Pages

2014-05-15

"W gazetach tego nie napiszą" Taras Prochaśko

Wydawca: Czarne

Data wydania: 30 kwietnia 2014

Liczba stron: 168

Tłumacz: Renata Rusnak

Oprawa: miękka lakierowana ze skrzydełkami

Cena det: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Lekcje ukrainoznawstwa

Wiecie, co to są biesagi? Taras Prochaśko porównuje do nich Ukrainę. Tułacz i wędrowiec zmieści tam wszystko, ale zazwyczaj trudno mu odnaleźć to, co w danej chwili zda się potrzebne. Biesagi to zbiorowisko różności wszelakich i wszystkiego, co się zawsze może przydać, więc nie można tego zgubić, pozostawić gdzieś, wyrzucić. Jest taki moment, który biesagi porządkuje. "A jeśli faktycznie przypili, to trzeba wysypać wszystko. Właśnie tak odnajdują się rzeczy konieczne". Prochaśko rozsypuje przed nami wszystko to, co o Ukrainie wie, co z niej rozumie i co w niej zobaczył. Stara się - mimo wielości elementów trudnych do ogarnięcia - wskazać rzeczy konieczne... dla zrozumienia kraju, o którym wciąż jest głośno, ale ten wielogłos niewiele nam mówi. Teraźniejszość i przyszłość Ukrainy to niezliczone znaki zapytania, mnożone pośród medialnej demagogii, stronniczych diagnoz i roszczących sobie prawo do wyłączności wniosków, które wciąż na nowo coś sugerują. Czas wreszcie poczytać o czymś, o czym gazety nie piszą, a co wypływa z głębi serca kogoś, kto da nam 34 prywatne lekcje ukrainoznawstwa, zabierze w sentymentalne podróże, opowie o różnorodności Ukrainy oraz o tym, co jest w niej na stałe i czego nie zmieni żadna skomplikowana sytuacja geopolityczna.

Ponieważ teksty Prochaśki malowniczo oddają krajobraz niepokoju, mamy w nich do czynienia z jednej strony z kategorycznymi sądami, z drugiej jednak - z liryczną narracją, która zaciera granice między tym, co jest obecnie a tym, co minione, oferując nam specyficzną podróż w głąb tego, co naprawdę ukraińskie. Prochaśko z pewnym dystansem opowiada o Ukrainie jako o państwie. Być może dlatego, że - jak sam twierdzi - stosunek do kraju jest uzależniony od jednostkowych doświadczeń Ukraińców. Dwadzieścia lat państwowości nie pozwoliły ani na to, by pożegnać się z przeszłością i radzieckim wspomnienie, ani na powitanie przyszłości pośród europejskich standardów, do jakich nie chce się dążyć, bo mimo wszystko są odległe i obce. Współczesna Ukraina jest takim poligonem do badań terenowych, gdzie wdziera się przeszłość i zaznacza swą obecność przyszłość. A Taras Prochaśko puentuje to tak: "Na razie i Europa, i Rosja prowadzą badania w naszym laboratorium. Eksperymentują, choć nie mają pojęcia o tym, jaki może być wynik tej syntezy". Jest w tym pewna doza ironii, ale dzisiaj nie można odmówić grozy temu stwierdzeniu...

Ukraina to miejsce dwuwiary ze swą niezwykłą urodą i specyfiką. Chrześcijaństwo wciąż ściera się z pogaństwem, a dogmaty i wiara rozchodzą się po wielkiej ziemi we władzy duchów. Ukraina w oczach Prochaśki jest przytuloną do karpackich pleców krainą kontrastów, absurdów, archaizmów, zmian i wiecznej niepewności. Ukraina wciąż staje na nowo, choć jest przecież w swej zmienności cały czas taka sama, od wieków dość czytelnie określona, od dawna swojska, nazwana i kochana. Czasami trudną miłością ludzi, których stosunki warunkuje kult krzywd i tendencja do łamania prawa, jakie samo często jest sprzeczne w sobie. Ukraina podzielona na wschodnią i zachodnią przypomina skłócone małżeństwo, impulsywny i silny jednocześnie związek, arenę konfliktów oraz zrozumienia w tym, czego nie rozumieją państwa i narody z przeszłości i przyszłości. Jest w niej i alkoholowe uzależnienie, i silne przywiązanie do tradycji, i dzikość natury, jaką symbolizują lasy.

Prochaśko-botanik łączy ukraińskość z roślinną zdolnością przetrwania. Bardzo mi się podoba myśl, w której autor dostrzega bezsens marnowania czasu w Europie na to, by roślinność modyfikować w tym, jak i gdzie rośnie. Ukraińska roślinność rośnie sama. Nikt jej nie przycina, nikt nie przesadza, nikomu nie chce się ingerować w siłę rozsądku natury, ale wielu podejmuje się wyrębu lasów, co w rozumieniu Prochaśki jest zieloną metaforą wciąż trwającej wojny. Jest więc dzikość, ale i prawo podległe naturze, nie ludzkiemu rozsądkowi czy ludzkim fanaberiom. Wkraczamy do kraju, co sam o sobie stanowił siłami innymi niż te, które ustanawiały kontynentalne porządki, zatwierdzały prawa, wyznaczały normy. Niepokorność i dzikość Ukrainy jest jej mocą trwania na przekór i mimo wszystko. Wedle porządku, który możemy obserwować nieco z boku, gdy wybierzemy się z autorem w podróże - geograficzne i sentymentalne jednocześnie. Dotrzemy do poleskiego Jeziora Pisoczne, znajdziemy się  w Mariampolu, odwiedzimy pokuckie kamienie i pomidory - wszystko pod rękę z niezwykłej urody i wrażliwości przewodnikiem, jakim jest Taras Prochaśko z sercem oddanym ziemi, po której oprowadza.

"W gazetach tego nie napiszą" to zbiór tekstów z jednej strony poetyckich, ciepłych i łagodnych. Z drugiej jednak widzimy wyraźne kategoryzowanie, poznajemy klarowne tezy, dostrzeżemy ślad buntu, może częściej gniewu. To wszystko jednak to ślady prawdziwej miłości - do miejsca, tożsamości, do nieobliczalnego piękna we wszystkim tym, co można jedynie opisać i poprzestać na opisie, darując sobie diagnozowanie oraz decydowanie za kogoś o tym, co ma z tak niezwykle opisanym światem zrobić. Tę książkę trzeba przeczytać i przeżyć. Nie jest stronnicza, nie jest egzotyczna. Jest napisana sercem i choć traktuje czasami o sprawach nam obcych, zbliża w tej obcości do zrozumienia tego, co w dzisiejszej Ukrainie może zależeć od ideologii i geopolityki, a co jest od nich bardzo dalekie. Kiszenie kapusty, zabawy w okopach, malowanie pisanek, przytulanie dzieci. Jesteśmy w stanie gdzieś to umieścić? Wyznaczyć perspektywę rozumienia opowieści o tym?

Prochaśko zabiera nas w miejsca, które mogą być marginesem, ale jednocześnie centrum. Powinniśmy, musimy znaleźć się tam choć przez chwilę. Po co? By uważniej dostrzegać, co jest za naszą wschodnią granicą. I nie spoglądać na to przez pryzmat tego, o czym pisze się w gazetach. Otrzymujemy od Prochaśki liryczne narracje, magiczne przypowieści, wzruszające historie i garść naprawdę sugestywnych wspomnień. Spojrzenie od środka - krytyczne i sentymentalne. Prawdziwe. Bo książka taka jak ta to przede wszystkim literatura prawdy, a nie faktu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz