Wydawca: Świat
Książki
Data wydania: 14 stycznia 2015
Liczba stron: 416
Tłumacz: Justyna, Sławomir
Studniarz
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det: 32,99 zł
Tytuł recenzji: Ku wolności
Amerykanie wstydzą się za
niewolnictwo jak Niemcy za nazizm. Na fali tego wstydu i pośród licznych pytań,
dzisiaj brzmiących kontrowersyjnie i bezradnie zarazem, powstają ważne dzieła
literackie oraz poruszające obrazy filmowe. W USA problem czarnoskórych
Amerykanów uwypuklił wcześniej "Kamerdyner", dzisiaj robi to
"Selma". Trzeba tylko żywić nadzieję, że Tara Conklin nie podjęła się
napisania swojej książki z powodu nośności tematu i nie zrobiła tego tylko dla
zarobku. Chce się wierzyć w uczciwy
ładunek emocjonalny i ideologiczny "Służącej", bo to naprawdę dobra
proza obyczajowa - wielowątkowa, dynamiczna, sprytnie łącząca w sobie proste
rozwiązania fabularne z komplikacją życiorysów postaci. Conklin wyróżnia
się, pisząc o temacie dość wyeksploatowanym, kiedy stawia na przekaz dzieł
sztuki, którymi porozumiewają się bohaterowie ponad czasem i okolicznościami
oraz subtelnie sygnalizując wątek kobiet decydujących się na wolność i
pozostawiających swoje dzieci.
"Służąca" to dwie
narracje prowadzone jednocześnie. Jedną z bohaterek jest nastoletnia Josephine,
tytułowa służąca w upadającym Bell Creek, która w 1852 roku rozmyśla o
ucieczce, obserwując jednocześnie agonię swojej pani. Ona nie tylko dała Josephine
szansę lepszego życia, ale pozwoliła rozwijać talent malarski, z jakiego potem
zrodziła się fałszywa legenda. Druga postać to niezależna i zdeterminowana
Lina, młoda prawniczka z XXI wieku, córka znanego malarza, doskonale zdająca
sobie sprawę z własnej wartości i podążająca drogą kariery zawodowej. Josephine
nie jest dany żaden wybór, może jedynie rozważać kwestię nocnej ucieczki. Lina
wybiera mądrze i właściwie, zawsze przekonana o swojej racji i korzystająca z
możliwości, jakie stawia przed nią los. Czarnoskóra
służąca zdeterminowana jest jedynie w myśleniu o własnej wolności. Determinacja
Liny to ciągłe przekraczanie granic, bo jej wyzwolenie stanowi kilka działań
naraz, ale przede wszystkim daje ją wspomniana już pewność siebie oraz
pochodzenie i stan majątkowy.
Conklin buduje napięcie
stopniowo i bez większych zaskoczeń. Przewidujemy pewne zwroty akcji, ale nie
rozumiemy jeszcze pełnych motywacji bohaterek. Jeśli chodzi o Josephine, to są
one w miarę czytelne; cała życiowa sytuacja służącej klasycznie wpisuje się w
schemat opowieści o zniewoleniu, a bolesny policzek otwierający scenę jest
jedynie mocnym punktem wyjścia do snucia przewidywalnej fabuły. Nie wiemy, co
połączy Linę i Josephine, choć wydaje się to niemal pewne w momencie, w którym
Lina podejmuje się udziału w przygotowaniu akt do procesu, jaki wstrząsnąć ma
opinią publiczną. Oto bowiem rodzi się w pewnej głowie śmiały plan, by odnaleźć
potomków niewolników i sformułować akt oskarżenia, w jakim znajdą się tak mocno
działające na wyobraźnię tezy, jak ta, że przez 250 lat światowe mocarstwo
budowało swą potęgę na przemocy i wyzysku. Lina otrzymuje szansę awansu, jeśli
tylko odnajdzie wystarczająco medialną osobę, którą zamieni się w głos
zbiorowości. Całe przedsięwzięcie jawi się jednak dwuznacznie. Od początku
autorka zmusza nas do myślenia o tym, czy planowane pozywanie majętnych
korporacji jest słuszną sprawą czy sprytną manipulacją opinią publiczną. Te
wątpliwości rozwiewa na moment prywatna historia Josephine. Lina wchodzi w czas
miniony wyjątkowo silnie, by odkryć przed nami to, z jakim brzemieniem zmagała
się służąca w Bell Creek.
Lina też mierzy się z
bolesnymi doświadczeniami. Kiedy miała cztery lata, jej matka zginęła w wypadku
samochodowym. Lina szybko wzięła na siebie odpowiedzialność za siebie i ojca -
artystę, już jako nastolatka pracowała zarobkowo, skończyła dobrą uczelnię,
zabezpieczyła byt niejako sobie i Oscarowi borykającemu się z przeszłością i
pamięcią o żonie. Jej to malarz poświęca swą nową wystawę. Zaskakujące Linę
obrazy opowiadają historię jej matki na nowo. Młoda nowojorska prawniczka
odkrywa powoli mroczne fakty i dowiaduje się, kim naprawdę była jej
rodzicielka, jakie miała marzenia i co ją uwierało.
Mamy nowoczesne malarstwo, w
którym Oscar Sparrow komunikuje żal po utracie i nienazwane dotąd emocje żony.
Mamy także piękne obrazki z XIX wieku. Ich autorstwo przypisuje się Josephine,
choć są tacy, którym zależy na utrzymywaniu opinii publicznej w złudzeniu, że
oto ma do czynienia z malarstwem pewnej dziedziczki z Wirginii. Tymczasem sztuka, do której zbliża się
Lina, stanowi plastyczną opowieść o człowieczeństwie zniewolonych. To, co
malowała Josephine, zdaje się tak samo bliskie pragnieniu bycia naprawdę
wolnym, jak malarstwo matki Liny, a potem jej ojca - ujawniającego symbolicznie
bolesne sekrety małżonki. O ludzkiej wolności rozumianej na kilka różnych
sposobów jest właśnie "Służąca". Bo to nie tylko opowieść o krzywdach
zniewolenia. Nie, ta książka w gruncie rzeczy nie mówi niczego nowego o
amerykańskim niewolnictwie. Ważne są figury z portretów oraz wizje zachowane na
płótnie i walczące o swą ważność z czasem. Tym, co zacierał krzywdy, ale nie
był w stanie odebrać sugestywności dziełom malarskim.
Tara
Conklin buduje wieloznaczną narrację o tym, że zniewolenie to nie tylko zakucie
w kajdany czy przymusowa praca na polu. Tytułowa służąca może mieć
inne niż to oczywiste dla każdego znaczenie. Powieść sytuuje się gdzieś na
granicy obyczajowej rozprawy z sumieniem nawołującym o wskazanie granic, poza
którymi istnieje prawdziwa wolność a prawniczym thrillerem opartym na
gromadzeniu faktów i bezlitosnym konfrontowaniu się z emocjami, tak przecież
zbędnymi i w tak oczywisty sposób odrzucanymi przez prawnika zajmującego się
dochodzeniem do prawdy.
Lina jest pewna siebie i
tego, że jej życie zbudowane jest na samych pewnikach. Analizując listy z
przeszłości i nowopowstałe obrazy ojca, weryfikuje pewne przekonania, a przede
wszystkim odkrywa własną tożsamość. "Służąca"
nie idzie w stronę nadmiernego komplikowania fabuły i bardzo słusznie
pozostawia nas z zakończeniem otwartym. Sygnalizuje, że ludzka wolność mimo
upływu lat wciąż walczy z okrucieństwem okoliczności, w jakich musi zostać
ograniczana. Conklin wspomina także o tym, co gotowa jest poświęcić kobieta
w imię uzyskania wolności odbieranej przez drugiego człowieka w bardzo różny
sposób. Okazuje się, że los nieobecnych w XIX i XXI wieku jest w gruncie rzeczy
bardzo podobny. Za tę niejednoznaczność "Służącej" należą się brawa
dla Tary Conklin. Za wszystko to, co ukryła między dwiema narracjami. Za
subtelność i wrażliwość oraz świadomość tego, które zdanie uciąć i skrócić, by
nie prowadziło jedynie ku sentymentalnemu rozczuleniu.
Kurczę jakoś tak wydawało mi się, że to taka płytka książka, a okazuje się, że jest naprawdę głęboka i warta uwagi.
OdpowiedzUsuńBardzo chciałam wygrać tę książkę w konkursie Przeglądu Czytelniczego, ale się nie udało. Dwugłos, podobnie, jak w "Czarnych skrzydłach" Sue Monk Kidd. które niedawno czytałam i walka prekursorek z niewolnictwem i o prawa kobiet.
OdpowiedzUsuń