Pages

2015-08-04

"Dysforia. Przypadki mieszczan polskich" Marcin Kołodziejczyk

Wydawca: Wielka Litera

Data wydania: 13 maja 2015

Liczba stron: 286

Oprawa: twarda

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Zbliżenia na człowieczeństwo

Marcin Kołodziejczyk tnie miejską tkankę niezwykle ostrym skalpelem ironii i sarkazmu. Teksty zebrane w tym zbiorze mają charakter opowiadań - wszystkie odnoszą się do ludzkiej krzywdy, niesprawiedliwości, zawiści i wszelkiego rodzaju małości, jakie wytworzyć może przestrzeń miejska ze swą bezkompromisowością. Jesteśmy w Warszawie. "(...) Tu ludzie robią sobie nawzajem krzywdę, jeśli się zbyt do siebie zbliżą". Kołodziejczyk przygląda się mieszczanom - tym nowoczesnym i tym bardzo archaicznym. Część z nich uważa związki ludzkie za anachroniczne, a ciążę za chorobę weneryczną. Rozpaczliwie samotni i dosadnie osobni. Wszyscy winni są wszystkiemu i każdy stara się część swojej winy zrzucić na innych. "Dysforia" opowiada o Polakach żałośnie wpatrzonych w swych sąsiadów, "przyjaciół", współpracowników, szefów i członków rodziny. W nich topią swoje zgryzoty, szukając drogi spełnienia. Poczucie spełnionego życia właściwie każdemu jest obce. Wciąż czegoś brakuje, jest jakiś niedobór albo rozpaczliwy nadmiar. Piętnaście opowieści, które piętnują, śmieszą, pobudzają do refleksji. Dość nierówny to zbiorek, bo nie wszystkie teksty są dobre. Zaskakuje jednak wielość perspektyw i specyficzny rodzaj spostrzegawczości. Podglądamy samych siebie - z siebie się śmiejemy i nad sobą litujemy.

Kołodziejczyk wyraźnie odróżnia to, co prywatne, od tego, co uwalniane na zewnątrz w przestrzeni publicznej. Jego bohaterowie są inni sami dla siebie, a inaczej reagują i myślą w interakcjach z otoczeniem. Różnego rodzaju interakcje są tutaj opisane. Zdarzają się teksty bardzo wtórne tematycznie, z których niewiele da się wykrzesać jedynie samym stylem czy fantazją. Do nich należą "Nasza rodzina" w udręczeniu ukazująca rodzinne piekło świątecznych spotkań przy stole czy "Człowiek, jakiego nie widzieli" o sukcesie i upadku dzielnego wojownika o dobry zarobek, niezłe zioło i fajną miejscówkę w krwiożerczym kapitalizmie o tak niewdzięcznych dwóch obliczach. Tak, to było już setki razy i na różne sposoby przedstawiane, ale dwa słabsze teksty nie ujmują wartości "Dysforii". Tym bardziej, że znajdują się tam tak wartościowe perełki jak "Wieczór poezji współczesnej pod okiem animatorki kulturalnej" o tragikomizmie i kondycji proroków na marginesie życia oraz "Czy rozmawiał pan z Modestem?" o stołecznym reporterze, który z egzaltowaną (nad)wrażliwością pochyla się nad krzywdą oraz szarością życia górniczej braci, zmuszonym do powrotu z powodu braku czystych skarpetek i majtek.

"Dysforia" to wielogłosowa opowieść o patologii wrośnięcia w pewne miejsce i dzikości wdzierania się do miasta z prowincji. Biografie ludności napływowej tańczą szaleńczy danse macabre z tymi, którzy żyją Warszawą od zawsze, wkomponowani w nią już od czasu powstania w 1944 roku. Dobrym punktem widokowym jest balkon nowoczesnego bloku na Tarchominie albo miejscówka w Parku Skaryszewskim, gdzie zmęczeni robotą choć na chwilę chcą zapomnieć o szarości dnia codziennego czy wielkich dupach żon. Marcin Kołodziejczyk punktuje te wszystkie pęknięcia, do których dostaje się gorycz i żal - że można było inaczej, ale się nie udało. Podkreśla silny dynamizm miasta i oczywistość, której wielu się opiera. W nim trzeba żyć szybko, szybko podejmować decyzje, akceptować zmiany i podążać wciąż za nowymi wyzwaniami. Bo margines, na którym się ląduje bez dostosowania do zasad, jest poniżający i okrutny. Polscy mieszczanie toczą boje na bardzo wielu frontach. "Dysforia" przygląda się im z zainteresowaniem i współczuciem, chociaż komizm zdaje się mówić nam także o tym, że wielu traktuje siebie nazbyt serio.

Oddanie rytmu wielkomiejskiego życia idzie w parze z kpiną i współczuciem. Autor wkracza w te zakazane rewiry, skąd można widzieć i słyszeć więcej. Wyłuskiwane są niuanse - ze słów i zachowań. Narysowane wyraźną kreską sytuacje wymagają komentarza czytelnika, bo przecież nic nie dzieje się w tych tekstach bez powodu. Najwięcej jest odcieni miejskiego egocentryzmu. To z niego rodzi się tak wiele frustracji, kiedy próbujemy przyłożyć do tętniącej życiem Warszawy własną siatkę pojęć definiującą to, co widzimy i odczuwamy. Kołodziejczyk punktuje wszystkich tych, dla których okazanie empatii staje się wyczynem. Jednocześnie stara się pokazać, że każdy nosi w sobie sporo dobra, tylko jest ono gdzieś po drodze zadeptane w miejskiej dżungli. Prawdopodobnie - a jakże! - przez innych. Tych innych, obcych sobie jest w tekstach Kołodziejczyka bardzo wielu. Są fałszywi albo nadmiernie skłonni do okazywania uczuć. Są obserwatorzy - dla nich wszystko wokół to określone dzianie się, z którego nic nie wynika. Są też tacy, którzy naprawdę cierpią - jak w przejmującym tekście "Panika wśród Józefów" o bezsilności ojców starających się o opiekę nad dziećmi. Pojawia się też czas miniony, dla wielu bardzo ważny, dla równie wielu do zapomnienia. Są ci, którzy aranżują sobie mieszkania nowocześnie, i tacy, którzy nie są w stanie przemeblować sobie w głowie, wciąż osadzeni w innym czasie i systemie.

To nie jest książka, która ma utyskiwać na przedstawioną rzeczywistość. To taki zbiór historii bolesnych, strasznych, przygnębiających i komicznych. Przegląd życiorysów gdzieś po drodze złamanych i nie przez wielki zryw, wojnę czy inny możliwy kataklizm. Marcin Kołodziejczyk subtelnie zarysowuje tło, w którym zmieniamy się na niekorzyść. Momenty, w których rodzi się gniew, zazdrość, poczucie wyobcowania czy zwyczajna złośliwość. Oddech miasta tworzą jej mieszkańcy. Czy będą to chłopcy z okolic Targowej, zapracowani rodzice w poczekalni szkoły baletu, zawistne koleżanki śledzące upadek związku czy podglądający swą nowoczesną i modną panią robotnik z dyplomem filozofii. "Dysforia" portretuje światy, w których zagubieni są portretowani, ironicznie i czule. To taka książka oprowadzająca nas po różnych miejscach, w których słyszymy opowieści niby znane, a jednak czasem zaskakujące. To przykład literatury lojalnej wobec życia i książka dająca szerszą perspektywę. Miasto staje się centrum pytań o to, jak wyrazić siebie właściwie i w jaki sposób wieść udane życie. Dobrze napisane, działające na wyobraźnię. Dozwolone w czytaniu przypadkowym i uporządkowanym. Tak jak modele życia pochmurnych i zakompleksionych mieszczan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz