Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 3 czerwca 2015
Liczba stron: 134
Oprawa: twarda
Cena det.: 32,90 zł
Tytuł recenzji: Amor vincit omnia?
Najnowsza, bardzo skromna i
bez zaznaczonej wyraźnej tezy proza Jerzego Pilcha skupia uwagę krytyki na
problemie biografizmu w tych zapiskach lub też celowego, autoironicznego odeń
uciekania. Rozważania na ten temat mogą zająć całe, dość ciekawe omówienie "Zuzy
albo czasu oddalenia". Punktów wzbudzających niepewność i konsternację
jest wiele, albowiem już wiek autora i twórcy rzekomo znalezionych notatek się
nie zgadza. Jeśli porzuci się to wszystko i spojrzy na "Zuzę" przede
wszystkim jak na poruszającą opowieść o mrocznym danse macabre miłości i śmierci, można wybaczyć i wyświechtany
mocno motyw romansu starszego mężczyzny z młódką lekkich obyczajów, i irytujący
tok dygresji mających budować coś na kształt egzystencjalnej pozycji kobiety
rozwiązłej, i przede wszystkim samą grę w konwencje zmuszającą do myślenia o
tym, czy opowiadana historia ma być traktowana serio.
Mimo
dosadnego smutku przełamywanego nieśmiałymi przejawami ironicznego poczucia
humoru jest to książka chwilami dość pogodnie rozprawiająca się ze zjawiskiem
starości. Tak, stan ten potraktowany jest przez Pilcha jak zjawisko podlegające
obserwacji. Bo starość jest przebiegła i dopada nagle. "Najprzód jej nie ma, i to długo nie
ma. A potem jak już jest, to jest. Krótko i intensywnie - pękanie tętniaków i
gnicie węzłów chłonnych idzie raz-dwa. Pory roku przelatują jak chcą".
Nic tu nie zależy od nas samych. Nigdy nie będziemy na ten etap życia
przygotowani. Bohater Pilcha lub sam Pilch (niepotrzebne skreślić, wybrane
podkreślić) wytacza przeciw jesieni życia potężne działo w postaci miłości -
silnej, kontrowersyjnej i szaleńczo witalnej. Młoda Zuza ze swym niepokojem,
niepokornością, moralną dwuznacznością i korygowaną przez zabiegi medyczne
urodą staje się symbolem czegoś nieuchwytnego. Czegoś, za czym można
bezwarunkowo podążać, bo daje to nadzieję na chwycenie się z życiem za bary -
może ten ostatni, ale bardzo intensywny raz.
Bohaterowie
są w takim wieku, że wszystko im właściwie wypada. Jej jeszcze wypada, jemu
już. Ona korzysta z okazji z przeświadczeniem, iż "metafizyką jest kasa", on się tej kasy pozbywa, próbując
jednocześnie zbliżyć do Zuzy i nakreślić ramy swej wierności, "gdy ciało jest gdzie indziej"
- jej oddaje się innym, jego zaczyna zawodzić. Romans
sam w sobie nie jest niczym szczególnym. Dopiero na granicy żywotności i
wolności oraz samotności, która rodzi frustracje i niepotrzebne nadzieje,
rozgrywa się dramat bez zakończenia. Zostajemy wtłoczeni w sytuację eksploatującą uczuciowo i przyglądamy
się egzystencjalnej próbie pogodzenia z tym, co inne, i z tym, co stanowi
wyzwanie.
"Zuza
albo czas oddalenia" to specyficzna rozprawa z kobiecością. Z jednej
strony - masa bardzo czytelnych albo kontekstowo klarownych fantazji na jej
temat. Z drugiej - przewrotna apoteoza kobiecości sprzedajnej, rozpustnej,
nieujarzmionej i dzikiej. Zuza to trzecia kobieta i w jej blasku
płoną wspomnienia o poprzednich. To pierwsza miłość, która ma pochłonąć
całkowicie. Pierwsze zjawisko zakochania, za którym stać może utrata zdrowego
rozsądku. Niepotrzebny on na tym etapie życia, kiedy to wybiera się najlepsze w
Warszawie miejsce na samobójstwo albo ucieka do prowincjonalnej Wisły, bo tam
czas i myśli płyną nieco inaczej.
Sporo jest o relatywizmie
moralnym. Profesja Zuzy siłą rzeczy sugeruje pewien tok myślenia, w którym
Pilch rozprawia się z tym wszystkim, co po polsku daje obraz wyjątkowej
hipokryzji. Kobiecość Zuzy jest siłą
sprawczą. Idzie za nią zmiana, ożywczy powiew nadziei. To miłość na przekór
starości i trochę jej wbrew. Fascynacja, dzięki której zapomina się o grozie
życia z kredytem zaufania od losu. Czas jest zdecydowanie policzony, ale
przestaje istnieć w ogniu uczucia. Wtedy nawet wspomnienia nie odbierają
przyjemności doświadczania czegoś na nowo. I tkwi w tym wiele melancholii,
wiele naiwnej wiary we własną siłę. W to, że pewne rzeczy można oszukać, a
pewnych nie dostrzegać. Pilch brnie w iluzję niewypowiedzianego. Pozostawia nas
w niepewności tego, co dalej. Formalnie jest to rozegrane mistrzowsko, bo
książka kończy się w momencie, w którym być może zaczynamy wszystko rozumieć.
To taka mądrość życia, które za szybko mija. Życie bohatera zapisków zdążyło
odebrać mu rozsądek, godność, szlachetność i możliwości wyboru, a właśnie o to ostatnie
toczy się szaleńcza walka. Walka o kogoś, o siebie, o samostanowienie i o
poczucie, że można po raz kolejny uniknąć porażki. To książka także o bliskości niepołączenia. O ludzkim oddaleniu i
przeraźliwej samotności, wobec której jest się bezsilnym i bezbronnym przede wszystkim
wówczas, gdy się starzeje. Zuza bowiem nie musi rozumieć, że samotność
postarza dodatkowo. Zuzie jest na rękę to, co proponowane w desperacji. Ważne,
by zmienić perspektywę patrzenia poprzez perspektywę odczuwania. Na ile
ryzykowne są podejmowane kroki, można się przekonać samemu.
To gorzka historia z
komentarzami Llosy, Dostojewskiego, Ciorana czy Pessoi. Opowieść o chwili, w
której aż strach nie skorzystać z możliwości podkradania cudzej witalności.
Pilch fantazjuje na temat relacji tych, którzy się mogą nie spotkać tak samo
intensywnie, bo inne mają oczekiwania wobec siebie. Rozważa powrót do tej całej
sfery uczuć, których nie wypada wyrażać na starość. "Zuza albo czas
oddalenia" to rzecz o próbach zatrzymania w sobie człowieka, dla którego
miłosne doznania stają się szansą ocalenia człowieczeństwa przed niepewną
Fortuną i świadomością rychłego końca. Miłość zrozpaczonego serca może być
równie silna co obojętność swawolnej trzpiotki, dla której młodość to stan
wieczny. Starość wieczna być nie może. Pilch rozważa upływ czasu, utratę
energii, żegna się z ideałami i ironicznie podgryza ten fragment prozy życia,
który jeszcze jest mu podporządkowany. To
mała książka o wielkich sprawach z czasu, dla którego nie mamy zwykle miejsca w
życiu. O intensywności emocjonalnej na przekór nicości. O trudnej drodze
pogodzenia jednego z drugim. Bo uczucie mężczyzny do kobiety młodszej o
czterdzieści lat to nic żenującego, lecz boleśnie prawdziwe spotkanie dwojga
ludzi spragnionych siebie. A może przede wszystkim fantazji do spełnienia
ukrytych w tym drugim.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa pewno przeczytam, gdy tylko wyrobię się z wszelkimi "końcami" roku i innymi.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością czytamvTwoje recenzje i są w pewnym stopniu wskazówką w czasie, gdy nie wiem za co się wziąć. ( A właśnie zakupiłam Wassmo Herbjorg i nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Dobrze?)
Przeczytałam i jakoś dziwnie ta powieść Pilcha koresponduje mi z Iwasiów W powietrzu. Niby o seksie, a jednak narracja prowadzi ku bardziej osobistym wycieczkom. Przeczytałam, ale nie zostanie na długo w mojej głowie.
OdpowiedzUsuń