Pages

2015-04-07

"Do niewidzenia, do niejutra" Joanna Bartoń

Wydawca: JanKa

Data wydania: 16 marca 2015

Liczba stron: 248

Oprawa: miękka lakierowana

Cena det.: 28,56 zł

Tytuł recenzji: Ku miłości i śmierci

Bohaterowie powieści Joanny Bartoń kompulsywnie miotają się między miłością a śmiercią. W tej chwilami dosadnie poważnej, chwilami dwuznacznie dowcipnej przepychance wychodzą na jaw wszystkie ich fantazje, lęki, skryte traumy oraz siniaki po miłościach wraz z sekretami, które brzmią dramatycznie i dosadnie śmiesznie. Taka to książka w całości i we fragmentach - bazuje na kontraście, przesadzie i złośliwej chwilami ironii, a przenosi nas do pozornie nieprawdopodobnej, jednak w sposób oczywisty czytelnej koincydencji, w której podejmiemy grę w patologiczną szczerość na przestrzeni metrów kwadratowych pewnego mieszkania z czarnym pokojem zwierzeń oraz dwójką gniewnych kochanków.

Lo dowiedziała się od Cyganki na dworcu, że dożyje raptem trzydziestki, a wcześniej urodzi dziecko. W chwili, gdy słyszy złowieszczą przepowiednię, ma zupełnie inne plany na życie, a raczej na tego życia pozbawienie się. Lo chce na wrocławskim dworcu kolejowym odtworzyć śmiertelny wypadek Zbigniewa Cybulskiego, sama stając się kimś na kształt specyficznego przypadku wcielenia się w znanego aktora. Drażniący nieco, ale zasadniczo słuszny tytuł tej powieści nad wyraz czytelnie każe nam łączyć losy i przemyślenia Lo z kultowym filmem. Sam związek jednak nie będzie już taki czytelny, bo Joanna Bartoń wychodzi od faktu, ale przenosi nas w ten rejon ludzkich doznań, w którym gubimy się tak często, że rzadko zdobywamy odwagę, by nazwać swoje uczucia.

Lo w towarzystwie swojej atrakcyjnej przyjaciółki zwraca uwagę niejakiego Profesora. Paweł jawi się jako nieczuły lowelas kolekcjonujący kochanki, nieczuły także na knajpiane perswazje swoich studentów pragnących odwlec termin kolokwium. Dziwnym trafem, a być może w konsekwencji uporu i determinacji 22-letnia Lo trafia do domu czterdziestolatka, który na miejscu - w pokoju o ścianach wysmarowanych w pocie czoła ołówkowym grafitem - traci sporo ze swej atrakcyjności, choć jednocześnie coraz bardziej kusi i intryguje.

Ta dziwna para postanawia spędzić ze sobą nie tylko upojną noc. Konsekwencją fascynacji ciałem stanie się także niezdrowa dosyć fascynacja wnętrzem tego drugiego. A oboje są skomplikowani nie tylko poprzez układ, w jakim weszli w specyficzne role. Lo generalnie nie interesuje się ludzkością, człowiek zaś jest dla niej ciekawy przede wszystkim jako bohater literacki. Niezależna, niepokorna, afiszująca się ze swym indywidualizmem, a być może tylko w niewyszukany sposób prowokująca? Z pewnością staje się dla Profesora wyzwaniem. On sam nie daje jej wyjść po angielsku, co opanowała do perfekcji i czego spodziewaną konsekwencją może być przypadkowa miłosna schadzka. Lo pozostaje w jego mieszkaniu, tocząc bój o wspomnianą już patologiczną szczerość. W trakcie wyznań okaże się, że mimo różnicy wieku oboje skrywają podobne problemy z własną tożsamością, razem i jednocześnie osobno podążając ku autodestrukcji wywołanej doświadczeniami ich niespełnionych miłości.

Wdając się w zwierzenia i zamykając je w czterech ścianach mieszkania Profesora, przypadkowi randkowicze Bartoń zmieniają się w pewne przesycone symboliką figury ludzkiego losu. Oboje zdają się żyć jakoś do wewnątrz. Tylko kontestując rzeczywistość, mogą wyszarpać z siebie coś, z czego byliby zadowoleni. Rozmawiają o dramatach i wzruszeniach, ale przede wszystkim budują wspólny świat przeżyć opartych na złudzeniu szczęścia. Bo coś w nich samych musi dawać radość, skoro przyjemnością jest obcowanie z ciałem, a potem także dyskusja o tak wielu skrywanych przed światem sprawach.

Ta dwójka czuje się ze sobą bezpiecznie, bo zamknięta przestrzeń izoluje ich od wpływu innych. Tych, którzy uczynili w życiu wiele zła i tych, których wspomina się z czułością. Dramat Bartoń intensyfikuje się przez to, że zagubieni w sobie samotnicy starają się w swoim sumieniu rozliczyć z tymi, którzy kazali  się im na różnych etapach życia zamknąć w tych samotniczych bytach. Drążąc zależności między swymi uczuciami a światem, który zda się ich pozbawiony, oboje obdarowują się jednocześnie niespotykaną dozą empatii, szaleństwa, złośliwości i krytycyzmu. Co wyniknie z tej teatralnej dosyć konfrontacji? "Do niewidzenia, do niejutra" to powieść, której autorka być może zbyt szaleńczo podkręciła końcówkę. To jednak powieść właśnie zakończenia, wszak łzawe lub ironiczne monologi Lo i Profesora mogą chwilami nudzić i usypiać czujność. Bartoń jednak wie, jak rozegrać inteligentną grę z czytelnikiem, który zagubi się między śmiesznością a powagą, by potem rozpaczliwie przyjąć punkt widzenia jednego z dwojga, bo utożsamienie się z odczuwaniem świata przez oboje może prowadzić do egzystencjalnej katastrofy.

Joanna Bartoń wyraźną kreską przedstawia ludzką ambiwalencję uczuć. W szalonym tyglu, gdzie walczą Eros i Tanatos, rozgrywa się dramat na kilku różnych poziomach. Jeśli odbierze się tę książkę tylko emocjonalnie, wiele można stracić. To rozprawa z zaburzoną tożsamością, dla której nie ma powrotu do przeszłości i nie ma widoku na przyszłość. Okaleczeni i kaleczący się nawzajem bohaterowie tej powieści dokonują z jednej strony świadomych wyborów, z drugiej jednak - zdeterminowanych okolicznościami, w jakich przyszło im dorastać do siły miłości tak niebezpiecznie splecionej z potęgą nienawiści. Kiedy myśli się, że skoncentrowani na sobie w sposób obsesyjni kochankowie są przewidywalni, wikła się przekaz symboliczny tej książki i jej sugestia, że intensywne przeżywanie świata i samego siebie zawsze musi wiązać się z krańcowo trudnym doświadczeniem życiowym.

Czy bohaterowie wyjdą z ciemnego pokoju? Jacy się staną? Do czego doprowadzi ich konfrontacja? Oboje chwilami cierpią na słowotok i są fragmenty, które można byłoby zwyczajnie skrócić, jednak całość robi wrażenie choćby dlatego, że czuje się, iż autorka ma tupet, dużo pewności siebie i naprawdę sporo do powiedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz