Wydawca: Oficynka
Data wydania: 17 maja 2013
Liczba stron: 329
Oprawa: miękka
Cena det: 32 zł
Tytuł recenzji: Sama mumia to za mało…
Agnieszka Pruska zrobiła to,
co robi wielu, a mianowicie postanowiła napisać powieść, jednak jej nie wyszło.
Powieść kryminalną na dodatek. Rozgrywająca się w Gdańsku akcja to zlepek
bylejakości warsztatowych w stężeniu co najmniej przykrym. Czytelnik, a
zwłaszcza ktoś sięgający po kryminał, nie będzie miał ochoty czytać ponad stu pierwszych stron o tym, jak to policjanci wciąż czekają na jakieś wyniki, raporty; nie po
to się czyta tego typu książkę, aby śledzić, jak jałowo mijają dni, tygodnie,
miesiące i kartkować strony z coraz większym znużeniem. Kiedy już w końcu coś
zaczyna się dziać, autorka stawia na dynamikę dialogów. Jej „Literat” jest
opowieścią o tym, jak pewien dyletant naczytał się za dużo i uznał, że gdańskie
niebo gwieździste nad nim, a moralne prawo do eksperymentowania ze śmiercią w
nim. Obawiam się, że Pruska podczytała niewystarczająco dużo, bo jej historia
jest kaleka, przewidywalna i dość pretensjonalna, a żeby wybić się w czasach,
gdy za pisanie kryminałów biorą się prawie wszyscy, trzeba naprawdę wiedzieć,
jak przykuć uwagę i zaskakiwać, zaskakiwać, zaskakiwać. W zgodzie z logiką i
zdrowym rozsądkiem. No bo czy można poważnie podejść do lektury, kiedy denatka
zwie się Angelika Mięsko (zmieniając się na jakiś czas w Agatę, ale wierzę, że
to wina znudzonej redakcji), a jedną ze spraw prowadzi podkomisarz Faja?
Pomijając zaskakujące co najmniej upodobanie do łączenia imion i nazwisk w śmieszne
bądź żałosne konstelacje, nie ma w „Literacie” żadnego potencjału, a wydawca
grozi, że Barnaba Uszkier ponownie będzie prowadzić śledztwa…
Zaczyna się od mumii. Takiej
prawdziwej, współczesnej. Jeden z bardziej aktywnych fizycznie gdańskich księgowych
odkrywa zmumifikowane zwłoki kobiety. To dość niezwykłe i zapowiada ciekawą
książkę. Mumia staje się szybko obiektem niezdrowej fascynacji wszystkich
policjantów, a przede wszystkim wspomnianego Uszkiera, który utyka ze śledztwem
w miejscu i przez dłuższy czas możemy poznawać kolejnych namnożonych
niemiłosiernie bohaterów drugiego planu, z którymi podkomisarz ucina sobie
pogawędki ograniczające się do wyrażenia żalu, że niczego nie potrafią z tą
mumią zrobić. Wydaje się, że Agnieszka Pruska jest jak jej mumia; chce być
zapamiętana, ale oferuje tylko jeden oryginalny chwyt, z którym niewiele robi.
Zagadka zmumifikowanych zwłok oczywiście się rozwiąże. Dodatkowo znajdziemy
jeszcze kilka oryginalnie pozbawionych życia ofiar – wspomniana Angelika Mięsko
to denatka mało spektakularna – i będziemy przyglądać się śledztwu takiemu non
fiction, typowo polskiemu chyba. Brak środków, brak pomysłów, błądzenie,
fałszywe tropy i nieudolność kojarzenia faktów – to cechy dystynktywne
„Literata”, kryminalnej porażki na całej linii.
Czasami to bywa tak, że
skoro akcja nie zaskakuje, prowadzący śledztwo wzbudza na tyle zainteresowania,
by obronić książkę. Kim jest Barnaba Uszkier? Oryginalne ma tylko chyba imię.
Od trzynastu lat szczęśliwy małżonek. Właściciel wypasionej toyoty w spadku po
dziadku. Daje się dwóm synom naciągać na jedzenie w McDonald’s ku rozgoryczeniu
żony będącej idealnym przykładem literackiej postaci papierowej. Uszkier
ponadto nie wierzy w resocjalizację więźniów, sprawia mu przyjemność kąpiel w
wodzie, jaką przygotowała dla siebie żona, trenuje sztuki walki i wiedzie co
najmniej przewidywalny tryb życia. Nic szczególnego. Ma się wrażenie, że na
jego miejscu mógłby się pojawić jakikolwiek inny policjant i
charakterologicznie pewnie byłaby to ciekawsza postać. Ciekawsi wydają się
znajomi Uszkiera, ale autorka poza ich wprowadzeniem niczym kolejnego zdania
nie zrobiła niczego, by nadać jakieś ciekawe znaczenie czy to księdzu
Krzysztofowi Gromskiemu, czy to policyjnemu psychologowi Markowi Leńskiemu,
któremu pewnie przydałaby się pomoc profilera z powieści Katarzyny Bondy tak jak
autorce lektura książek kogoś, kto potrafi pisać coś, za co Pruska wzięła się z
naiwnym entuzjazmem i niczym ponad to.
