Wydawca: Karakter
Data wydania: 2 czerwca 2015
Liczba stron: 240
Tłumacz: Jacek Giszczak
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 35 zł
Tytuł recenzji: Granice niepokorności
Piąta wydana w Polsce
książka Alaina Mabanckou z pewnością połamie język już tym, którzy zdecydują
się na głośne przeczytanie tytułu przekładu. A dalej jest dużo więcej trudności
- interpretacyjnych przede wszystkim. "Zwierzenia
jeżozwierza" nawiązują do rewelacyjnego "Kielonka". Oto Uparty
Ślimak, właściciel baru "Śmierć kredytom", przytacza nam bardzo
podobną formalnie narrację, której cechami dystynktywnymi są przecinek jako
jedyny znak interpunkcyjny i niezwykły żywioł narracyjny, albowiem historia tkwiąca
w baśniowej konwencji wciąż na nowo tę konwencję rozsadza. To historia,
która udowadnia tezę jednego z bohaterów, że "książka jest przestrzenią wolności". Mabanckou łączy ją
z "Kielonkiem", tworząc jednocześnie nowe, ważne przesłanie. W
gąszczu mniej lub bardziej czytelnych tropów literackich odnajdziemy
przejmującą historię o takim bycie na przekór, sytuującym się gdzieś poza
ciemnością i głupstwem wszelkiej ludzkiej bylejakości. To również opowieść o
dwóch światach równoległych, o ustawicznej wojnie między ludźmi a zwierzętami i
o różnego rodzaju śmierciach, pośród których tkwi samotny kontestator, sobowtór
szkodliwy, unikalny i złośliwy jednocześnie. Niezwykły narrator równie
niezwykłej opowieści.
Jeżozwierz
to oczywista fantazja, ale autor nawiązuje tutaj do afrykańskich wierzeń.
Tajemnice, rytuały i magia wciąż podkreślają ich znaczenie, a świat, do którego
docierają biali etnolodzy uznawani za monterów anten satelitarnych lub inne
nieszkodliwe tałatajstwo, rządzi się swoimi - surowymi i specyficznymi -
prawami stanowiącymi o życiu i śmierci. Ironiczny zwierz jest
sobowtórem Kibandiego z wioski Sekegembe, uznanego za miejscowego złoczyńcę,
syna zabójcy przez pożeranie, trudniącego się tym samym mrocznym procederem.
Kibandi nie żyje, ale jego jeżozwierz czuje i widzi wszystko to, co zostało już
zabrane z oczu i świadomości pana. Opowiada o wędrówce - jednej i kilku z
osobna. Buduje nastrój prozy konfesyjnej opartej na wspomnieniach ułożonych
wedle własnej logiki, ustanowionych wyraźnie i wciąż uciekających od tego, co
rzeczywiste. Bo "Zwierzenia
jeżozwierza" to symboliczny traktat o wędrowcy bez wspólnoty oraz o
wyobcowaniu we wspólnocie. O losie, w którym wyróżnienie się jest stygmatem.
Fantazja na temat tego, w jaki sposób oderwać się od życia społecznego bez
szkody dla własnej egzystencji. A może właśnie jej na przekór, bo bycie
"spoza" jest synonimem noszonego w sobie gniewu. Kibandi - cieśla z
zamiłowaniem do książek - żegnany jest z ulgą. Jeżozwierza po nim nikt nie
wita. Pozostaje on w cieniu baobabu, któremu opowiada o własnym losie. Czy aby
na pewno własnym?
Mabanckou
po raz kolejny kreśli ramy hermetycznie zamkniętego świata afrykańskich
wyobrażeń o życiu i jego kontynuacji po śmierci. Połączenie świata ludzi i
zwierząt każe pytać o to, czy między jednymi a drugimi toczy się wieczna wojna.
Bo być może koegzystencja jest czymś naturalnym, swego rodzaju wzajemnym
dopełnieniem? Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy po
przeczytaniu narracji jeżozwierza, że ludzkość to lepszy gatunek. Wkradamy się
do świata ukrytego gdzieś w buszu, przycupniętego na marginesie prawdziwego
życia, w niezbadanym miejscu mapy. Czujemy fascynację, ale i niepokój. Alain
Mabanckou diagnozuje ludzką kondycję, posługując się czytelnymi metaforami
życia natury - nakreśla jej brutalne prawa, stawiając istotę ludzką w stanie
mocnej bezradności. Tkwimy dodatkowo w morzu szaleńczych dygresji, które każdy
ze światów portretuje fragmentarycznie. Jest w tej narracji moc badania
nieznanego. Nie chodzi tylko o przyglądanie się rytuałowi, któremu poddawane są
zwłoki, by wskazać winnego zgonu. Dostęp
do świata przedstawionego ma być utrudniony, bo i wyobraźnia Mabanckou jest
nieposkromiona, pełna kontestacji, złośliwa i groteskowa - tak było w "Kielonku", tak jest i w "Zwierzeniach jeżozwierza".
Podążamy ścieżką wyznaczoną przez sugestie i tezy. Dobrze się bawimy, szybko
orientując wszakże, że czarny humor z Czarnego Lądu kryje w sobie więcej
goryczy niż treści rozrywkowych...
Jeżozwierz jest symbolem
czegoś w gruncie rzeczy niemożliwego i jednocześnie głosem, który można do
siebie dopuścić w ściśle określonych warunkach. Agonia Kibandiego staje się
początkiem wolności jego sobowtóra. Nie ma w niej jednak nieskrępowania, choć
stylistyka i fraza starają się udowodnić coś przeciwnego. Jeżozwierz tkwi w
uwarunkowaniach, z których nie wydobył się jego mistrz. Jest głosem zza grobu i
przejmująco opowiada o wszystkich rodzajach braków, które nie zostały niczym
zrekompensowane. Mabanckou fantazjuje o
świecie, w którym istnieć to znaczy znosić swą niepokorność. To także językowa
gra w szukanie nowych znaczeń literackich. "Zwierzenia
jeżozwierza" formalnie są próbami poszukiwań odpowiedzi na pytanie o to,
co z ludzkiej kondycji warte jest opisania, i w jaki sposób można o tym pisać.
Kilka gorzkich diagnoz łączy się też z pewnym fatalizmem - przekonaniem o
wyjątkowości i degradacji świata, z którego wydobyły się baśniowe opowieści,
fantastyczne rojenia, symboliczne wizje i wszelkie wierzenia w to, co zdrowy
rozsądek białego człowieka chciałby jedynie oprawić w ramki publikacji
naukowej. Całość prowokuje i ujmuje tym nieokrzesaniem, nieprzewidywalnością i
doskonałą ironią, dzięki której śmiertelne ukłucia jeżozwierza stają się nad
wyraz odczuwalne.
Można tę książkę rozpatrywać
także w bardzo czytelny sposób - jako próbę ukazania dwoistości ludzkiej
natury, jej nieprzewidywalności, drapieżności i siły, która bywa destrukcyjna i
prowadzi do tragedii. Chciałoby się widzieć w tej powieści jakąś diagnozę, ale
siła pisarstwa Mabanckou polega przede wszystkim na niejednoznaczności
przekazu. Lektura dla wszystkich tych, którzy znają stylistyczny pazur autora, i
dla tych, którzy chcą traktować obcowanie z literaturą jako wyzwanie. "Zwierzenia jeżozwierza" zacierają
wiele granic, rozważając jednocześnie istnienie jakichś punktów krytycznych,
poza którymi pojawia się śmierć - tu jak w niewielu książkach znacząca tak
wiele, jak wiele jest ofiar Kibandiego z wioski Sekegembe. Wyjść poza
śmierć to zobaczyć więcej albo doświadczyć nicości. Skoro nie ma żadnego biblijnego
raju ani też drugiego życia - w jakim miejscu i z kim podążamy w tej
ekscentrycznej i fascynującej narracji?
PATRONAT MEDIALNY
Moją przygodę z tym autorem zaczęłam od "Kielonka" właśnie, wiec tym chętniej siegne po "Zwierzenia jezozwierza"
OdpowiedzUsuń