Wydawca: Dowody
na Istnienie
Data wydania: 15 maja 2015
Liczba stron: 220
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 42 zł
Tytuł recenzji: Poza turystyczny folder...
"Międzyrzecz" Piotra Ibrahima Kalwasa traktowała między innymi o przekraczaniu kolejnych
granic, otwieraniu kolejnych zamkniętych drzwi. Ten zbiór reportaży -
wstrząsający, bezkompromisowy i czuły jednocześnie - to taka droga ku kolejnym
granicom, za którymi czają się niemoc i niezrozumienie. Kalwas wrósł w Egipt i jednocześnie nieustannie się mu dziwi. To
książka o tym zdziwieniu. O sposobie, w jaki poznaje się rzeczywistość
niemożliwą do ogarnięcia za pomocą znanych nam kategorii myślowych. Zresztą
samemu autorowi należy oddać głos już na samym początku. "Zakładam, że cały czas się mylę, gdy piszę o Egipcie. Tu
rzeczywistość jest trudna do przeniknięcia racjonalnym umysłem europejskim,
zmyla, oszukuje, zwodzi, ciągle ze mnie złośliwie się śmieje". Pytania
rodzą się jednak nie tyle z troski czy autentycznego zdziwienia, ile przede
wszystkim... z miłości. Nieprawdopodobna jest moc tej publikacji, w której
miłość i nienawiść toczą ze sobą bój. O czytelnika i jego sposób pojmowania
Egiptu, ale także o samego Kalwasa, dla którego pisanie tych reportaży było być
może jedną z trudniejszych rzeczy, jakich musiał się w życiu podjąć.
Nie
będzie opisów żadnych plaż, kurortów, atrakcji turystycznych czy śledzenia
szlaku, po którym poruszają się cudzoziemcy, niczego tak naprawdę nieświadomi.
Będzie za to oddech prawdziwego Egiptu. Taki nieświeży bardzo, lecz głęboki.
Kalwas unika wyniosłości człowieka Zachodu, bo tak naprawdę czuje się
obywatelem Egiptu. Tak, obywatelem. Nie numerem ewidencyjnym identyfikowanym
przez przynależność do trzech religii. Wybór spory, a poza nim pustka i strach.
Bo ateiści, którzy żyją w Egipcie i którzy opowiadają swoje straszne historie o
wyobcowaniu, nigdy nie poczują się bezpiecznie. Jedynie islam daje gwarancję
zgodnego funkcjonowania w wytyczonym przezeń status quo. To przestrzeń
kontrastów i absurdów. Różnego rodzaju ograniczeń i pokornej zgody na nie.
Egiptem rządzi się twardą ręką, bo inaczej rządzić nie sposób. Wywalczona
namiastka wolności z 2011 roku powoduje zagubienie i ten smutny rodzaj
niemożności odnalezienia się w czymś, co staje się opresyjne. Bo wolność i
demokracja długo jeszcze nie zawitają do tego kraju, o ile Egipcjanie nie
zaczną zmian od samych siebie, swojej mentalności skrytej pośród szeregu
irracjonalnych przekonań i zachowań oraz w tradycjonalizmie, który nie zna
przebaczenia i nie toleruje jakiejkolwiek inności.
To
nie jest książka dla czytelników o słabych nerwach. Wstrząsające i dokładne
opisy obrzezania dziewczynek czy uboju zwierząt są bardzo mocnymi punktami tej
publikacji. To także kwestie, które zupełnie nie będą mieścić się w głowie
człowieka Zachodu naprawdę starającego się zrozumieć, czym jest Egipt.
Chitan - zabieg, o którym nikt nie mówi. Jednocześnie czynność, jakiej
poddawana jest ogromna większość egipskich dziewczynek. Czasem i kobiet, bo
niekiedy trzeba poprawić zabieg. Czasami przypłacany życiem. Bo przecież
kobieta nie ma prawa mieć jakiejkolwiek przyjemności z seksu. Ma zostać
przyporządkowana mężczyźnie i być tylko jego. Kalwas opisuje szczegóły
aranżowania małżeństw, a raczej słucha o nich, nie mogąc wyjść z zadziwienia
sytuacją. Piekło kobiet, to dotyczące obrzezania, ale potem także różnego
rodzaju przemocy w związkach małżeńskich, to jeden z licznych tematów tabu w
Egipcie. A takich tematów Kalwas szuka przede wszystkim. Takich, do których nie
można dotrzeć jakoś bezpośrednio. Bycie muzułmaninem to często bycie okrutnym
hipokrytą. Tę tezę udowadnia wielość rozmów, podczas których autor książki
wciąż na nowo otwierał szeroko oczy ze zdumieniem, ale także zwyczajnie się
wściekał. Nieprzypadkowo pojawia się w tekście taka oto refleksja: "To cudowny, nieodgadniony, pojebany
kraj".
Co w nim cudownego i
nieodgadnionego - o tym zdaje się jest najmniej. "Egipt: haram halal" to w pewnym stopniu enigmatyczna
książka, w której trudno odnaleźć czytelne powody przywiązania autora do
opisywanego kraju. Czułość i delikatność przedzierają się nieśmiało przez
teksty pełne gniewu. Jest tam miejsce na bliskość duchową z Egiptem. Są pewne
ślady, które Kalwas tylko sygnalizuje. Bo przecież nie kocha Egiptu li tylko za
wspaniałą kuchnię, morski klimat Aleksandrii czy inny niż europejski upływ
czasu. Kto wie, czy te reportaże tak zaangażowane społecznie i roszczące
sobie prawo do bycia tekstami publicystycznymi wywołującymi komentarze,
dychotomię przywiązania i oddalenia nie rysują celowo tak wyraźnie.
"Egipt: haram halal" ma być dyskusyjny. Zrodził się z niezgody i
bliskości jednocześnie. Kalwas czuje Egipt właściwie każdym zmysłem - jak
Nadżib Mahfuz. W przeciwieństwie do utytułowanego prozaika stara się pytać i
rozważać każdy, najbardziej nawet wstydliwy problem.
Egipt to państwo z obsesją
spisków. Zanurzone w irracjonalnych teoriach i gloryfikujące przeszłość.
Świetna metafora aleksandryjskiej arterii komunikacyjnej obrazuje brak
muzułmańskiego poszanowania dla życia i troski o nie. Kult śmierci i wizja raju
- w tym wszystkim tkwi się bardzo silnie, jeśli kieruje nami niejeden kostyczny
zapis z Koranu i gdy sami nie chcemy zadbać o to, co tak pielęgnują choćby
Europejczycy - przyszłość, z planami i możliwościami. Egipt zamknął się w swoim charakterystycznym czasie teraźniejszym.
Kalwas zadaje pytanie o to, jakiej kolejnej rewolucji po 2011 roku Egipcjanie
tak naprawdę potrzebują. Co zrobić z tą namiastką wolności, która pojawiła się
i stanowi źródło konsternacji. Co z myśleniem o innych ludziach, co z
wzajemnym szacunkiem, co z tym przeklętym myśleniem mitycznym wciąż na nowo
zastępującym myślenie logiczne.
Trudno jest kochać kraj, w
którym upokarzająca hierarchia społeczna wyznacza ci miejsce na zawsze. Trudno
wtopić się w panoramę Aleksandrii, na której ulicach pojawia się tak wiele
agresji, wrogości i niepojętych uprzedzeń. Trudno opowiedzieć się po stronie
religii, bo ta może mieć wiele twarzy i może wywoływać konflikty, przy których
okrutna historia udowadnia, iż inaczej, lepiej, nigdy nie będzie. Reportaże Piotra Ibrahima Kalwasa to
świadectwo niezwykłej otwartości umysłu, dowód wielkiej empatii autora i jego
bezkompromisowości. Wiele z pytań nie powinno paść w Egipcie, nie mówiąc
już o udzielaniu na nie odpowiedzi. "Egipt: haram halal" stara się
osadzić współczesne problemy kraju w kontekście wojen, konfliktów, prowokacji i
uprzedzeń, z którymi Egipcjanie żyją za pan brat od wieków. Mentalność polegająca
na uległości i dopasowaniu nigdy nie zmienią Egiptu na modłę państw Zachodu.
Nikt chyba tego jednak nie oczekuje. Warto jedynie podkreślić, co i jak
intensywnie wywołuje cofanie się państwowości egipskiej i tkwienie w mroku,
który Europa pożegnała już w średniowieczu. Bardzo wartościowe, inteligentnie
skonstruowane i istotne teksty. Trudno krytykować z miłości, autorowi "Tariki" się to udało. Co z nami pozostanie po lekturze? Pytanie
równie otwarte co drugie, które można postawić. Co mianowicie zmieniło się w
świadomości niektórych rozmówców autora? Czy cokolwiek? Mroczna, przejmująca
rzecz. Reportaże z piekła, które czasem bywa prawdziwym rajem. Brawo za pomysł
i brawo za odwagę!
Tak jest, czytając zbiór ostatni reportaży Piotra Ibrahima Kalwasa, warto pamiętać, że jest on m.in. autorem "Międzyrzeczy" "Tariki", "Domu", książek, w których jest zapewne mniej opisów okrucieństwa, ale prawda o świecie i o człowieka przybiera formy równie paradoksalne.
OdpowiedzUsuń