Wydawca: Warszawska
Firma Wydawnicza
Data wydania: 30 kwietnia 2013
Liczba stron: 94
Oprawa: miękka
Cena det: 22 zł
Data wydania: 30 kwietnia 2013
Liczba stron: 94
Oprawa: miękka
Cena det: 22 zł
Tytuł recenzji: Skryte cierpienia – jawna prowokacja?
W nurcie współczesnej
literatury polskiej opisującym życie w zatomizowanym społeczeństwie znajdują
się książki, które sankcjonują status singla jako postawę i sposób na życie
całkowicie świadome, choć niekiedy okupione trudem pozbycia się pewnych pragnień.
Cztery lata temu ukazały się "Single" Piotra Kępskiego i była to w gruncie
rzeczy powieść o samotności stawiająca swobodę i niezależność pod znakiem
zapytania, bo bohaterowie niejako wrodzili się w swą singlowatość, kiedy nie
wyszły im związki z innymi, a bliższe relacje były trudne do nawiązania. Rok
potem czytaliśmy o "Singlach+" w powieści Dawida Kornagi, gdzie życie w
pojedynkę było manifestacyjne i chociaż zawikłane, całkiem na plusie, dobre,
wskazane i jak najbardziej pozytywne. Tymczasem pojawia się Mia deLurk –
kimkolwiek jest – i postanawia opowiedzieć o Singlach (celowo wielką literą) na
swój własny sposób. Otrzymujemy krótką, acz bardzo mroczną opowieść.
Bezlitośnie punktującą stan, o jakim dużo pozytywnego się mówi. Single deLurk
to ludzie w stanie wiecznej opresji. Bycie Singlem jest dla autorki wynikiem
nieudanych relacji oraz tego, że miłość albo została utracona, albo też
przeszła obok, nieprzeżyta.
Sam tytuł implikuje myśl, że życie, o jakim napisze w tej książce deLurk będzie życiem ukrytym, gdzie można
udawać przed światem kogoś, kim się nie jest albo wmawiać samemu sobie, iż
dobrze jest w swym własnym towarzystwie z całkiem świadomego wyboru. Autorka
już na wstępie ironizuje: „Silni, piękni, wszechmocni i nieograniczeni udajemy
jastrzębie, wojowników zbrojnych i wspaniałych, samotnych kłusowników losu oraz
myśliwych szczęścia”. Sugestia jest dość wyraźna – bycie Singlem to stan
patologiczny, wybór niewyboru, dramat niszczenia siebie i przede wszystkim
proces, podczas którego wyzbywamy się swoich pragnień w taki sposób, by one już
nigdy się w nas nie pojawiły. Mia deLurk sugeruje, iż człowiek jest z natury
przystosowany do tego, by kochać i trwać u boku kochanej osoby. Jakiekolwiek
odstępstwo od tego jest dramatem niebycia, dramatem życia na niby i życia pod
maską, która niewiele skrywa, bo tak naprawdę niczego pod nią nie wypatrzymy.
Singiel jałowieje duchowo na własne życzenie albo też został zmuszony do tego,
by odmawiać sobie uczuć i bliskości. Single w książce deLurk kierują się
własnymi przykazaniami, pośród których najważniejsze to kontrolowanie siebie,
wyzbycie się tęsknot i zastępowanie braków tak, by wyglądało na to, iż życie w
pojedynkę jest genialnym wyborem.
Ta niewielkich rozmiarów
opowieść koncentruje się na histerycznych dosyć listach niejakiej Mi, która
przez wiele lat opisuje uczucie pustki, jakie pozostawił w niej odchodzący
mężczyzna życia. Odbiorca tej korespondencji – Albert – wskazuje wyraźnie, że
prawdziwy dramat rozstania trwał bardzo krótko. Męka kolejnych lat to już tylko
i wyłącznie zasługa Mi, która nie potrafi pogodzić się z końcem związku. Ta
strata i ból są tak nieukojone, że autorka korespondencji wciąż na nowo podejmuje
próby niszczenia samej siebie; chce śmierci duchowej i fizycznej, bo nie może
pogodzić się z faktem, iż bycie bez ukochanego proponuje jej możliwości, z
jakich nie potrafi skorzystać. Mi jest egocentrycznie skupiona na swych
przeżyciach i tylko poprzez ich pryzmat postrzega rzeczywistość. Doprowadza się
do stanu duchowego upadku i niemocy, poza którymi nie ma już niczego, nie ma
normalnej, choć naznaczonej samotnością egzystencji. Mi staje się Singielką
wbrew sobie samej, a jej duchowa megalomania powoduje, że stan ten wzbudza
agresję na przemian z bezsilnością. Autorka listów cierpi. Zastanawia się nad
tym, czy egoizm naprawdę może być siłą w świecie bez zasad i czy wyrzeczenie
się miłości jest możliwe nawet wtedy, gdy zauważy się, iż ów świat jest
przestrzenią bez uczuć.
Symultanicznie opisywane są
pewne przypadki, historie ludzi, jakim życie zafundowało bycie Singlem na
zupełnie dla nich niezrozumiałych zasadach. Czy jest Singlem z wyboru P.,
który musi opuścić ukochaną i odbyć służbę wojskową, po powrocie z której nie
ma już obiektu jego westchnień, bo odeszła z innym? Jest nim T., cmentarny
wariat, któremu przypadkowa śmierć odebrała kobietę, z jaką spędził całe życie
i chciał się zestarzeć? A może świadomie wybrała swój stan K., której los
odebrał kochanka – obłudnika oraz dziecko – efekt miłości zakazanej? Może
Singielką ma być W. tracąca wszystko, gdy wreszcie odnajduje prawdziwą
miłość? Te historie są prowokacyjne i tendencyjne, niezbyt dobrze współgrają z
opisywanym w listach dramatem, mocno narzucają punkt widzenia, ale z drugiej
strony cała ta książka jest przecież dość interesującą prowokacją; dotyka
ciemnych stron życia w pojedynkę i podejmuje próbę odpowiedzi na pytanie, dlaczego na takie
życie ludzie się decydują.
Z „Maskami” można i trzeba
też polemizować. To mroczny portret Singla, ale czy prawdziwy? Byłoby to
niemożliwym do ogarnięcia cierpieniem, gdyby każdy decydujący się na samotność,
uciekał w nią od ran i bolączek, z
jakimi trudno mu żyć. Mia deLurk pozornie piętnuje zakłamanie, ale poza dość
prostymi do sformułowania historiami życiowych dramatów, gdzie oczywiście gra
się na emocjach i ocierającymi się o pretensjonalność ogólnikami, nie daje
żadnych przekonujących argumentów za tym, że współcześni samotni nazywani
singlami, są w gruncie rzeczy ukrytymi pod maskami cierpiętnikami i że dla nich życie to rozczarowania i wieczne udawanie tym, kim się nie jest. Ponieważ
trudno mi ustalić, kim jest sama autorka, tę dość prowokacyjną książkę
odznaczyłbym dużym znakiem zapytania. Pozycja ciekawa i zmuszająca do
przemyśleń. Kontrowersyjna i przeraźliwie smutna. Mnie osobiście nie przekonuje,
ale jest dobrym punktem wyjścia do rozważań nad stanem, który słowem na „s”
nazwano wtedy, gdy stał się coraz bardziej powszechny.
Mnie akurat ta recenzja przekonuje...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie piszesz o "języku" autorki książki.
Czy portret "Singla" jest prawdziwy?
A czy istnieje jakaś prawda naczelna?
pozdrawiam
Język nie był wart uwagi :) Ja się bardziej skłaniam ku rozważaniom autora "Samotności" niż tej dość ckliwej powiastce. Niemniej warto ją poznać, lepiej niż recenzję! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale dla mnie, język autora (każdego, którego lubię) konweniował z tym co pisał. Tak mi to w parze idzie nierozdzielnie, że nie mogę sobie wyobrazić innej sytuacji.
OdpowiedzUsuńpozdro