Pages

2013-07-08

"Czas młodego wilka" Jerzy Augustyn

Wydawca: Warszawska Firma Wydawnicza

Data wydania: 29 maja 2013

Liczba stron: 124

Oprawa: miękka

Cena det: 24 zł


Tytuł recenzji: Skowyt i żałość, czyli po co i dla kogo?

Sztuka pisania dobrych opowiadań ostatnio mocno kuleje. Na początku roku udowodniła to Agata Porczyńska swoją "Wadą wymowy". Teksty Porczyńskiej są jednak literackim majstersztykiem w porównaniu z broszurą Jerzego Augustyna, którą trudno nazwać po prostu książką. Autor bajki „Dzieci króla Nikodema” wydanej przed trzema laty tym razem chce pokazać, że pisząc o świecie dorosłych, daleko mu do bajkowości. Obawiam się, że „Czasowi młodego wilka” daleko do jakiejkolwiek konwencji. To zbiór ośmiu opowiastek o urodzie gimnazjalnego płodu wysyłanego na jakiś dzielnicowy konkurs literacki. Styl pisarza i to, czym się zajął, obraża inteligencję czytelnika. To nie jest żadna złośliwość czy sarkazm; ten zbiorek nie powinien nigdy się ukazać, ale skoro mamy go na księgarnianych półkach, wypada jedynie przed nim przestrzec.

Językowo i kompozycyjnie teksty Augustyna po prostu leżą. Jak tytułowy cwaniak z rozpoczynającego zbiór tekstu. To ćpun, malwersant, oszust i szmugler towaru treści różnorakiej – od aut przez komputery po… indyki. Umawia się z kilkoma kobietami jednocześnie, za nic ma normy społeczne, jest buntownikiem dla samego buntu bez żadnej określonej ideologii. Los wystawia mu rachunek za jego złe życie, przed którym ma jeszcze szansę się uchronić, ale po prostu ją przegapia. I tak będzie w kolejnych opowiadaniach. Zanurzeni w bagnie rzeczywistości bohaterowie stają przed możliwością odmiany losu. Nie korzystają z niej jednak, a niektórzy nie są w stanie nawet ocenić tego, jak bardzo zapętlili się w życiu i ile zła tkwi w nich samych, dzielących się tym złem z otoczeniem.

Komiksowe wręcz zwroty akcji u Augustyna sztampą i banałem doprowadzają do bólu zębów. To historie, które każdy zna i niewielu ma ochotę o nich czytać. Co może być interesującego w opisie życia korporacyjnych szczurów, które nawzajem się wygryzają, bezkompromisowo idąc wciąż do przodu, ku celom wyznaczonym przez urojone przez nich pragnienia o wygodnym i dostatnim życiu? Co jest ciekawego w barowej opowieści podpitego mężczyzny, który zakochał się  w pewnej piękności z hiszpańskim temperamentem, a potem zrozumiał, że ona zakochała się bardziej w zawartości jego portfela? Czy może zająć uwagę historia o złych gliniarzach, jacy są na tyle skorumpowani, iż warci tego samego, co przesłuchiwany przez nich oprych? Co da nam opowieść o alkoholiku z dyplomem magistra politologii, którego żywot można by określić od biedy mianem „homo lumpus”, bo to człowiek zdegradowany przede wszystkim na własne życzenie?

Ostatni tekst zbioru może wydać się interesujący, ale opowieść o młodszym bracie, którego dobroć ratuje od śmierci zdegenerowanego starszego, trąci tak wielkim dydaktyzmem i ckliwością, że po prostu otwiera się oczy szerzej ze zdziwienia, iż takie narracje po prostu się teraz wydaje. Myślę, iż dobrze by się stało, gdyby autor porozdawał te teksty członkom rodziny, którym je dedykował i nie zmuszał czytelników do irytacji, a korektorki tekstu do przyśnięcia nad nim, czego dowodem są przecinki pojawiające się tam, gdzie same chcą i liczne literówki, które kompromitują nie tylko banalność przekazu, co wskazują na niekompetencje edytorskie, bo tak niechlujnie wydanej książki po prostu czytać się nie da.

