Dominika Dominiki jest tłusta i ohydna, w związku z czym nienawidzi swojego ciała. Ta nienawiść projektowana jest gdzieś dalej, ale bohaterka stara się ją stłumić. Dzięki bezprzewodowemu łączu internetowemu nasza bohaterka nawiązuje pierwsze cyberromanse. 33 – letni zwolennik młodych dziewczęcych ciałek nazywa ją potem „pasztetem”, ale zanim dojdzie do odkrycia jego niecnych działań przez rodziców bohaterki, poczytamy coś, co przelewa się codziennie w ilościach mocno przedobrzonych w sieci, gdzie swe głębokie myśli wymieniają spragnieni własnych ciał kochankowie sprzed monitora. Tak więc nasza Dominika na początku nazywana jest przez nieznajomego w internecie „małą dziwką” i postanawia jakoś dopasować się do tej roli. On chce jej ciała, ona potrzebuje jego słów. Po to, by nimi zapchać niepewność, lęki, brak poczucia, iż żyje naprawdę. Seks jest ważny, ale o niczym nie świadczy. Bohaterka „Mięsa” nie szuka żadnych romantycznych wzlotów, przynajmniej na początku etapu znajomości z przygodnie poznanymi facetami. „W temacie miłości nie mam nic do powiedzenia”. Obawiam się, że w żadnym innym także. Smutna dziewczyna – narratorka tej smutnej, dziewczyńskiej przecież książki, potrafi jedynie pogrążać się w misternie przez lata tkanym kokonie rozpaczy.
Czymże bowiem jest budowanie kolejnych relacji z facetami, jak nie tylko przejawem rozpaczliwej pustki egzystencjalnej, którą można zamaskować słowami złożonymi w jakiś wdzięczny szyk, zapić spermą przy szybkim oralu czy też stłumić w ogniu zazdrości o kochanka, dla którego nie jest się tą jedyną i wyjątkową? Bohaterka „Mięsa” poznaje kolejno Radka z penisem o zapachu proszku, Piotrka – pizdę w przebraniu metala – którego członek smakuje mydłem (czyżby i mydła próbowała w bulimicznym pędzie pożerania wszystkiego nasza skazana na rozpacz duszy i ciała narratorka?); potem poetę Krzyśka i Roberta będącego antidotum na romans z żonatym trzydziestolatkiem. Jest jeszcze Adam, z którym fajnie wciąga się w nosek to i owo oraz pisarz, jaki – co zostało wspomniane – nie uznaje swej kochanki za jedyną i niepowtarzalną.
Pomiędzy smętnymi opowieściami o poszukiwaniu coraz większej nicości w męskich ramionach otrzymujemy poetyckie miniaturki, mające rzekomo przypominać i pisanie wspomnianej Müller, i klimat historii snutych przez Agłaję Veteranyi. Wspominanie o nazwiskach tych wybitnych pisarek w kontekście tego, przez co przemykamy wzrokiem w kilka godzin bez cienia większej refleksji, jest po pierwsze nadużyciem, a po drugie rozpaczliwą próbą usytuowania gdzieś tej prozy. Trudno mi powiedzieć, czy można „Mięso” rozpatrywać w jakimkolwiek kontekście. Jest w książce sporo naturalizmu w opisie kalekich relacji rodzinnych czy też w prezentowaniu czytelnikowi totalnej obcości wobec procesu umierania babki bohaterki. Co więcej? Do jakiej definicji, pojęcia przypiąć „Mięso”?
Krytykując debiutancką powieść Dominiki Ożarowskiej sprzed dwóch lat, wskazywałem na to, iż nie ma ona naprawdę niczego do przekazania. Ożarowska starała się pisać o bliskiej jej rówieśniczej zbiorowości. Dymińska stanowczo i bardzo mocno wchodzi do swojego wnętrza. Penetruje je równie silnie, co bezmyślnie i w związku z tym otrzymujemy książkę wydaloną tak, jak jej bohaterka wydala w urastającym do symbolicznego akcie wymiotowania to, co wcześniej kompulsywnie pożarła.
