Literackich wędrowców,
którzy przemierzają i Kresy, i środek, i południe Europy, polska literatura
współczesna zna wielu. Jest nim chociażby Andrzej Stasiuk, który chyba
nieprzypadkowo rekomenduje na okładce debiut prozatorski męskiego odpowiednika
Magdy Gessler, cenionego fotografa i autora esejów o fotografowaniu, które
swego czasu zdobyły duże uznanie publiczności i krytyki. „Salki” to historia
podróżowania po świecie i podróżowania do wnętrza siebie, wraz z trudną do
ogarnięcia oraz zrozumienia historią dziadków, którzy nie podróżowali nigdzie.
„Salki” powstały jako hołd złożony tym przodkom, których wcześniej Wojciech
Nowicki nie słuchał z uwagą, a którzy mogliby podzielić się z nim powieściami,
jakie sam próbuje teraz tworzyć. Proza senna, niespieszna, refleksyjna. Do
czytania powolnego, do delektowania się. Opowieść tak plastyczna, że każdy
opisywany szczegół widzi się dokładnie. Tak egzystencjalnie głęboka, że sięga
daleko poza porządek rzeczy i myśli. Nowicki konstytuuje swoją pamięć,
przywołując pamięć przodków. Nie istnieje w pełni bez tego, co powiedzieli,
zrobili albo o czym myśleli. I co wreszcie należy opisać.
Kopcowie czy Nowiccy… oni
byli niczym wielkie i nieruchome góry w świecie ruchu i przemian. Zastygli i to
był ich własny wybór. Pozostali na swoim, w otoczeniu dobrze znanym i
całkowicie pewnym. Daleko im było do dylematów wnuka, który po latach walczy z
obezwładniającą siłą reisefieber, by po pokonaniu jej ruszyć w wędrówki, gdzie
odkrywać będzie nie tyle siebie, co nienapisane ani niewypowiedziane słowa
kresowych przodków sprzed lat. „Salki” mówią o tym, że teraz właśnie przyszedł
czas na zadawanie pytań, jakie nigdy nie padły. Z ust tych, którzy nie żyją,
ale także kierowane przez samego autora do świata sprzeczności, kontrastów,
szarości i beznadziei; Nowicki w tym wszystkim odkrywa coś, co daje mu siłę.
Choćby na to, by podjąć kolejną wędrówkę, w następnej się zatracić.
„Miasta, wsie i przysiółki,
nieogarnione metropolie”. O nich między innymi jest ta książka. To nie jest
typowy diariusz, bo ani chronologii w tych zapiskach, ani jakiegoś porządku, a to zapowiada wstęp do lektury. Oto bowiem z domu literatów w
Gotlandii, gdzie Nowicki zmaga się z bezsennością i za małym łóżkiem, wędrujemy
do czasu, kiedy z zupełnie innymi problemami musieli mierzyć się mieszkańcy
arkadii skażonej, arkadii utraconej, bo przecież zarżniętej brutalnie w Gajach
przez Ukraińców lub zamkniętej w czterech ścianach prowincjonalnych domów, z których
nie rusza się w podróże. To sprzeciw efektowi wysiedlenia, które odbiło się
przede wszystkim w psychice przodków Nowickiego. Jaka jest rola opisów podróży?
I czy można znaleźć w nieporządku myśli porządek rzeczy, słów, emocji i
przeczuć, z jakimi boryka się autor w coraz to nowym miejscu?
Jakież to miejsca! Aż tak
warte uwagi? Co ma nas do nich przyciągać? Strzałki, które nigdy nie wskazują
celu i śmierdzący upał w Kiszyniowie? Archaiczny, zatęchły i martwy Tyraspol?
