Pages

2014-03-02

"Geniusz i świnie" Piotr Lipiński

Wydawca: JanKa

Data wydania: 28 lutego 2014

Liczba stron: 248

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 31,50 zł

Tytuł recenzji: Jednostka i system

Rzecz ma się o Jacku Karpińskim. Genialnym wynalazcy, którego grzechem było życie w kraju, jaki propagandowo głosił, że sukcesem stoi, a sukces wynalezienia rewelacyjnego komputera piętnował z pasją zawiści i niezrozumienia. O człowieku, o którym Piotr Lipiński zrobił film dokumentalny, ale to okazało się za mało. Bo życie Karpińskiego samo w sobie jest materiałem na fascynującą książkę, zaś dodatkowy opis tego, w jaki sposób walczył o niezależność twórcy i konstruktora, czyni z "Geniusza i świń" rzecz naprawdę zajmującą. Napisaną z pasją, ale i odpowiednio stonowaną. Lipiński unika efektownych trików reporterów, jacy wbijają dzięki nim swe publikacje na szczyty list bestsellerów. Opowiada z rozwagą, uważnie, snuje najpierw dwie narracje - o dorastaniu Karpińskiego i o losach jego wynalazku - które potem łączą się w całość, proponując nam podróż w przeszłość, jaką dobrze znamy, ale nie do końca zdajemy sobie sprawę z kilku jej aspektów. Tych ukazujących trudną drogę indywidualisty, wizjonera i zakochanego fatalnie w ojczyźnie informatyka, który nie podzielił losu jego wielkich kolegów po fachu. Oto bowiem "kiedy Steve Jobs i Steve Wozniak budują swoje komputery w Dolinie Krzemowej, Jacek Karpiński... hoduje świnie na Mazurach". Niezwykłe? Taki los, takie życie, taki kraj. I taki reportaż - różnorodny i z kilkoma tezami.

Jacek Karpiński szaleńcze i brawurowe życie przejął chyba w spadku po rodzicach. Oni to podjęli decyzję o tym, że syn przyjdzie na świat u stóp Mont Blanc. Nie udało im się do końca zrealizować swojego planu, podobnie jak Karpińskiemu nie dane było rozwinąć swoich wizji w praktyce. Podczas wojny dwukrotnie otarł się o śmierć. Młody dywersant o mało nie został człowiekiem niepełnosprawnym, a miłość do ojczyzny, ten fatalny patriotyzm, dawała mu siłę i jednocześnie blokowała w późniejszym życiu. Jacek Karpiński był wynalazcą wyprzedzającym swój czas w komunistycznej Polsce. Nie skorzystał z szansy, jaką dawała mu Anglia. Odmówił Stanom Zjednoczonym. Jego umysł, intelekt i bezkompromisowość nie zostały docenione w kraju, który kochał. Bo jak wspomina Maciej Sysło, historyk informatyki, "Karpiński i system byli niekompatybilni".

Lipiński pięknie opisuje silną relację ojca i syna. Adam Karpiński był człowiekiem niezłomnej woli i silnego charakteru. Wychowywał Jacka w taki sposób, by hartować, a nie głaskać po głowie. Między nimi Nietzsche ze swą filozofią. Adam, wielbiciel gór, himalaista, przekazał Jackowi pasję, ale przede wszystkim upór i determinację. Adam Karpiński przegrywał z nowatorskimi wizjami samolotów, a jego syn potem poniósł klęskę z wizyjnością elektroniczną. Tyle, że Jacek Karpiński plany uczynił czymś rzeczywistym - stworzył K-202, polski komputer sprawniejszy i bardziej funkcjonalny niż wszystko, co go otaczało w elektronicznym świecie PRL-u, gdzie komunistyczny sektor elektroniki gromadził setki zatrudnionych ludzi, co gnuśnieli w marazmie, nudząc się i nie mogąc wyjść poza narzucone normy. Normy, które ukształtował nienawidzący indywidualistów system. Paradoks życia w nim to paradoks istnienia Jacka Karpińskiego. "Być geniuszem w PRL to jednak za mało. Należy jeszcze polubić świnie".

Piotr Lipiński opisuje dzieje K-202 i jego upadek. To był nie tylko komputer, ale  i coś na kształt serwera, jaki mogło obsługiwać szesnastu użytkowników. To był też system. Rzecz niebywała i wyprzedzająca światowe wynalazki o lata. Mała i sprawna konkurencja do zajmującej wielkość szafy Odry, z nowymi funkcjami, nowymi możliwościami, niezwykłą sprawnością i futurystycznymi możliwościami, jakich bali się być może komuniści, którzy przyszłość chcieli widzieć odmierzoną od linijki i naznaczoną własnymi, prostymi planami. Pozostały dwa egzemplarze K-202. Jeden można oglądać w warszawskim Muzeum Techniki, drugi jest ponoć jeszcze użytkowany. To niewiele, biorąc pod uwagę niezwykłość urządzenia, jakie w 1971 roku przykuło na chwilę zainteresowanie Edwarda Gierka, by potem stać się przekleństwem samego Karpińskiego, dla którego alternatywą okazała się hodowla trzody chlewnej pod Olsztynem. Tak to właśnie toczyły się losy jednostki wybitnej. Nonkonformisty w każdym calu, który ostatecznie wolał swoje świnie przy korytach niż te komunistyczne na dwóch nogach. Człowieka z pasją i przekonaniem. Piotr Lipiński nie idealizuje go, nie ubarwia jego życiorysu. Wspomina między innymi o kontrowersyjnej działalności Karpińskiego jako polskiego agenta, który nie miał skrupułów w szpiegowaniu świata nauki tam, dokąd go chętnie wpuszczano, bo widziano w nim potencjał, a nie - jak w Polsce - zagrożenie. Mamy historię o człowieku z krwi i kości oraz o bezdusznym systemie, który go blokował i niszczył.

Ostatecznie otrzymujemy opowieść o konflikcie ambitnej jednostki z państwem, w którym geniusz musiał się poddać, a co więcej - nawet w pewnym czasie przebywać za granicą, w Szwajcarii. O zderzeniu wizji i szarej prozy życia. O patrzeniu w przyszłość tam, gdzie przyszłość była już przepowiedziana przez rządzących i o trudzie pozostania sobą wbrew wszystkiemu. Jacek Karpiński, nieżyjący od czterech lat, miał barwne życie i niczego w nim nie żałował. Jego pomysły przekuły się na konkretne projekty, ale nikt z nas na tym nie skorzystał. Umiłowana ojczyzna nie chciała wizjonera, nie chciała jego planów, nie ufała dokonaniom. Opowieść Piotra Lipińskiego jest też barwną narracją o historii komputerów - tam, gdzie zyskiwały uznanie i tam, gdzie ich twórcy mieli szanse na rozwój. Hodowca świń zachował w Polsce honor i dobre imię. Utracił być może tę chęć miłości swego kraju, która kiedyś kazała mu za niego walczyć, a później osłabła, gdy zdecydował się na jakiś czas emigrować. Co byłoby, gdyby wyemigrował do Anglii, gdzie już jego projekty wzbudzały podziw i zainteresowanie? Albo gdyby w 1960 roku pozostał w USA, gdzie (widział to wyraźnie) miałby szansę na rozwój zawodowy?

Rzecz o Jacku Karpińskim z jednej strony jest gorzka i przygnębiająca, z drugiej jednak - kipi pasją, jest opowieścią o zaangażowaniu w życie, o staranności i dokładności, i ideałach i wierności sobie. "Geniusz i świnie" to biografia warta poznania. Opowieść o twardym charakterze, o bezkompromisowości i o chęci tworzenia, budowania, konstruowania i wierze w lepszą przyszłość. Pouczające, intrygujące i sprawnie napisane. Rzecz do zapamiętania.


PATRONAT MEDIALNY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz