Wydawca: Od
Deski Do Deski
Data wydania: 22 maja 2015
Liczba stron: 430
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 39 zł
Tytuł recenzji: Straszne lata życia
Łukasz Orbitowski - idąc w stronę prozy realistycznej, której
kierunek i tematykę nadała "Szczęśliwa ziemia" - napisał na
zamówienie prawdopodobnie najlepszą swoją powieść. Czyta się "Inną
duszę" z rozpaczliwym przekonaniem, że wydostać się z tego okrutnego
świata przedstawionego nie będzie można już nigdy. Być może stanie się to,
czego doświadczył Jędrek, główny bohater książki. Świat zamknął mu się w
określonym miejscu i określonym czasie. Przeznaczenie się wypełniło. Nic już
nie będzie inne, bo wszystko pozostało takie jak w momencie aresztowania za dwa
brutalne morderstwa, które przed laty naznaczyły bydgoską opinię publiczną, a z
zabójcy uczyniło nastoletniego potwora. Orbitowski
ukazuje, jak tragicznie skończyć się mogą najpiękniejsze rzekomo lata naszego
życia, na kartach tej powieści ukazane w konwencji sielanki przełamanej
smutkiem, potem coraz gorszym rozczarowaniem, coraz większym fatalizmem i coraz
mocniej gruntowanym przekonaniem o tym, że nie można uciec od szarej,
przygnębiającej rzeczywistości i nic nie zmieni jej na lepsze. Bardzo
wyrazista, zapadająca w pamięć proza. Narracja przepełniona chłodem, pewnym
wyrachowaniem, a jednocześnie czułością - nawet dla Jędrka. Jakże to tak, z
mordercy czynić bohatera literackiego i to w dodatku doskonale napisanej
książki?! Autor nikogo w niej nie rozgrzesza. Nikomu też nie daje prawa do
sądzenia innych i poniewierania nimi.
Zło jest bardzo czytelne
tylko w momencie opisu zabijania. Tymczasem "Inna dusza" rozprawia
się z takim niedostrzeganym na pozór złem wokół. Nie ma w nim niczego
spektakularnego, a jednak jest tak bezkompromisowe. Niesprawiedliwe jak śmierć
innej ofiary. Nie tej zamordowanej, cierpiącej od ciosów. To ktoś, kto w
zakończeniu umiera smutną śmiercią po smutnym i boleśnie naznaczonym przez
dożywającego starości kata życiu polegającym na byciu niewidzialnym. Orbitowski każe rewidować poglądy i opinie.
Na sprawę morderstw, do których przyznał się przed laty cukiernik z bydgoskiego
Fordonu, nakłada nieco inną perspektywę poznawczą. To nie motywy zabijania będą
najważniejsze. Kto wie, czy czytelnik nie pozostanie ze swym rozpaczliwym
pytaniem o motywacje mordu, na które nie znajdzie odpowiedzi. Ta powieść
odsłania skomplikowane zależności rodzinne połączone z trudem budowania nowej
Polski. To także obraz Polski katolickiej, kiedy równie wielki tłum wita Jana
Pawła II, co wygraża zdemaskowanemu zbrodniarzowi, odsądzając go od czci i
wiary, agresywnie, bez cienia chrześcijańskiego miłosierdzia...
A wszystko zaczyna się
zwyczajnie, bardzo zwyczajnie. Mamy rok 1995 i trzech chłopaków, którzy starają
się myśleć tylko o dniu dzisiejszym, bo planowanie przyszłości nie jest ich
domeną, zostawiają to rodzicom. Darek to postać drugiego planu. Pewien cień w
opowieści o męskiej przyjaźni, bo tak naprawdę potem ważna będzie tylko
zależność między Jędrkiem Boruckim a jego młodszym kumplem Krzyśkiem Hoppem.
Otrzymujemy także dwa rodzaje narracji. Ta mroczna, pozbawiona emocji,
metodycznie opisująca rzeczywistość i poczynania Jędrka. Ta bardziej
emocjonalna, choć także surowa, opowieść Krzyśka - w niej jego ciepłe
określenia ojca niszczącego życie rodziny, labilnego emocjonalnie, wikłającego
żonę i syna w sieć toksycznych zależności, męczącego ich sobą na niewielkim
metrażu, wciąż na nowo przypominającego o tym, że ta rodzina to klęska. Autor "Widm" w taki sposób
operuje dwiema perspektywami, że z czasem widzimy, iż Krzysiek staje się jedyną
osobą z otoczenia Jędrka, która widzi go takim, jaki jest naprawdę. W swej
grozie i bezkompromisowości rodzi się także szacunek. Prawdziwa empatia. Coś,
czego Jędrek nie zazna nigdy, a już na pewno nie na sali sądowej.
Boruccy to porządna,
poukładana rodzina. Ojciec Jędrka fach geodety przenosi do życia prywatnego,
planując życie swojej żony i syna w domu zasad, rytuałów, kontroli i porządku.
Od tego wszystkiego ucieka Jędrek, ale nie tam, dokąd uciekają jego rówieśnicy.
Przejażdżki rowerowe, strzelanie z procy, zbliżenia cielesne z osiedlową
cichodajką czy siłownia albo gry na konsoli - to wszystko jest gdzieś obok
Jędrka, on nie jest w stanie się w to zaangażować. Cała bydgoska rzeczywistość
tkwi w oddaleniu, nie mając możliwości poznania, co siedzi w głowie Jędrka. Co
nim powoduje, że wykorzystuje nóż do wbijania w ludzkie ciało, że chce być za
wszelką cenę w wojsku, że patrzy na świat innym wzrokiem, że to jakby inna
dusza jest. Sam Jędrek też męczy się ze sobą. "To jest nie do wytrzymania. Znaczy, tak mi się wydaje, że z takim
duchem w środku strasznie ciężko żyć, zwłaszcza jak on chce czegoś, na co ty
nie masz ochoty". Łukasz
Orbitowski nie ułatwia nam zadania zrozumienia swojego głównego bohatera. Dużo
więcej możemy ujrzeć i zrozumieć, jeśli spojrzymy na niego oczyma Krzyśka Hoppego.
Jemu życie nie zatrzymało się tak jak Jędrkowi. A może jednak? Kto cierpi w
tej narracji najbardziej i kto stałby się kolejnym celem Jędrkowego noża, gdyby
chłopak po pierwszej, precyzyjnie dokonanej zbrodni, podczas drugiej nie
popełnił tak wielu błędów, umożliwiając błyskawiczne dotarcie do siebie organom
sprawiedliwości?
Autor "Szczęśliwej
ziemi" zmusza nas do uważnej obserwacji zachowań, których nie jesteśmy w
stanie zrozumieć. Jędrek to taki dobry, uczynny chłopak. Zlew naprawi, samochód
umyje. Nawet pokój pomaluje. Nic to, że pokój należał do ofiary, a kat zbliża
się do jej rodziny, wchodząc z nią w toksyczne zależności. Nic tu nie jest
jasne i logiczne, nie ma jakiejś możliwości zaczepienia swego zdrowego rozsądku
i zrozumienia nieco więcej. "Inna
dusza" to opowieść o potwornym wyobcowaniu, o okolicznościach
niełagodzących i o niemożności zrozumienia, skąd biorą się różne formy
ludzkiego cierpienia i które są bardziej opresyjne. W tej książce dopada
nas autorska precyzja słów przesyconych grozą na tyle, by w mroczny sposób
hipnotyzowały. To fikcja oparta na faktach, w związku z tym można przewidzieć,
co się wydarzy. Czy najważniejsze są jednak zdarzenia? Ta rzecz to anatomia
cichej tragedii, niejednej i nieskończenie bardziej skomplikowanej niż można
wywnioskować po faktach czy słowach. Orbitowski
umieszcza nas między chłopakami bezwolnymi w swym tragizmie oraz w czasie,
który naznaczały niepewność i trud. Straszne jest nie tylko to, co w
Jędrku. Straszni jesteśmy my sami, stojący obok kogoś takiego. Straszny był
czas i okoliczności, ale to nie one decydują o tym, co się stanie. Niejedna
inna dusza wędruje po świecie, w którym nie może zaznać zrozumienia. Łukasz
Orbitowski pochylił się nad tymi, którzy - z racji wieku - byli mu bliżsi i
pokazał ten przerażający moment, kiedy życie może się zatrzymać, choć nadal
żyjemy... Mroczna, wyrazista proza pozostawiająca ślad na zawsze.
Bardzo lubię twórczość literacką pana Orbitowskiego. Gorzej z samym panem Orbitowskim. Podobnie mam z Twardochem. Na szczęście niechęć do osoby nie musi przekładać się na jej twórczość
OdpowiedzUsuńA niby co z nim nie tak????? :-o
UsuńJa podobnie jak Zośka Maj nie przepadam za Orbitowskim (jako osobą). Zraziłam się do niego podczas lektury "Zapisków nosorożca".
OdpowiedzUsuńNie czytałam książki, a chyba by mi się spodobała. Coś tak czuję.
OdpowiedzUsuńPolubiłam Orbitowskiego jako człowieka po wywiadzie z nim w "Polityce", a " Inna dusza" zauroczyła mnie pomysłami formalnymi np.narracja: behawioralna przy przybliżaniu Postaci Jędrka i prowadzona przez Jrzysia Hoppe,którego trudno nie polubić,cenię takze u pisarza poczucie humoru,Orbitowski ma ten dar.
OdpowiedzUsuńJa osobiście wychowałem się w Bydgoszczy i powinienem się czepiać szczegółów w "Innej duszy", a tak na prawdę nie mam do czego. Świetnie napisana książka i do tego z mnóstwem bydgoskich smaczków. Dawno nie wciągnęła mnie tak książka.
OdpowiedzUsuń