Wydawca: Albatros
A. Kuryłowicz
Data wydania: 10 czerwca 2015
Liczba stron: 480
Tłumacz: Rafał Lisowski
Oprawa: miękka
Cena det.: 38,50 zł
Tytuł recenzji: Czytelnicy i szaleństwo
Rok bez nowej książki Kinga
to rok stracony - tak to właśnie jest od pewnego czasu i wielu wielbicieli jego
twórczości drży z niepokoju, że w takim tempie pisania może się przytrafić
jakaś słabsza powieść. Obawy można śmiało odrzucić, bo tym razem otrzymujemy,
po pierwsze, świetną kontynuację "Pana Mercedesa", którą bez żadnych
problemów czytać mogą nieznający tej powieści. Po drugie - a to nieczęsto się
zdarza - kontynuacja ta jest o niebo lepsza niż poprzednia książka. Nie chodzi
tylko o to, że sprawnie rozwija wiele wątków i sygnalizuje dużo więcej
ciekawych problemów niż "Pan Mercedes". Największym walorem "Znalezionego nie kradzionego" jest
autoironiczna perspektywa patrzenia na literaturę, tworzoną przez nią iluzję i
na pułapki, w jakie wpadają czytelnicy przedkładający fikcję nad rzeczywistość.
Jak właściwie odczytywać książki? Kto i czy w ogóle ma ku temu właściwe
kompetencje? Jaka jest rola pisarza w tym, co tworzy, i w jakim stopniu może
brać odpowiedzialność za to, jak zostanie odczytany?
King
napisał o dwóch takich, którzy nie chcą dać się złapać - jednym z nich jest
szlachetny altruista, drugim zgorzkniały morderca i psychopata, który nie
ustępuje Brady'emu Hartsfieldowi prującemu po ludziach swoim potężnym wozem.
Wymowa tej powieści dla polskiego czytelnika znającego przypadek rozjechania
pieszych na deptaku w Sopocie stanie się jeszcze bardziej wyrazista i poruszająca.
Oto bowiem mamy opowieść o dwóch różnych czytelnikach, którzy zachłystują się
przygodami takiego bohatera literackiego na całe życie. Przez pewien czas jego
los staje się czymś realnym, namacalnym. Najważniejszą zaś postacią w książce
będzie trup z pierwszych stron - ekscentryczny autor, który dał temu bohaterowi
nowe życie.
Morris Bellamy zawsze miał
trudne życie. Ośmieszany przez innych, coraz bardziej izolował się od ludzi.
Trudne relacje z matką, która wpędzała w kompleksy, dodatkowo buntowniczo
usposobiły go do życia, a fascynacja powieściami Johna Rothsteina stała się
obsesją, dla której był gotowy zabić. Morris
to przykład outsidera zapatrzonego w fikcję literacką i niepogodzonego z nią na
tyle, że pewnego dnia postanawia samodzielnie wymierzyć sprawiedliwość
pisarzowi, który uczynił z jego buntowniczego bohatera człowieka idealnie
wpasowanego w system, jaki wcześniej kontestował. Bellamy działa
impulsywnie i szaleńczo, ale niewątpliwie jest zdeterminowany. Kradnie
Rothsteinowi ponad 150 notesów, które są dowodem jego pisarskiej aktywności po
tym, jak pisarz na 18 lat usunął się z życia literackiego i publicznego.
Zbrodnia nie będzie dla Morrisa problemem. Staną się nim łupy, nie tylko
bezcenne zapiski, ale także sporo gotówki.
Peter Saubers również ma
trudne życie. Jego ojciec został potrącony przez szaleńca w mercedesie, na
skutek czego doznał trwałego uszczerbku na zdrowiu, a kiepska sytuacja
finansowa rodziny Petera dodatkowo się skomplikowała. Chłopak ma plany i
marzenia, ale ponad wszystko ceni sobie ciepło rodzinne. Okazuje się, że może
uratować finansowo rodziców, gdy któregoś dnia natrafi na tajemniczy kufer z
łupami Morrisa, siedzącego akurat w więzieniu nie z powodu napaści i morderstwa
znanego pisarza, ale dlatego, że po pijanemu często traci nad sobą kontrolę.
Niemożliwe wydaje się
spotkanie obu bohaterów, ale King w tej powieści co chwilę udowadnia, że
niemożliwe staje się faktem. Świetnie się czyta "Znalezione nie
kradzione", albowiem wszelkie przewidywania pojawiające się w trakcie
lektury okazują się błędnymi domysłami. Jakiekolwiek
próby przewidzenia dramatycznych wydarzeń stają się chybione. Niby doskonale
rozumiemy motywacje bohaterów, ale tak naprawdę jesteśmy przez nich wciąż
zaskakiwani. I to nie brutalny morderca gra tutaj pierwsze skrzypce. Szybko
okazuje się, że niepozorny Peter to spiritus
movens tej powieści. Historii o literackich fascynacjach i o subiektywnym
odbiorze literatury, której przesłanie zawsze można interpretować po swojemu.
Teraz akapit, który śmiało
mogą pominąć ci, co nie czytali "Pana Mercedesa". King powraca do
dramatycznych wydarzeń spod City Centre, pokazując je z innej perspektywy. To
niejedyne fabularne nawiązanie do tamtej książki. Przede wszystkim widzimy, jak
radzą sobie jej bohaterowie. Radzą naprawdę świetnie. Detektyw Hodges wciąż
jest aktywny i w dużo lepszej formie. Widząc, jak sprytnie rozpracowuje pewnego
malwersanta, nie musimy się obawiać, że zaniedba kolejną intrygę, do jakiej
zostanie włączony przez siostrę Petera Saubersa. Także Holly Gibney wychodzi na
prostą. Wraz z Jerome i Hodgesem ponownie stworzą zespół, który pomoże
rozwiązać zagadkę kryminalną, tym razem mocno zakropioną krwią i okrucieństwem
wraz z tajemniczym widmem wciąż żyjącego Hartsfielda sugerującego być może
następne kontynuacje w konwencji zbliżonej do wcześniejszych opowieści o
zjawiskach nadprzyrodzonych.
Tak czy owak King króluje. Tym razem jako autor
przystawiający sobie i znanym pisarzom krzywe zwierciadło, w którym kształty
nabierają innego rozmiaru, a idee stają się zmanipulowane. To przecież opowieść
o pisarskiej sławie, warsztacie pracy i percepcji czytelniczej, która może
wpędzić w obłęd. Zabity na początku Rothstein jest w zasadzie najważniejszym, nieobecnym
już bohaterem. Pisarzem uznawanym za genialnego, izolującym się od ludzi i
zarzucającym Morrisowi czytelnicze dyletanctwo. Być może ten zarzut spowoduje,
że książkę rozpoczyna opis mózgu geniusza na ścianie, ale rozważania o istocie
pisarstwa obecne są przez cały czas. Kostyczna matka Morrisa wypowiada
znamienne słowa: "Dobry pisarz nie
prowadzi swoich bohaterów, ale idzie za nimi. Dobry pisarz nie tworzy wydarzeń,
ale obserwuje ich przebieg, a potem opisuje, co zobaczył. Dobry pisarz rozumie,
że jest sekretarzem, a nie Bogiem". Czy Stephen King w
"Znalezionym nie kradzionym" spełnia warunki bycia dobrym pisarzem?
Ta wielowątkowa intryga będzie nie tylko źródłem świetnej rozrywki, ale z
pewnością zmusi do rozmyślań nad tym, jak wielka i nieopisana jest sfera
obecności literatury w umysłach czytelników. Także tych psychopatycznych.
Ha, książkę nabyłem w księgarni na dworcu, coby umiliła mi trzygodzinne czekanie na autobus - ów czas zleciał w tempie astronomicznym,opowieść ta bowiem wciąga jak mało która. Czytałem sporo książek Kinga, tych "fajnych" i tych "mniej fajnych", ale ta jest chyba najlepsza.
OdpowiedzUsuńLepsza od Pana Mercedesa, z tym się zgodzę, ale czy faktycznie dobra? Na to odpowiedzieć jest już trudniej ;) Są fani pisarza, którzy twierdzą, że to jego najgorsza powieść. Z tym się chyba nie zgodzę, ale faktycznie znacznie bliżej jej do tych gorszych dokonań Króla. W każdym razie, ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńJa podobnie jak Capitano, kupiłam "Znalezione nie kradzione" w Matrasie na dworcu, z tymże kolejowym ;) To była bardzo dobra decyzja, według mnie książka kapitalna i nie przejmują mnie negatywne opinie fanatyków literatury Kinga. Każdy ma wyrobiony swój gust czytelniczy i każdy może wyrażać swoje opinie. Ja polecam tę nową książkę bez dwóch zdań.
OdpowiedzUsuń