Wydawca: Poradnia
K
Data wydania: 1 września 2014
Liczba stron: 196
Tłumacz: Natalia Stochalska
Oprawa: miękka
Cena det: 29,90 zł
Tytuł recenzji: Mgliste obrazki
Francuska dziennikarka i
politolożka Marie Freyssac zdobyła na czas ściśle określony posadę guwernantki
u rosyjskich miliarderów Sokołowów, których dwójką dzieci opiekowała się przez
trzy dni w tygodniu, zarabiając przy tym pensję dyrektora średniej firmy.
Weszła w oszałamiający świat luksusu i specyficznej izolacji, o którym
postanowiła napisać książkę. Zastosowała technikę prezentacji zastanej
rzeczywistości w postaci tytułowych scen. Stworzyła kolaż całościowo niewiele
jednak znaczący. Szkoda.
Już we wstępie czytamy o
świecie, do którego nie mamy dostępu. "Kawior
na śniadanie, podróże prywatnym samolotem czy wakacje na własnym jachcie... Gdy
jest się miliarderem w Moskwie, to już nie tylko luksus i przyjemność, to
obowiązek". Zachęcające, prawda? Freyssac
postanowiła poruszyć wyobraźnię Francuzów; dla nich codzienność jej rosyjskich
pracodawców to świat, o jakim czytają czasami w kolorowej prasie, poznają jego
wyimki, niepowiązane ze sobą fragmenty. Strzępy informacji, które nie
charakteryzują nieprzyzwoicie bogatych w takim znaczeniu, że nie niosą ze sobą
żadnych informacji o ich prawdziwej naturze i zachodzących między nimi
zależnościach. Nam, Polakom, opowieści Freyssac nie będą bardzo obce w
momencie, kiedy zanurza się ona w szeroko pojętą rosyjską mentalność. Poczytamy
o moskiewskim metrze, alkoholizmie, o bezczelnych kelnerach i
policjantach-służbistach. Autorka wyjaśni, czym jest zapoj i niezdarnie podpatrzy rosyjską ulicę w przerwach między
doświadczaniem życia przepełnionego blichtrem rosyjskich oligarchów. My,
Polacy, możemy być rozczarowani tą książką. Dla nas dużo ciekawsze może być
śledzenie tego, w jaki sposób mentalność autorki próbuje na siłę znaleźć sobie
miejsce w świecie, w którym tego miejsca nie ma.
"Sceny
z życia rosyjskich milionerów" mogłyby być zbiorem felietonów kolorowej
prasy. Autorka od razu zaznacza, iż nie chce być obiektywna ani dokładna. O ile
brak obiektywizmu może być zasadniczym atutem takiej publikacji, o tyle brak
dokładności zaczyna razić. Być może dlatego, że nie chodzi już
nawet o zbliżenie się do dokładnego opisu. Freyssac serwuje nam fragmentaryczną
opowieść, z jakiej niewiele wynika. Historię, w której obserwacje są
powierzchowne, brak im jakiejkolwiek głębszej analizy, tekst nie zbliża się
zatem ani do rzetelnej relacji (autorka widzi wszystko wokół jedynie w mocno
zarysowanych konturach) ani do reportażu, bo Francuzka nie wchodzi w dialog z
opisywanym światem. Nie jest w stanie tak naprawdę do niego wejść. Pozostaje
wykorzystanie tego, co na pewno zainteresuje - opisu bogactwa ponad stan i
śladów życia, jakie rozgrywa się w fasadowym świecie papierowych bohaterów.
