Wydawca: Czarna
Owca
Data wydania: 7 listopada 2013
Liczba stron: 408
Tłumacz: Karolina Krzysztofik
Oprawa: miękka lakierowana
Cena det: 36,90 zł
Tytuł recenzji: Tropiąc basajauna...
Zły jestem na tę książkę, bo
mną manipulowała. Trudno mi jednoznacznie orzec, czy bardziej irytowała wieloma
pretensjonalnymi rozwiązaniami ocierającymi się o rzekomy mistycyzm, czy
naprawdę przestraszyła, bo z motywu zasnutego mgłą gęstego lasu, zabitych
nagich nastolatek i tajemnic prowincjonalnego miasteczka można dziś jedynie
zrobić szmirę imitującą Twin Peaks, a Dolores Redondo naprawdę wykorzystała
powyższe z głową i zręcznie.
"Niewidzialny strażnik" to kawał dobrej prozy obyczajowej o traumie
dzieciństwa i toksycznych relacji w rodzinie - hiszpańska pisarka udowadnia, że
wciąż można z tego zrobić soczystą opowieść, która potrafi porwać. Dość
zręcznie skonstruowany kryminał, chociaż intryga przygasa, blaknie, po chwili
znowu napięcie doskonale wzrasta, by chyba mimo wszystko rozczarować w
zakończeniu. Fatalna opowieść o baskijskich duchach, zjawach, strażnikach lasu,
czarownicach, wiedźmach i innych efemerycznych lafiryndach. Bo mając wzbogacać
historię z dreszczykiem, odniesienia do rodzimej sfery wierzeń nie tyle całą
opowieść Redondo trywializują, co - paradoksalnie - każą zastanawiać się nad
sensem mieszania realizmu i fantastyki, zamiast skłonić do docenienia zręczności
w ich połączeniu.
Amaia Salazar swoje rodzinne
Elizondo opuściła przed laty i bez żalu. Pożegnała się z miejscem, w którym
jako dziewczynka doznała bólu, upokorzeń i gdzie wydarzyło się coś tak
strasznego, że wciąż - mimo upływu czasu - Amaia nie jest w stanie spokojnie
spać w nocy. Powrót do Elizondo wiąże
się z podjęciem tropu psychopatycznego mordercy. W okolicznych lasach giną
nastolatki. Zwłoki są roznegliżowane, upozowane, ktoś jakby podkreślał wstyd
rodzącej się nazbyt wcześnie kobiecości młodych ofiar. Nieopodal zwłok
zwykle znajdują się buty - ustawione porządnie, zapraszające do danse macabre ze śladami po kimś, kto
łatwo nie da się złapać. Kim jest zabójca? Wyjątkowo zaburzonym emocjonalnie
człowiekiem czy basajaunem,
strażnikiem lasu? Kiedy łono jednej z zabitych szarpane było przez zwierzęta, a
wokół innych zwłok znajduje się zwierzęca sierść, łatwiej wierzyć w to, iż za
aktami przemocy stoi włochaty stwór, a nie człowiek z krwi i kości zdolny do
niezwykłych poświęceń, by w specyficzny sposób eksponować swoje ofiary.
Amaia Salazar ponoć
nieprzypadkowo zostaje przydzielona do tego śledztwa. Słynie z bystrości,
lotnego umysłu, z niezwykłego instynktu tropiciela, jaki szybko wpada na to,
kim jest przestępca. Tymczasem od momentu przejęcia dochodzenia w Elizondo coś bohaterkę mocno blokuje w
działaniach. Śledztwo prawie że zamiera,
a Salazar pogrąża się w mrocznych wspomnieniach, obcując z miejscami i ludźmi,
jakie przed laty już wyparła z pamięci. Amaia ma dwie siostry. Stanowczą,
zdecydowaną, przedsiębiorczą i cyniczną Florę oraz wycofaną, życiowo zagubioną
Ros. Obie pozostały w Elizondo, podczas gdy Amaia uciekła. Tak, ucieczka to
chyba właściwe słowo. Dolores Redondo udowodni, iż powodów tego kroku było
niemało. Każe swojej dzielnej policjantce zmierzyć się z demonami, z jakimi nie
potrafi ona walczyć. Z duchami przeszłości, jakie tkwią w niej samej i wydają
się dużo bardziej groźne niż zło czające się w lesie, gdzie znaleziono zabite
dziewczyny...
Tu już wdziera się
mistycyzm, fantazjowanie, mitotwórcza rola baskijskich wierzeń i szafowanie
symboliką kart tarota. Kiedy Redondo próbuje uwiarygodnić dramat Amai za pomocą
mało związanych ze zdrowym rozsądkiem środków, rujnuje napięcie i wiarygodność
całej obyczajowej historii, jaka przejmuje do szpiku kości tylko wówczas, kiedy
zwraca się uwagę na realizm i grozę - tego, co było i konsekwencji tragicznych
przeżyć z dzieciństwa. Hiszpańska pisarka usiłuje powiązać przeszłość Amai z
tokiem prowadzonego przez nią śledztwa. Kilka zlepów jest nad wyraz czytelnych
i zręcznie zmontowanych. Całościowo
jednak rozjeżdża się to wszystko i każe na "Niewidzialnego strażnika"
patrzeć jak na powieść kilku gatunków i kilku konwencji, którym nie jest po
drodze, choć Redondo stara się udowodnić coś wręcz przeciwnego.
Racjonalizm w tej książce
wygrywa i tylko dzięki zdrowemu rozsądkowi oraz logicznemu myśleniu fabuła
zamyka się zmyślnie i sprytnie, ale Dolores Redondo stara się nam nazbyt
natrętnie przemycić przekonanie o tym, że odejście od wiary to słabość, a nie
siła i że w dzisiejszym świecie, w dobie technologii właśnie wiary brakuje
najbardziej. Takie przekonanie wyraża wiekowa ciotka Amai, która opiekowała się
nią, a teraz jest najbardziej chyba bliską jej osobą, bo nie można tego
powiedzieć ani o papierowej postaci męża bohaterki, ani o jej siostrze Ros
rozpływającej się na kartach powieści tak, jak topi się we własnych łzach.
Wiara ma stanowić siłę i paradoksalnie dawać pewność. Uwierzyć znaczy u Redondo zyskać coś, czego nie zaoferuje współczesny
świat pod żadną możliwą postacią. Nieprzypadkowo zatem wciąż rozważany jest
dylemat tego, czy basajaun istnieje
czy jest wymysłem; licytują się ci, co go rzekomo widzieli i ci, dla których
jest jedynie folklorystyczną ciekawostką.
Myślę, że to zanurzona w
lokalnym kolorycie historia, którą być może rodacy Dolores Redondo docenią
bardziej i bardziej się w niej odnajdą niż ktoś, kto przez dłuższy czas
zastanawia się nie nad tym, czy basajaun
istnieje, ale nad tym, gdzie autorka umieściła środek ciężkości, co ma naszą
uwagę przykuć najbardziej i jakimi środkami ma to być osiągnięte. Po
przeczytaniu "Niewidzialnego strażnika" z wieloma formalnymi
pytaniami o to, czym jest ta powieść, błąkam się niczym wielka włochata zjawa w
lesie otulonym mgłą... Książka jest zapowiedzią cyklu powieści. Oby w kolejnych
autorka zdecydowała - realizm czy mityczne bajki...
A ja powiem tak: sama zagadka kryminalna podobała mi się bardzo, na co bez wątpienia wpłynął klimat miejsca, gdzie rozgrywały się wydarzenia. Rozczarowało mnie rozwiązanie, żałuję, że wygrał jednak racjonalizm. Mieszane uczucia mam natomiast do głównej bohaterki, która chwilami przeogromnie mnie irytowała. W dodatku, nie wiem, czy podzielasz moje zdanie, gdyby tak całość skrócić o jakieś 100 stron, nie byłaby tak irytująco przegadana...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Bardzo ciekawy wpis, tak samo jak cały blog - z pewnością będę tu wracać:)
OdpowiedzUsuń