Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 22 maja 2014
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda
Cena det: 39,90 zł
Tytuł recenzji: Miłość, śmierć i opowieści
Połączyć poezję i
okrucieństwo - to prawdziwe wyzwanie, bardzo niebezpieczne i mocno ryzykowne.
Ignacy Karpowicz w swej nowej powieści podjął je i dał radę. Czyta się
"Sońkę" z przerażającym uczuciem, że ludzkie życie jest rozpaczliwie
kruche i z niepokojem, czy można ocalić własną tożsamość kiedy to, co nas
przerasta, rujnuje cały świat wokół i nas samych także, przede wszystkim nas
samych. Po kontrowersyjnych i
ekspresyjnych "ościach" Karpowicz wraca do poetyki intymnego
wyznania, do prozy kameralnej oraz pozornie spokojnej, do czegoś ujawnionego
już w "Gestach", ale teraz niepokojąco wieloznacznego, bo
"Sońka" nie budzi niczego tak bardzo jak niepokój i grozę, z którymi
trudno sobie poradzić. To mroczna opowieść o bezradności miłości w czasach,
kiedy wojna może się okazać czymś wartym pamięci. Bo żadna miłość nie ląduje w
niebie, lecz w ziemi. Ziemia chłonie wszystko, co można by ocalić przed
zapomnieniem. Bohaterowie tej książki chcą zapomnieć, ale jednocześnie nie mogą
i nie wierzą w to, że pamięć im odpuści.
Matka dała Soni życie, a
sama odeszła z tego świata. Diaboliczny ojciec przez całe życie wypominał
córce, że odebrała mu małżonkę. Sonia dorastała w cieniu jego gniewu i
okrucieństwa, wbrew sobie i być może nieświadomie, pielęgnując narastającą
nienawiść. Chociaż ojciec ratuje jej
życie, Sonia nie jest w stanie wybaczyć. Nie będzie miłosierna, nie będzie
dobra. Będzie bezwzględna. Także w miłości, której zabrania jej okoliczna wieś,
czas wojny i zdrowy rozsądek.
Obecnie kategorią odniesienia
do wszystkiego jest dla starej Soni "dawno,
dawno temu". Wtedy wiejska kobieta warta była mniej niż koza. Sonia
odnalazła swą wartość w miłości. Niepoprawnej, niestosownej, niemożliwej do
spełnienia. Sonia pokochała Niemca i
choć była to miłość pośród nienawiści, nigdy nie pozbawił jej żaru ani upływ
czasu, ani zmieniające się okoliczności. Druga wojna światowa wdzierała się
od czasu do czasu do domostw w sąsiedztwie Soni, ale w niej samej pozostała
przede wszystkim jako czas, który chciałoby się powtórzyć. Bo chociaż inni
cierpieli, chociaż stu martwych, trzech żywych i muchy przypominały o
potworności tego czasu i chociaż ukochany Joachim odszedł bezpowrotnie, ona
sama kierowała się logiką własnego serca. Wbrew wojennym uwarunkowaniom, wbrew ostracyzmowi,
wbrew skazaniu na samotność i temu, że szczęściem można było łudzić się przez
chwilę - Sonia pozostała wierna miłości, wierna sobie i palącemu uczuciu światu
na przekór. W nim wina, w nim
przekleństwo. W nim niesamowita siła trwania mimo wszechobecnej, dusznej
śmierci. Sonia to kochanka fatalna,
która żyjąc za karę, przyglądała się odejściu wszystkich tych odchodzących za
szybko i niesprawiedliwie.
Do domu bohaterki trafia
przypadkiem Igor Grycowski. Miejski królewicz, przepycha się w życiu, nie
patrzy wokół, nie patrzy też w głąb siebie. Igor przeżywa miałkie cierpienia
twórczej impotencji, zmaga się z obcością wokół i w sobie, ale przede wszystkim
za wszelką cenę chce schować przed światem swą prawdziwą tożsamość, swoje
pochodzenie, swoje świata poznawanie i świata odczuwanie. Igor zmuszony jest zostać w domu Soni. Słucha jej opowieści i pożera
resztki życia, jakie tlą się w staruszce. Oboje jednoczy to, że nie mają tak
naprawdę nic poza sobą. Nicość Igora jest metaforyczna, ta Soni jak najbardziej
dosłowna. Poznając opowieść fatalnej kochanki, wiejskiej ladacznicy, uratowanej
przez psa i ojca przed śmiercią kobiety, która dawno już duchowo zmarła, Igor
pozwala na to, by przeszłość wróciła także do niego. Z historii starszej
kobiety buduje sztukę teatralną. Poznając tożsamość rozmówczyni, wraca do tej
swojej, zapomnianej. By oddzielić to, co ich łączy, poznane opowieści
teatralizuje. Dystans się powiększa, ale nasza rola jako słuchaczy i
obserwatorów, rośnie coraz bardziej. To my mamy bowiem ocenić, określić, uznać
lub potępić. To my mamy zrozumieć piekło, w którym znalazła się Sonia i które
nosiła w sobie tak wiele lat.
Karpowicz rozważa kwestię
naszego niebytu i opowieści, które mają udowadniać istnienie. "Jak ktoś nie żyje, czy to znaczy, że kiedyś
był naprawdę? Czy już nie? Nigdy?". Chce ocalić od zapomnienia to,
czego nie da się zapomnieć, jeśli wciąż się żyje. Dramatycznie pyta o
przeszłość i o fakt jej zacierania, o konieczność przypominania i o wątpliwość,
co za tym wszystkim idzie. "Sońka"
opowiada historię ocalenia i upadku w jednym, jest niemożliwie boleśnie
dwuznaczna; to proza niepokojąca w taki sposób, że nie chce się być - w niej
ani obok niej. To co pozostaje? Co było naprawdę? Co się wydarzyło, co jest
zmyśleniem? Ile w miłości cierpienia i ile cierpienia w kłamstwie? Kto odpowie
za to, że mamy złudzenia i możemy w nie uwierzyć? Kto uwiarygodni opowieść tej,
którą wojna złamała, ale mimo wszystko nie zniszczyła?
Kiedy w listopadzie
ubiegłego roku rozmawiałem z Ignacym Karpowiczem, powiedział mi coś
niewygodnego, przejmującego i te słowa mocno we mnie pozostały. Rzekł, iż boi
się, że przegramy pokój. Że skryta w testosteronie chęć do tego, by bić i
zabijać, u niektórych powoduje żywsze bicie serca. Tutaj widzimy bardzo wyraźnie, co może nas czekać w
każdym czasie i w każdym miejscu. Wojna z tej historii pozornie odeszła, ale
jej okrucieństwo naznaczyło na zawsze Sonię i naznacza nas, bo nie możemy po
prostu zapomnieć, uznać czasu minionego za miniony naprawdę. Duszna jest atmosfera
grozy, w której człowiek człowiekowi jest w stanie wyrządzić największą
krzywdę, ale nie może zrozumieć uczuć i kwestionując je, krzywdzi w sposób
najbardziej okrutny z możliwych.
"Sońka" to książka, która czas wojny czyni czasem wciąż żywym i
przerażająco teraźniejszym. Wojnę niesiemy w sobie cały czas i pozwalamy
jej się ujawnić w chwilach słabości oraz cierpienia. Nieznośne to wszystko i
zmusza to tego, by czytać "Sońkę" - niedługą przecież fabułę - z
przerwami na oddech, bo jest za duszno, zbyt męcząco, nie do wytrzymania...
Miłość, śmierć, zdrady,
ból i doświadczenie odchodzenia. Opowieść
o przegranej i o fatalnych konsekwencjach życia wbrew zasadom i wbrew logice.
Dość mocna i wieloznaczna rzecz. Czy cokolwiek można ocalić z historii, w
której wszystko jest przeszłością, ruiną, bolesnym wspomnieniem? Czyta się
nowego Karpowicza początkowo z niedowierzaniem, że to może być banalne i
ograne, a niedowierzanie zamienia się potem na zdumienie. Kto jest w stanie
unieść przesłanie tej powieści? Kogo "Sońka" złamie? Czy daje
nadzieję? Na tyle przejmujące, że nie pozwala na żaden kategoryczny ton w
omówieniu.
ajjjjj, ale zazdroszczę, że już czytałeś, zapowiada się naprawdę ciekawie!
OdpowiedzUsuńwłaśnie zamówiłam. dzięki Twojej recenzji. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się faktycznie mocna lektura, taka do przemyśleń, która z pewnością nie pozostawiła by mnie obojętną.
OdpowiedzUsuńJak to mówią - miłość nie wybiera.
OdpowiedzUsuńW ogóle nie zwróciłeś uwagi w tej bieda recenzji na najważniejszy motyw tej książki - na proces tworzenia barthesowskiego mitu.
OdpowiedzUsuńWeź przystopuj z tą fabryczną produkcją recenzji, bo ci wszystko umyka.