Liza ma siedem lat, a jej
brat Alosza cztery. Żyją w bezpiecznej izolacji. Mają wszystko, czego sobie
zażyczą. Mają także plany i marzenia. Jakieś... Liza jest odważna i
zdeterminowana. Doskonale wie, co chce w życiu osiągnąć i zna drogę, po której
trzeba podążać. Jest sprytna, ale nieświadoma tego, że światem nie rządzą takie
reguły, jakie ustanowił w życiu jej ojciec. Dziewczynka opływająca
nieprzyzwoicie w bogactwie zawsze dostaje to, czego sobie zażyczy. Widzimy ją
okiem guwernantki, która w żaden sposób nie zarysuje nam portretu tej
dziewczynki wyraźnie. Charakterologicznie
Liza jest nijaka. Nie ma jej. Freyssac w równym stopniu mogłaby opisywać
jakikolwiek przedmiot w domu Sokołowów. Nieco ciekawiej wygląda Alosza, bo z
nim francuska niania jest chyba bliżej. Aloszy na każdym kroku wyznaczane
są granice jego płciowości, z góry narzucany męski punkt widzenia i od małego
wpajany szowinizm, na który - w opinii Freyssac - rosyjskie kobiety godzą się
nad wyraz łatwo. Dzieci Sokołowów są dziećmi nijakimi. Tam nawet oddychanie
wydaje się czynnością sztuczną. Dowiemy się, jakimi dobrami materialnymi
pociechy obdarzane są przez bogatych rodziców. Nie dowiemy się niczego, o czym
powinna dowiedzieć się wnikliwa niania od razu. Nawet jeśli pracuje z dziećmi
wybiórczo, bo zajmuje się nimi tak wiele osób, że Bogiem a prawdą do żadnej
chyba nie mogą się przywiązać.
Tymczasem Marie Freyssac
stara się rzetelnie nakreślić sytuację guwernantki rosyjskich bogaczy. Jej
codzienność jest nauką pokory i wyczekiwania. Czekanie to stan podstawowy i doświadczenie, które trzeba oswoić.
Dodatkowo należy umieć być niewidzialną, a kiedy trzeba - wykazać się sztuką
dyplomacji łączonej z elementami szantażu. Ponad wszystko jednak jest to
wyzwanie szybkiego obycia się z luksusem, któremu nie można się dziwić, lecz
wejść weń, oswoić go wokół, nie zadawać niepotrzebnych pytań i nie dziwić się
zanadto.
"Sceny z życia
rosyjskich milionerów" napisane przez kobietę zawierają także obserwacje
tego, czym jest kobiecość po rosyjsku. Autorka wspomina o Rosjankach, które
przeżywają dramat wkraczania w wiek dwudziestu pięciu lat bez partnera i ratują
się przed "staropanieństwem" na różne sposoby. Przyjrzymy się tym
wszystkim wyzwolonym nocnym klubowiczkom, które chcą zostać zniewolone przez
portfel krezusa bez względu na jego wiek. Spojrzymy także na kobiecość już
osamotnioną, na zwyczaje babuszek -
kobiet na starość zazwyczaj samotnych, bo żyją w Rosji dłużej niż mężczyźni i
muszą być po prostu dzielne, gdy ich zabraknie. Wszystko, co opisuje Freyssac jest - przypomnijmy! - mało obiektywne i
na pewno niedokładne. Takie podglądanie tego, co akurat się znajdzie w zasięgu
wzroku. Wkracza w to chaos i dlatego czyta się tę książkę z lekką irytacją.
Te sceny są tak dramatycznie osobne i tak okrutnie pozbawione czegoś głębszego,
że odnieść można wrażenie, iż duchowość nieprzyzwoicie bogatych nie istnieje,
nie tworzą oni ze sobą relacji, zależności, nie widzą się wzajemnie, nie
rozmawiają, nie dzielą troskami ani radościami.
Jeśli skusimy się tylko
opowieściami o tym, jak to szasta się gotówką na prawo i lewo oraz zainteresuje
nas opis posiadania wszystkiego, zawsze i natychmiast - w funkcji czysto
rozrywkowej ta rzecz sprawdza się doskonale. Dużo bardziej ciekawa byłaby
wówczas, gdyby autorka więcej podsłuchiwała niż podglądała. Byłoby to nie tyle
wiarygodne, co przede wszystkim naprawdę wartościowe. Rzadko komu udaje się
wejść do codziennego życia rosyjskiej elity. Myślę też, że rzadko kto tak jak Marie
Freyssac marnuje tę szansę, by opowiedzieć nam o tym życiu coś naprawdę
interesującego.
Szkoda, że autorka lepiej nie wykorzystała tej szansy - przypomina mi to trochę, co czytałam o "Woziłam arabskie księżniczki", gdzie szoferka ma okazję podejrzeć życie bajecznie bogatych kobiet, ale niespecjalnie wychodzi w obserwacjach poza banał i skupia się zbyt na sobie. A czy autorka tej książki miała jakieś doświadczenie jako guwernantka/niania zanim dostała tę pracę? Bo zastanawia mnie ten brak dotarcia do tych dzieci, złapania bliższego kontaktu. I czy wspomina jak długo w sumie pracował u tych rosyjskich miliarderów?
OdpowiedzUsuń