Jerzy Augustyn stworzył naiwne narracje, przy których mamy zastanowić się nad kondycją współczesnego świata. Myślę, że to dobry przykład do snucia rozważań na temat tego, jak wygląda współczesna literatura polska. Nie tak jak „Czas młodego wilka” – chce się zawyć do księżyca i błagać los o to, by nie potknąć się o kolejną tego typu książkę. Obawiam się, że chęć przekazania – w jakiejkolwiek formie – swoich doświadczeń życiowych to nieco za mało, by podjąć się wydania książki. Augustyn dotyka problemów, które zapewne są lub były mu bliskie. Jego teksty to dowód na to, że uważnie przygląda się światu, w którym coraz więcej zła i obojętności na ludzką niedolę. Czy jednak spostrzeżenia, jakie mamy wszyscy i wnioski, do jakich dochodzimy podczas piknikowego zwolnienia mózgu z myślenia muszą być koniecznie powodem, by pisać i wydawać? Myślę, że o ile z tym drugim wielu nie ma problemów – o czym świadczy przykład Jerzego Augustyna - o tyle to pierwsze trzeba po prostu umieć robić. A autor tych ośmiu opowiadań najprawdopodobniej był i jest przekonany, że pisać potrafi. I nie rozumie, iż jest w błędzie.

Trudno doprawdy orzec, czy jego bohaterom mamy współczuć, śmiać się z nich czy żałować sytuacji, w jakich się znaleźli. Trudno jest mi się dopatrzeć choćby jednego odkrywczego, oryginalnego i niepowtarzalnego wniosku, do jakiego dojść można podczas lektury tych nieco ponad stu stron. To nie jest tak, że opowiadanie napisać każdy może – jeden lepiej, drugi gorzej. Tym bardziej, kiedy porusza tematy wykorzystane już wcześniej setki razy, w związku z tym – choć może i ważkie – wzruszające o tyle, o ile można zostać poruszonym kaleką składnią, ubogim słownictwem i nieudolnymi próbami tworzenia napięcia tam, gdzie chichot tylko i zdumienie pojawić się może jako przejaw tego, iż zdania, słowa i znaki interpunkcyjne (sic!) postawić można koło siebie w tak niewyobrażalnie bolesnych połączeniach.

„Czas młodego wilka” to książka banalna, boleśnie uwierająca prostotą i brakiem wyczucia momentu, w którym ckliwe opowieści stają się literacką papką. Można tutaj szukać jakiejś przewrotności, zastanawiać się nad brakiem odautorskiego komentarza do przygnębiających zdarzeń, jakie mają udowodnić, iż człowiek człowiekowi wilkiem, ale napisał o tym ten, któremu choćby do kunsztu Edwarda Stachury daleko. Bardzo daleko. Niczego nie zmieni ani uważne, ani też pobieżne przeczytanie tej książki. Nie pomogą nawet mniej lub bardziej drapieżne obrazki, które wzbogacają treść i dają nadzieję, że po zakupie tej pozycji będzie można przynajmniej pooglądać coś między kartkami zapełnionymi grafomanią.

Przykro to stwierdzać – bo być może autor nie ma tej świadomości – ale świat literacki jest równie bezkompromisowy i okrutny jak rzeczywistość,  w jakiej muszą funkcjonować bohaterowie „Czasu młodego wilka”. Mniej bolesne jego odczuwanie ma miejsce wówczas, kiedy rozumie się cel swego pisania i ma wypracowaną jakąś jego technikę. Można podejrzeć u innych, opowiadań wydaje się w bród. Augustyn prawdopodobnie nikogo nie podglądał i uznał, że jego smutne narracje to jedyna słuszna, prawdziwa i odkrywcza wykładnia świata, w którym trzeba walczyć jak wilk. Raz jeszcze pokreślę, że tego typu nieumiejętne próby udowodnienia swego literackiego „talentu” wymagają bezwzględnej krytyki i ostrzeżenia. Każdy ma swoje przeżycia i każdy ma poglądy – mniej lub bardziej optymistyczne – kiedy przygląda się życiu. Nie każdy robi z tego literaturę, bo większość po prostu nie potrafi. Naprawdę dziwię się tym, którzy nie potrafią, ale dzielnie wzmacniają w sobie parcie na druk i chęć udowodnienia innym, że czarne jest białe, a oni są literatami. Najboleśniej braki wyraża się właśnie w opowiadaniach. Takich, które zapomina się szybko, choć w rzeczy samej mówią o sprawach, o jakich zapomnieć nie sposób.

3 komentarze:

  1. Gdy czytam takie recenzje, podziwiam umiejętność inteligentnej krytyki, która z pewnością przyda się zarówno autorowi ocenianego tekstu, jak i czytelnikom, którzy w tym wypadku... nimi nie zostaną:)

    www.ksiazki-moja-milosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocna krytyka. Jak to dobrze, że nie jestem autorem książki.
    Inna sprawa, że są pisarze, którzy z najbanalniejszego tematu zrobią arcydzieło.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to przestrzegłeś...Zawodowo. Co prawda wszystko jest sprawą gustu, ale jak mi ktoś mówi, że 50 szarości Graya to literatura, nie powiem, trochę mną wstrząsa. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń