Wydawca: Karakter
Data wydania: 16 marca 2015
Liczba stron: 264
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 35 zł
Tytuł recenzji: Projekt na siebie
Zaczyna się od katalogu urn
i od śmierci, ale tak naprawdę od człowieka, który odszedł, lecz pozostawił po
sobie umiłowanie właściwego porządku. Syn - grafik żegna ojca - architekta.
Tego, w którego domu żyło się jak w enklawie, bo poza próg nie była wpuszczana
systemowa brzydota PRL-u. Gust ojca kiedyś narzucał estetykę, teraz w znacznym
stopniu światopogląd. Marcin Wicha snuje
rozważania o polskim wzornictwie, o istocie projektowania, o jego absurdach i
bolączkach oraz o polskiej drodze przechodzenia z jednego nieładu w drugi, po przemierzeniu
której można już tylko dumnie oświadczyć, co głosi tytuł książki z wymowną
okładką. Design w oczach ojca Wichy powinien tworzyć świat dostosowujący
się do użytkownika. Syn bada te skomplikowane zależności, pisząc książkę
ironiczną, gorzką, przesyconą niepowtarzalnym poczuciem humoru i zbudowaną z
krótkich form, tak jak niewielkie są fragmenty polskiego wzornictwa, którym
Wicha przygląda się uważnie i ze złośliwością.
"Jak
przestałem kochać design" to książka o związkach ludzkiej świadomości z
wytworami jej rojeń. Z projektami, które przyjmują kilka ról jednocześnie -
mają być zamysłem i czynem, mają porządkować lub manipulować, dyscyplinować w
ramach określonych kategorii poznawczych i wprowadzać zamęt.
Nade wszystko jednak inspirować do zmian, bo tylko zmiany warunkują doskonałość
designu, a w tej książce dają możliwość wyciągania wniosków z analizy niemal
czterdziestu lat polskiego projektowania, które rzadko kiedy brzmiało dumnie.
Wspomnienia domowych kątów
zagospodarowanych wprawną ręką ojca to pewien mikrokosmos idei, z którymi
Marcin Wicha idzie się konfrontować w życiu. Autoironicznie mówi o swym
zawodzie grafika, gdzie przez czternaście godzin poprawia się jakiś uśmiech
słoneczka i gdzie trzeba być nastawionym na ciągłe zmiany i szeroko pojętą
zmienność, której skutki mogą być dramatyczne. Dystans do siebie idzie u autora
w parze z dystansem do największych nawet szkaradzieństw albo absurdów tak
zwanej sztuki wzornictwa z lat minionych. Wicha o przeszłości mówi
jednoznacznie: "Mieszkaliśmy wśród
czasowników niedokonanych. W próżni między założeniem a realizacją".
Czy zmiany ustrojowe w Polsce pozwoliły czymś załatać ową próżnię? Czy
anglicyzm w miejscu różnie kojarzonego wzornictwa to sygnał, że nowoczesność
uporała się z karykaturami czasu minionego? Co to znaczy projektować i jaką
rolę w codziennym życiu ludzkim odgrywa bardzo szerokie przecież pojęcie
designu? Czytając Wichę, widzi się sporo niedostrzegalnych do tej pory
zależności i uważnie wpatruje w te miejsca, które nie niosły w sobie żadnego
znaczenia. To historia o kalekich
szczegółach i o absurdach uznaniowego nazywania czegoś pięknym bądź modnym.
Książka, która zabiera w świat rzeczy nieoczywistych. Pokazuje świat
zaniechań, ambicji i idei oraz świat pomysłów rażonych gniewem systemu. Szarego
i ponurego, ale pewnego swego inaczej niż dziś, kiedy w feerii można się
zagubić i gdy mieszanie kolorów ogólnodostępnych niebezpiecznie znów zbliża do
szarości, innej nieco, jednak równie nieciekawej.
Lata sześćdziesiąte
minionego stulecia były we wzornictwie latami przedmiotów. Potem design rósł w
siłę, by zmarnieć w następnym dziesięcioleciu, a w lata kapitalizmu wprowadzić
przede wszystkim zmienność i nietrwałość, które okrutnie kwestionowały wzorce
rzekomo na zawsze, propagowane w innym systemie i z innym podejściem do tego,
co w projektach praktyczne i oczekiwane. Wicha wyraźnie oddziela to, co było
ładne, od tego, co stanowiło szczyt praktyczności. Opowiada o tym, że design
wciskał się wszędzie, ale omijał jakoś coś tak praktycznego jak czytelny wzór
karty do głosowania dla wyborców. Wolnorynkowy szał projektowania zwalniał od
odpowiedzialności za wzory i konstrukcje. Wynikało to z braku podmiotowości,
ale również z tego nędznego przeświadczenia, iż projektuje się tylko na chwilę,
a motorem napędowym prawdziwego designu jest ustawiczna zmiana, szybkość i brak
możliwości przywiązywania się do tego, jak dekorowany jest na chwilę świat
wokół nas.
A temu światu Marcin Wicha
przygląda się nadzwyczaj uważnie. Ta
książka to dowód troski o to, że mimo wszystko pewien porządek i styl trzeba
mieć w sobie zakodowany i niekoniecznie nazywać go własnym gustem, lecz raczej
szerzej pojętym poczuciem właściwej estetyki. Poznajemy losy i ideologie
tych rzeczy i projektów, dla których Wicha nie ma poważania, ale również tych,
co znikały wyjątkowo szybko, a stanowiły dowód na to, iż design może brzmieć
dumnie. Podoba mi się metafora ludzików Lego kryjąca w sobie opowieść o
dojrzewaniu do bycia podmiotem projektu na szerszą skalę. W zabawkowych
postaciach kryje się wszystko, co naznaczało odbiorców wzorów i projektów. Od
uniformizacji po futuryzm i gadżety popkultury - to nie tylko transformacja
postaci z klocków Lego. To przemiany zachodzące w nas samych oraz te dyktowane
wpływami kolejnych projektów. Różnych tak samo jak ich koncepcje. Czasem
agresywnie afirmatywnych, czasami podstępnie wdzierających się do świadomości,
na ulicę czy do mieszkań. Marcin Wicha z
humorem i sporą dozą goryczy wskazuje nie tyle grząski grunt kanonów piękna i
sensownego projektowania, ile kondycję egzystencjalną jego odbiorców, dla
których produkt końcowy był czymś bezdyskusyjnym i zbyt często zwyczajnie
przyjmowanym.
Wspomnienia, refleksje,
analizy i tezy. "Jak przestałem kochać design" jest w gruncie rzeczy
o zbyt wielu kwestiach naraz, ale ten przesyt nie jest tutaj męczący. Ważne
jest ciągłe podkreślanie perspektywy odbiorcy designu - tego, co w niej jest
zaniedbane, i tego, zostało przez lata wręcz zrujnowane. Mamy przedmioty, do
których pała się sentymentem, i wzory będące źródłem nieokiełznanej
złośliwości. Poza tym wszystkim otrzymujemy bardzo sensowną rozprawę z tym, co
jest li tylko rzeczą gustu, a co efektem manipulowanych przez system oczekiwań.
Świetny styl, ciekawe refleksje, doskonała podróż w czasie po miejscach,
rzeczach i śladach zaniedbania, których współczesny design nie chce pamiętać,
wciąż wyrywając się naprzód i często bez refleksji o tym, z czego wyrasta.
Z większością Pana opinii zgodzę się. Uważam jednak, że Wicha nie jest li i jedynie gorzki i złośliwy, potrafi też docenić to, co w polskim designie dobre. (Inna sprawa, że tych jasnych stron nie jest dużo). Jeśli jest Pan zaciekawiony naszą polemiką, zapraszam do przeczytania mojej quasi-recenzji morizon.pl/blog/jak-przestalem-kochac-design-czyli-rzecz-o-projektowaniu/
OdpowiedzUsuńPS: Czy czytał Pan już najnowszą książkę ideologicznego przyjaciela Wichy - Springera? Tenże przeprowadził również b. ciekawy wywiad z Wichą na łamach "Wyborczej".