Jedyne, co może intrygować i
mogłoby zostać naprawdę ciekawie rozbudowane to fascynacja śmiercią, metodami
zabijania i psychologiczne uwarunkowania sposobu myślenia zabójcy, któremu
autorka – niestety – oddaje też głos. Logiki jego postępowania trzeba szukać w
przypadku, a sam seryjny morderca wydaje się zafascynowany nie tylko faktem, iż
efektownie zabić, to mocno zapaść w pamięci. To mogłaby być postać polskiego
Hannibala Lectera i to wcale nie ironia, a diagnoza tego, co jedynie udało się
zarysować Agnieszce Pruskiej. W ogóle jej książka jest takim kryminałem w zarysie.
Zupełnie niewyraźnym, pozbawionym w zasadzie wszystkiego tego, co tworzy nam
klasyczną i po prostu dobrą powieść kryminalną. A taka powieść musi być przede
wszystkim inteligentna. Nie odmawiam inteligencji autorce; w końcu pewnie z
sercem tworzyła kolejne rozdziały o miotających się w bezsilności policjantach,
na których oświecenie pada nagle tak jak ciosy na niektóre ofiary z tej
powieści. Tyle że posypała się nie tylko fabuła z mnogością niepotrzebnych
bohaterów. Posypał się też zapał, aby napisać coś naprawdę oryginalnego. Bo
wierzę mocno w to, iż Pruska chciała coś takiego napisać.
„Literat” to historia,
która ma chwycić magicznym słowem „mumia”. Poraża prostotą i smutne jest to,
jak bardzo dość dobry pomysł można pogrzebać w bylejakości słów opisujących
polską rzeczywistość nieporadnych policjantów i naiwnych dyletantów, dla
których zabijanie to zabawa. Wątpliwe, czy historia Agnieszki Pruskiej ubawi
(?) czymkolwiek innym niż określaniem z imienia i nazwiska postaci, o jakich
zapomina się po kilku stronach. Może to na tworzeniu alfabetycznej listy
zamieszanych w sprawę gdańskiej mumii mamy skoncentrować swoją uwagę. Doprawdy
nie wiem, co miałoby ją przykuć, a niestety poświęciłem uważnej lekturze aż dwa
wieczory. Wiem, że wielu z nas roją się pomysły i zamiary, gdy poczyta się
sporą ilość literatury z dreszczykiem. Chciałoby się jednak, żeby w powieści
kryminalnej przez chwilę poczuć jakikolwiek dreszcz. Tutaj otwiera się szeroko
oczy ze zdumienia, gdy widzi się początkowy potencjał i mistrzowskie wręcz jego
zmarnowanie.
Dlatego ja, choć wiele razy miałam ochotę napisać kryminał, za tego typu historie się po prostu nie zabieram. Tu, żeby coś osiągnąć, trzeba być mega, po prostu, być chociażby częścią świata policyjnego, bo inaczej łatwo o klapę.
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo tytuł dobry i ta mumia...Zgadzam się, trudno znaleźć dobry kryminał.
OdpowiedzUsuńChciałam zaprosić do mnie. Ja dopiero zaczynam i każdy gość jest dla mnie ważny:) Pozdrowienia:) http://ludzietworzaswiat.blog.pl/
Z zainteresowaniem przeczytałam tę ociekającą elokwencją recenzję. Nie napiszę, że napawa się Pan swoim stylem i przeświadczeniem o własnej nieomylności. Nie jestem jakoś pod wrażeniem szkół, które Pan pokończył i podmiotów, z którymi Pan współpracuje. Zadziwia mnie zwłaszcza to, jak łatwo feruje Pan wyroki, Szamanie Literatury. Szkoda, że przy całej swojej pysze nie ma Pan świadomości, że łatwiej krytykować, niż stworzyć coś samemu. Swoim sądem odbiera Pan innym przyjemność czytania. Do historii literatury nie przechodzą najczęściej krytycy, ale twórcy i nigdy nie wiadomo, która książka po latach będzie się cieszyła uznaniem czytelników. Z niecierpliwością czekam na Pańską autorską powieść, bo o literaturze zdaje się Pan wiedzieć wszystko, zwłaszcza we własnym przeświadczeniu.
OdpowiedzUsuńMnie też ta książka nie zachwyciła :/ Szkoda, bo piąta część serii "Łowca" jest bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuń