzymały na cierpienie, ale jednocześnie słaby. To jemu widmo króla mówi o tym, czym jest nasz kraj. „Polska jest krwawym teatrem. Jaka jest nadzieja dla krwawego teatru? Nie można zmienić go w dom, w sklep, w łąkę. On może stać się tylko burdelem. To jedyny ratunek”. I niezły burdel opisuje Orbitowski, ale to książka nie tylko o pomieszaniu i konsekwencjach ingerencji w bieg historii. To panoramiczna i wielowątkowa opowieść o niespełnieniu oraz goryczy. I trudno doprawdy orzec, czy więcej w niej fantastyki czy realizmu. Lepiej byłoby się postrzegać „Widma” jako totalne zmyślenie, ale wtedy nie można już zadawać pytań o istotę polskości, której – niestety – często musimy się wstydzić.
Wydawnictwo Literackie, 2012
Zbieg okoliczności: właśnie dziś przyszedł do mnie zamówiony zbiór opowiadań Orbitowskiego "Nadchodzi". Bardzo jestem ciekawa jego prozy. Na szczęście nie ostudziłeś mojego zapału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja mam i czytałem tylko "Tracę Ciepło" Orbitowskiego. Podobało mi się, ale jakoś opisy fabuły kolejnych jego książek nie przyciągnęły zbytnio mojej uwagi. Może tym razem, kto wie... :-)
OdpowiedzUsuńInez, to napisz o tym parę słów, bo nie znam jego opowiadań.
OdpowiedzUsuńPiotrku, "Tracę ciepło" tylko kartkowałem. Uważam, że "Widma" są dojrzałe i warte uwagi. Zresztą widząc inne omówienia, nie tylko ja tak myślę :)
Czytałam. Świetna książka! A człowiek młody! Czasem przedobrzone, ale świetna narracja i język, fajne tropy (dodałabym jeszcze Witkacego) i dyskusja z literaturą wcale nietrywialna, a z historią arcyciekawa :)
OdpowiedzUsuń