Zgrzytające tramwaje i kieszonkowcy ze Lwowa? Blokowiska powpychane między
minarety w Skopje, które chyba nigdy nie podniosło się po trzęsieniu ziemi? A
może jugo - Indianie z Belgradu czy
cuchnący Ukrainiec z Syhotu Marmaroskiego, gdzie oddaje mocz do wanny? Co w tym
pięknego? Jak przewrotnie trzeba napisać o brzydocie i beznadziei, by czytający
te opisy chłonął? Co więcej – rozmyślał nad nimi, nad rolą podróżowania w takie
miejsca. Bo przecież to wędrówki bliskie i dalekie. Równie odstręczająco
opisywane indyjskie Delhi – gorące, przeludnione, zaplute betelem. Ileż trzeba
mieć umiejętności i zdolności, by wyrazić prawdziwe, ciepłe często, uczucia w
opisie brzydoty i bylejakości? Wojciech Nowicki jako pisarz – podróżnik
sprawdza się w takim znaczeniu, że nie cierpi na chorobę obojętności. Nie
wędruje bezrefleksyjnie. Widzi nawet więcej niż inni. Zoo to dla niego
cmentarzysko zwierząt, a szpital jest cmentarzyskiem ludzkości. Tej, którą być
może warto byłoby zamknąć w Bedlam – domu outsiderów i wariatów z drzwiami sal osobliwości zamykanych na klucz.
Salki Nowickiego są inne.
Opisuje muzea prowincji, ale przede wszystkim własne wnętrze. W nim musi
zmierzyć się z trudnym zadaniem. „Wszystko odwrócone, wszystko poprzestawiane,
wszyscy poumierali”. Co można przywrócić dawnemu kształtowi, co wskrzesić? I
komu to tak naprawdę potrzebne? Czy podróżowanie w sensie dosłownym i
metaforycznym pozwoli Nowickiemu uciec od duchowej bezdomności, która każe
wciąż poszukiwać po to, by znaleźć… samego siebie? A może boli go bardzo, że
jego dziadkowie niczym straszni mieszczanie Tuwima mogli mówić o świecie: „(…) że Ford, że kino, że Bóg, że Rosja”?
Wojciech Nowicki stara się nadać znaczenia temu, co widzieli oraz temu, czego
już zobaczyć nie mogli, a co stało się jego jednostkowym doświadczeniem. I
cierpieniem także, bo „Salki” to przecież egzystencjalna opowieść o gorzkiej, o
bolesnej drodze życia. Ono przecież często jest tak absurdalne, tak brudne, tak
pozornie nijakie jak opisywane miejsca. Miejsca, które chciałoby się zobaczyć.
Życie też zawsze chciałoby się przeżyć do końca. Nowickiemu być może łatwiej,
bo nawiązał kontakt z przeszłością, ze swoim pradziadkiem z Londynu (po którym
pozostał mu tani zegarek i kulawa korespondencja). „Salki” to rozrachunek z
ruchem, przemijaniem, ze zmianami i trudnościami w adaptacji do życia. Nawet, a
może przede wszystkim swojego własnego.
Autor powraca tam, gdzie
powrót wydawał się niemożliwy. Zrywa mentalne cumy, które trzymają go w
teraźniejszości. To, co opisuje, świat jego przeżyć, jest dużo bardziej
wzburzony niż sztorm gotlandzki, przy którym bezsenność i poczucie bycia nie u
siebie i nie w swoim łóżku, zmuszają do zmian. A zmiany nastają wraz z pisaniem
każdego kolejnego rozdziału. Nowicki metaforycznie wita się i żegna. Przede
wszystkim jednak pisze tren zagubionego Odysa, którego Penelopa być może nie
istnieje, ale który wierzy w to, że warto podróżować nadal. Cenne doświadczenie
czytelnicze i książka rzadka dzisiaj, bo sentymentalna i osobista, ale jednak
dość uniwersalna w swej wymowie. Do wędrowania po specyficznych salkach i
smakowania ich klimatu. Warto.
Wydawnictwo Czarne, 2013
Lektura, która dotyczy podróży, zawsze mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńP.S.
Chcę pomóc koleżance. Niesamowicie utalentowana bloggerka wydała książkę, ale w naszym kraju nie wspiera się debiutantów. Książka ma same pozytywne recenzje, więc na pewno spodoba się ludziom, jeśli ją przeczytają. Może i Ty się skusisz?
Chociaż sprawdź: www.o-k.xn.pl