„Mięso” to trochę opowieść o tym, jak to bardzo chce się przestać być tym, kim się jest. Trochę o tym, że każde prozaiczne zdarzenie można pretensjonalnie zamienić w coś na kształt poezji. Zupełnie nie wiem, po co, dla kogo to wszystko zostało napisane. Nie będę szukał głębi w podpatrzonym u Müller i Veteranyi stylu, bo po prostu głębi żadnej tam nie ma. Dominika Dymińska napisała coś, co być może miało dla niej znaczenie terapeutyczne i mogło podkreślić wątpliwą oryginalność jej osobowości. „Mięso” czyta się z rosnącym zażenowaniem, by przy ostatniej kropce odetchnąć i pomyśleć, że to już naprawdę koniec. Nie mogę dobrze ocenić książki debiutantki, która sama nie wie, co chce przekazać. Nie mogę zgodzić się ze Sławomirem Shutym, że ten debiut zwiastuje talent. Obawiam się, iż jest to jeden z setek plików tekstowych, które kryją się w laptopach młodych gniewnych, któremu przypadkiem udało się trafić do właściwej redakcyjnej skrzynki, a potem tam, gdzie już wszelkimi niedoskonałościami zajęli się korektorzy tak, by jeszcze przykleić temu pisaniu metkę jakości wspomnianych przeze mnie ważnych dla literatury pisarek.
Nie wiem, co jest odkrywczego w polszczyźnie Dominiki Dymińskiej. Zapewne – jak po publikacji krytycznego omówienia książki jej imienniczki, Ożarowskiej – posypie się na mnie grad zarzutów, że nie umiem czytać między wierszami. Obawiam się właśnie, że to tam autorka „Mięsa” chciała coś ukryć, ale te sensy i znaczenia zacierają się bez względu na to, gdzie mogłyby być ukryte. Przykro mi, ale w moim odczuciu „Mięso” nie zapowiada niczego innego niż chwilę promocji młodej autorki jednego tytułu.
KOCHAM Twoje recenzje!!! :D
OdpowiedzUsuńZwłaszcza te krytyczne :)
I wierzę im. Tyle ostatnio mamy pseudoliteratury, debiutów, które kreuje się na wielkie wydarzenia artystyczne... Dobrze, że ktoś patrzy na to trzeźwo i oddziela ziarno od plew.
Pozdrawiam!
Empatycznie w znoju:)
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja, Jarku, czytanie jej to przyjemnośc i uczta :) Ja na te polskie debiuty zwiastujące coś mądrego rzadko spoglądam, a jeśli nawet, to sceptycznie - jakoś im nie ufam ;)
OdpowiedzUsuńOleńko, dzięki za słowa entuzjazmu :) Hiliko, ja spoglądam często, bo wciąż wierzę, że jeszcze sporo młodzi mogą napisać o świecie ciekawego. Tym trudniej godzić się z tym, że po raz kolejny trafia się na literacką wydmuszkę...
OdpowiedzUsuń"Mięso" dowodzi, że niby pisać każdy może, ale co to za pisanie?
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przypadkiem i przyznam, że bardzo podoba mi się styl, w jakim piszesz swoje recenzje. Jako osoba, która sama pisze (i pewnie takie dzieło jak to znalazłoby się w moim laptopie) powiem tak: pisać można wszystko, ale po co to publikować? O "Mięsie" nie słyszałam, pewnie na swoje szczęście. I wątpię by kiedykolwiek miało wpaść w moje ręce.
OdpowiedzUsuńdoskonale to ująłeś... dzięki za ten tekst
OdpowiedzUsuńMyślę, że Tobie absolutnie nie powinno być przykro z powodu chwili promocji autorki jednego tytułu.
OdpowiedzUsuńNie zachęciłeś mnie tą recenzją. I bardzo się z tego cieszę. Skończę czytać to, co czytam i poczekam na coś bardziej wartościowego.
od kiedy to pociag do seksu u dwudziestoparolatki jest niezdrowy?:)
OdpowiedzUsuńku ścisłości - nie u dwudziestoparolatki, bo autorka miała 20 lat jak skończyła pisać książkę. a jej historie z seksem zaczęły się parę lat wcześniej (przynajmniej w książce).
OdpowiedzUsuńMoże jedyny plus dla autorki, że wzoruje się na Hercie Müller,a nie na autorce zmierzchu, jak pewnie większość dzisiejszych "pisarzy". A tak by the way to ja zostaję wierna jednej zasadzie, czytam zawsze książki znanych i z wyższej półki, przynajmniej ma się pewność, że nie zmarnuje czasu na coś pokroju "Mięsa". Świetna recenzja :)
OdpowiedzUsuń"kocham Twoje recenzje .. wierzę im", "recenzja uczta... debiutom nie ufam", "O 'Mięsie' nie słyszałam.. i wątpię by kiedykolwiek miało wpaść w moje ręce".. Ludzie.. mnie również podobała się ta recenzja - jest napisana w dobrym stylu, merytoryczna, można się z nią zgodzić albo nie, ale chyba dopiero wtedy, kiedy się po jakiś utwór sięgnie samemu i skonfrontuje. Fajnie, że macie autorytety, ale krytyk też człowiek i gust ma własny. Można owszem się recenzją zasugerować (bo z czegoś i za coś krytycy żyć muszą), ale ta euforia w przyjmowaniu czyjejś opinii z taką euforią i bezwzględną aprobatą budzi mały niepokój. Osobiście zamówiłem tą straszną książkę i czekam aż przyjdzie, żeby wysnuć być może podobne wnioski do tych z recenzji. Z tego co na razie wnioskuję, książka posiadać może dużo wtrąceń autobiograficznych czy własnych przeżyć, co może być słabe.. ale popatrzcie na Bukowskiego..
OdpowiedzUsuńAdrianie, gwoli ścisłości - z niczego tutaj nie żyję, wszystkie teksty piszę z pasji i pro publico bono. Cieszę się, że się podobają, ale też interesuje mnie, kiedy ktoś wchodzi w konstruktywną polemikę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAutorka nie jest bohaterką książki, czy to tak trudno odróżnić?;) To, że w książce seksualne historie zaczęły się wcześniej nie znaczy, że w życiu też.
OdpowiedzUsuńJa znam autorkę osobiście. To nie jest fikcja - to zwyczajna powieść autobiograficzna, czasem podkoloryzowana. Tak, pani D. w dużej mierze opisała siebie. Jak zauważył pan Jarosław - mamy tu próbę rozliczenia się ze sobą, terapeutycznie. niestety, jako sztuka ma to wartość praktycznie zerową - bo ksiażek o tym, co to się nie robiło w życiu z seksem i używkami są setki, albo i tysiące.
OdpowiedzUsuńmoże nie znam się na literaturze.... ale jestem zadowolona. Zaintrygowana recenzjami kupiłam i właśnie kończę- poezja, bądź wstawki literackie bohaterki przypominają mi to co sama pisałam będąc nastolatką. Chęć zmierzenia się z własnym ciałem, władzą ciała nad innymi i sobą... nastolatką byłam 30 -35 lat temu. Poza dostępem do netu i prochów problemy podobne (nie znaczy takie same) zmagania takie same. Debiut świetny.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTwoją recenzję czytało się o wiele łatwiej niż "Mięso".
OdpowiedzUsuńKsiążkę przeczytałam w jeden dzień, co skrzywdziło mnie niesamowicie.
Widzę, że nie tylko ja podzielam tą opinie i czuję się z tym lepiej.
Mam nadzieję, że nigdy więcej nie trafi w moje ręce takie "dzieło".
Dziękuję i przepraszam za czytanie moich narzekań, życzę każdemu miłej nocy lub dnia