Pages

2015-07-10

"Ostatnia wola" Joanna Szwechłowicz

Wydawca: Prószyński i S-ka

Data wydania: 2 czerwca 2015

Liczba stron: 280

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 32 zł

Tytuł recenzji: Spotkanie w pałacu

Joanna Szwechłowicz w poprzednim życiu na pewno mieszkała w Wielkopolsce pierwszej połowy XX wieku. Autorka oferuje nam drugą ciekawą powieść kryminalno - obyczajową, która przenosi w ten specyficzny czas naznaczony dwiema wojnami i trudnościami życia w zbiorowości podzielonej dodatkowo przez różnice majątkowe, pozycje społeczne oraz całą masę uprzedzeń wynikających z faktu przesuwania się granic. Tym razem wraz z wyraziście nakreślonymi bohaterami będziemy żegnać 1938 rok w pewnym pałacu na odludziu. Motywacja wszystkich tam obecnych jest jednoznaczna, chociaż nikt o niej wprost nie mówi. Chodzi o majątek, który ma się dostać jednemu z nich. "Ostatnia wola" czytana bardzo uważnie pozwala przewidzieć - rozczarowujące dosyć - zakończenie, ale nie umniejsza to faktu, iż lektura stanowi wyborne źródło rozrywki. Śmiejemy się z samych siebie i dostrzegamy w złowrogiej atmosferze wzajemnych podejrzeń tę część naszego życia, w której wciąż musimy walczyć z tym wszystkim, co nasze człowieczeństwo czyni małym i żałosnym. Szwechłowicz stawia pytania podobne do tych, które pojawiały się na kartach jej debiutanckiej powieści. Tak jak w "Tajemnicy szkoły dla panien" przygląda się ludzkiej obłudzie, obnaża skrywane sekrety, demaskuje dobre miny do złej gry i udowadnia, że każdy z nas pod wpływem okoliczności może porzucić swoją przyzwoitość. A tej nie mają przybywający do Janowca ludzie.

Już kiedy jadą na miejsce, widzimy wyraźnie podziały sygnalizowane klasami wagonów. Każdy wiezie do pałacu wiekowej baronowej swoje własne tajemnice. Nikt nie będzie tym, za kogo się na początku podaje. Towarzystwo zaproszone zostało seryjnie wysłanymi listami, w których 95-letnia Korzycka informuje, że postanawia pożegnać się ze światem, przedstawiając treść swego testamentu. Z członkami licznej rodziny nie łączyły jej żadne więzi. Spotkanie rodzinne ma być spektaklem kompromitacji. Dodatkowo stanie się dobą podejrzeń i oskarżeń pośród animozji i lęków - wtedy, gdy okaże się, że baronowej nie do końca udało się wyreżyserować spotkanie rodzinne.

Pierwszy trup pojawi się już w pociągu. Dwa kolejne będą dziełem przypadku. A może jednak przemyślnego działania. Tylko kto zabił i dlaczego? Joanna Szwechłowicz po zaprezentowaniu nam, kto jest kim w tej fabule, pozostawia bohaterów samych sobie w gmachu zasypanym śniegiem, w którym dodatkowo pada elektryczność i linia telefoniczna. To jest tak, że autorka wtłacza nas w dobrze znaną, klasyczną sytuację powieści z dreszczykiem, a potem z tego charakterystycznego punktu wyjścia prowadzi dalej uzależnionych od jej narracyjnych fantazji. Nie byle jakich! Dynamika zdarzeń to zasługa dialogów. Padły już zarzuty od czytelników, że ta książka jest nieco przegadana. Nic bardziej mylnego, właśnie na rozmowach pełnych wątpliwości co do intencji interlokutorów budowane jest napięcie utrzymane spektakularnie do ostatniej strony. A może do ostatniej woli jednak, bo w oczekiwaniu na tę właśnie wszyscy członkowie rodziny Korzyckich zapominają się na chwilę i ujawniają te cechy, które na co dzień ukrywali.

A co o nich wiemy na początku? Aleksander jest benedyktynem, takim dosyć postępowym duchownym, bo jego liberalizm nie przystoi piastowanej funkcji w czasach, w których rozmowy np. o równości płci czy homoseksualizmie są rozmowami w zasadzie szeptanymi. Aleksander nie szepcze. Komunikuje się jasno i zrozumiale. Podobnie jak Urszula Klimt, najciekawsza chyba postać powieści. Urszula jest uczulona na mężczyzn, nosi spodnie, świadomie pisze romansowe szmiry dla zarobku, a w specyficznej sytuacji zamknięcia z dwoma trupami w pałacu widzi szansę na rozwinięcie zdolności dedukcyjnych. Urszula jest też baczną i złośliwą obserwatorką. Udowadnia, że "pisarzy cechuje wrodzona bezlitosność wobec bliźnich". Mamy do czynienia z alter ego autorki? Niekoniecznie. Postać Klimt wywołuje dodatkowy rodzaj niepewności i jeszcze więcej kłótni. Klimt jest wyrazistym spiritus movens intrygi z tej powieści, choć ojciec Aleksander przejmuje rolę tego, który wyjaśni wszelkie wątpliwości.

W tajemniczym gronie czyhającym na spadek są także dyplomata Tadeusz, lekarz Ignacy, urzędniczka Nina, jej ciotka Wanda oraz ekscentryczne małżeństwo Rowińskich. Wokół nich orbituje rezolutna trzynastolatka, awangardowo wychowywana przez swą matkę - pisarkę. Towarzystwo nie tyle doborowe, ile przede wszystkim toksyczne dla siebie. W sytuacji odcięcia od świata każdy jest w stanie spoglądać wilkiem na towarzysza. Tym bardziej że jeden z nich straci życie, a mordercą z pewnością będzie ktoś z tego grona.

Joanna Szwechłowicz sytuuje swych bohaterów w bardzo trudnym czasie. Tadeusz przewiduje, że niebawem zacznie się wyniszczająca, długoletnia wojna. Ojciec Aleksander również jest o tym przekonany. Dodatkowo pałac znajduje się przy granicy niemieckiej. Widmo koszmaru drugiej wojny światowej tkwi gdzieś w tle, podobnie jak obcesowa ciotka, która podczas spotkania z przybyszami otwarcie oznajmia, iż żadnemu z nich nie należy się spadek. Dlaczego w takim razie są tak zdeterminowani, by eliminować się w zasypanym białym puchem pałacu? Kim są, skoro na zbrodnię reagują w groteskowy sposób? Przecież niekonwencjonalna żałoba to tylko początek odkrywania w portretowanych ludziach innych twarzy niż te, które dali poznać światu...

"Ostatnia wola" jest rozprawą z ludzkimi ograniczeniami i z bezdusznością. Szwechłowicz mogłaby tak skonstruowaną fabułę umieścić właściwie w każdej epoce, każdym wieku. Tutaj data historyczna jest o tyle ważna, że czytamy z przejęciem o działaniach, które za dziewięć miesięcy zdałyby się śmieszne i nieważne. Intryga kryminalna wprowadza nas w świat ludzi, dla których liczą się osobiste korzyści i zaspokajanie potrzeb, z których niekoniecznie trzeba być dumnym. Autorka wtłacza bohaterów w sytuację ekstremalną i z niej wydobywa wszystko to, co skrywa się za parawanem pozorów, a co bardzo łatwo wydobyć. Rodzinne piekło przepełnione obłudą to także spektakl tego, jak człowiek reagować może w sytuacji zagrożenia swego dobrego imienia. Co buduje to dobre imię? Co tak naprawdę wiemy o drugim człowieku, jeśli nie przyjrzymy się uważnie jego biografii i zachowaniom? Baronowa Korzycka urządza sobie świetne przedstawienie, znając wiele niewygodnych faktów z życia swej rodziny. Szkoda tylko, że nie będzie w stanie go reżyserować do końca. Szkoda też, że Szwechłowicz dość mocno skondensowała swoją powieść, bo w gruncie rzeczy ocieramy się jedynie o coraz to nowe sensacje z życia licznych bohaterów, nie do końca wyczerpująco poznając motywacje. Mimo to przyjemność lektury napisanej piękną polszczyzną czeka na każdego, kto sięgnie po "Ostatnią wolę".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz