Wydawca: Zysk
i S-ka
Data wydania: 21 maja 2013
Liczba stron: 236
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 32,90 zł
Data wydania: 21 maja 2013
Liczba stron: 236
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 32,90 zł
Tytuł recenzji: Zło naświetlone medialnie
Długo, gdyż aż sześć lat
Marek Kochan kazał nam czekać na swoją nową powieść. „Fakir z Ipi” to rzecz
absolutnie niepodobna do "Placu zabaw", bo tam z uśmiechem na twarzy
śledziliśmy losy męskich kociaków, tymczasem w nowej książce główny bohater
bynajmniej kociakiem nie jest, a to, o czym opowiada śledzić można jedynie z
coraz większym zdumieniem, sceptycyzmem i przerażeniem. To książka całkowicie
nieprzewidywalna, zaskakująco mroczna i terapeutycznie wskazana, bo mówiąca o
procesach, w jakich wciąż tkwimy, wbici w rzeczywistość mediów serwującą nam
półprawdy, krzywizny prawd i zręczne konfabulacje. Zresztą sam Kochan stara się
być kimś na kształt terapeuty, bowiem jeden z bohaterów terapią się
zajmujących, ma wiele nazwisk i wszystkie jakoś dziwnie zbieżne są z autorskim.
Kochan odpowiada tą książką na medialną burzę wokół mamy Madzi, czyli Katarzyny W. Losy kobiety
konfabulującej, by ukryć to, co dla niej niewygodne, śledziła cała Polska –
nawet ci, którzy na co dzień dalecy są od korzystania z telewizora. Kwiatek –
bo tam nazywa swego bohatera Kochan – staje się także gwiazdą mediów po tym,
jak zaczyna snuć zeznania w sprawie zaginięcia studentki, Weroniki N., którą
rzekomo jako ostatni widział. I jemu zakłada się fanpage na Facebooku jak Mamie
Madzi. Nie ufa się temu, co opowiada. Coraz bardziej rozmyte stają się granice
między tym, co możliwe a jego prawdopodobnymi zmyśleniami. Widział, jak
Weronikę mordowano? Zabił ją przez zaniechanie, bo nie pomógł, widząc atak
mężczyzn na dziewczynę? A może było zupełnie inaczej i Kwiatka całkiem słusznie
określa się z czasem mianem medialnej kreatury i potwora bez serca? Snujący
historię swego życia Kwiatek to męski odpowiednik Katarzyny W. Psychologicznie
oczywiście ciekawszy, bardziej niejednoznaczny; równie chaotyczny i emocjonalny
w tym, co mówi i robi, ale przede wszystkim doskonale zorientowany, czym jest
tzw. „parcie na szkło” i jak je wykorzystać.
„Fakir z Ipi” to powieść
bardzo niejednoznaczna. Na początku wydaje się po prostu kryminalną historią.
Zaginęła dziewczyna, policyjne śledztwo stoi w miejscu. Nikt nie znalazł ciała,
nikt nie widział Weroniki w dniu zaginięcia, nie ma żadnych śladów świadczących
o śmierci studentki. Tymczasem po kilku miesiącach od zaginięcia pojawia się on
– ten, który wie bardzo dużo, ale swoje tajemnice będzie odsłaniał stopniowo, w
czasie najlepszej oglądalności telewizyjnej. Szybko zorientować się można, że
kolejne przedstawiane przez niego wersje zdarzeń z zaginioną Weroniką, to
półprawdy, zmyślenia i mistyfikacje. Faktem jest jedynie to, że studentkę z
Kwiatkiem – coraz bardziej popularnym medialnie – łączyła bliska i toksyczna
zarazem relacja, niszcząca dodatkowo trzecią osobę uwikłaną w dość mroczną
sprawę obyczajową, w której trudno jednoznacznie ocenić, kto pierwszy postawił
krok ku obłędowi, w jakim znaleźli się wszyscy prezentowani…
Opowieść w książce Marka
kochana to takie incredibile verum et verisimile mendacium, niewiarygodna
prawda i prawdopodobne kłamstwo. Nie chce się wierzyć w to, co opowiada
Kwiatek, a z drugiej strony zachłannie czyta się dalej, by poznać kolejne
wersje wydarzeń, jakie usankcjonują go w roli zbawcy i człowieka dobrotliwego,
który przecież Złem się skalał i zła z siebie samego nie jest w stanie się
pozbyć. To jego surowa matka słowem Kwiatek zastąpiła każde możliwe
przekleństwo. Także przekleństwo narodzin syna, od którego się odcina. On zaś
wypala sobie ślady na skórze, stygmaty jej braku, braku złej matki. Ojczym bił
go albumem z dziełami sztuki i kazał za nim powtarzać, że Kwiatek jest zły i
nigdy inny nie będzie. Może dlatego – w szalonej projekcji marzeń w związku z
biciem – karcony utożsamiał się z Vlaminckiem, malarzem w mniemaniu Kwiatka wewnętrznie wolnym.
Mężczyzna wciąż ukrywał swoją prawdziwą tożsamość. Może nawet nigdy jej nie
zrozumiał. Okazuje się, że potrzebny jest mu medialny rozgłos, by wreszcie
zacząć mówić o tym, kim jest naprawdę. Staje się dostrzeżony. Co więcej –
wielbiony. Setki tysięcy widzów czekają na każde jego kolejne słowo. Tym
niecierpliwiej, im wyraźniej dotrze do nich, że oto mają do czynienia z bardzo
mroczną zagadką i nie jest nią bynajmniej przyczyna zniknięcia Weroniki.
Składający swe publiczne
zeznania jest groźnym konfabulantem. Groźnym, bo manipuluje. Albo też nie
potrafi kłamać i wszystko, co opisuje, zdarzyło się naprawdę. Zdarzyła się
zatem zbrodnia. Zdarzyło się wiele złego. Niekoniecznie ktoś ma ginąć z rąk
Kwiatka, ale i to jest możliwe. On sam definiuje mord następująco: „Prawdziwa
zbrodnia powinna mieć charakter osobisty. Musi być intymna, jednostkowa”.
Opowiadając, co zrobił (lub nie) Weronice oraz swej towarzyszce życia,
siostrożonie Basi, Kwiatek opowiada o tym, jak zaczynał rozumieć samego siebie
i swoją rolę w życiu. Czy wykorzystuje zainteresowanie publiczne, by rozwiązać
swe prywatne problemy? Czy warto słuchać go i wierzyć coraz bardziej
skomplikowanym historiom, jakie snuje z pełną świadomością, że tak czy owak
manipuluje widzami i słuchaczami? Motywy postępowania, myśli i działania
Kwiatka są wyraźnie psychopatyczne. Kochan wydaje się stwierdzać, że rodzimy
„Wampir z Bytowa” to trochę za mało przy np. austriackim Fritzlu czy norweskim
Breiviku. Kwiatek przypomina nieco Leszka Pękalskiego, ale wydaje się być
psychopatą stworzonym na zamówienie publiczne. Niejednoznacznym w swych
działaniach. Niejednoznacznym w ocenie. Kogoś takiego chciałaby publika; o kimś
takim byłoby głośno, ktoś taki przydałby się w Polsce, bo gawiedź przed
telewizorami potrzebuje takiej formy skrajności i takich dwuznaczności, jakie
prezentuje naszkicowana przez Marka Kochana postać zagadkowego Kwiatka.
To przypowieść o tym,
ile zła drzemie w człowieku i jak bardzo można sobie to zło racjonalizować.
Historia na początku zapiera dech w piersiach. Szybko rozumiemy, iż to nie jest
zwykła kryminalna łamigłówka. Wprowadzane raz po raz nowe tropy każą patrzeć na
głównego bohatera zupełnie inaczej niż na początku. Ostatecznie Kochan nie
pozwala na to, by zrozumieć tutaj coś do końca. Mamy fabułę będącą
konfabulacją. Albo zabieg konfabulowania oparty na zbliżonej do rzeczywistej
biografii człowieka z zaburzeniami osobowości. Wiele – w kontekście tytułu –
wyjaśni zakończenie, nad wyraz statyczne i niemrawe w porównaniu z całą fabułą,
ale przecież dające odpowiedzi na kilka pytań. Wiele, nie znaczy wszystko. To
książka o tym także, jak często dajemy się odrzeć publicznie z intymności.
Jakie są tego konsekwencje. Przede wszystkim jednak „Fakir z Ipi” ma być
powieścią – zagadką. Na każdym poziomie jej interpretacji. Wolałem chyba
pełnego autoironii Kochana z „Placu zabaw”. Po lekturze „Fakira” pozostaję z
pytaniami bez odpowiedzi i niedosytem. Wierzę, że lektura dostarczy nie tylko
wyrafinowanej formy rozrywki, ale przede wszystkim zmusi do rozmyślań na temat
istoty ludzkiego charakteru, jej ciemnych stron i świateł medialnych, które
chętnie je rozjaśniają, choć niewiele... wyjaśniają.
Dziwne, ale zawsze omijałam Kochana. Sama nie wiem dlaczego. Po Twojej recenzji jestem zdecydowana na bliższe poznanie z panem Markiem. :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałeś mnie swoją recenzję, muszę przyznać, że nigdy wcześniej o autorze nie słyszałam, choć literatury czytam dużo, chętnie i często. Uwielbiam powieści zagadki, ta wydaje się mieć strukturę szkatułkową, w której wciąż coś jest ukryte i odkrywane i tak w kółko. Nawet jeśli nie otrzymujemy, jako czytelnicy wszystkich odpowiedzi to jednak chętnie sięgnę po tę pozycję, gdyż wydaje się zmuszać czytelnika do rozruszania szarych komórek a przecież właśnie tak powinna działać dobra lektura!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!