Wydawca: Znak
Data wydania: 23 września 2015
Liczba stron: 262
Oprawa: twarda
Cena det.: 37,90 zł
Tytuł recenzji: Grzechy nasze rodzinne
Sztuką jest napisać o
rzeczach dość oczywistych w sposób wywołujący i refleksję, i trwogę, i ten
rodzaj przejmującego smutku, który miesza się ze współczuciem oraz
przekonaniem, iż czytana narracja rozgrywa się być może za ścianą, tuż obok,
wciąż na nowo, stale tragiczna i wiecznie uwierająca. Sylwia Chutnik wstrząsa swą "Jolantą". Opowieścią - co
charakterystyczne dla autorki - z bardzo czytelnym warszawskim adresem i niezwykle
symbolicznym przesłaniem: dziedzicząc cechy naszych rodziców, dziedziczymy
także ich przywary, lęki i niedyspozycje życiowe. Poszukujemy ciepła,
którego nam nie dano i wędrując we mgle, wciąż wpadamy na tych niepokojących
nas ludzi, którzy nie są w stanie dźwigać z nami brzemienia porzucenia i
strachu. "Jolanta" jest historią o trudzie, a właściwie niemożności
życia własnym życiem, którego scenariusz okrutnie napisali już oddalający się
wcześniej bliscy. To opowieść o kobiecie, która chce kochać kompulsywnie i
desperacko, ale nigdy nie jest gotowa na to, by odwzajemnić miłość. To także barwna
panorama jakże ponurego Żerania, na którym życie zastyga w oczywistych formach
i nie ma prawa wyjść poza nie. Przejmująca narracja o poczuciu braku i o
wydobywaniu z siebie siły do walki z własnymi demonami.
Jola i Piotr wydostali się z
miejsca, które matka utraciła po wypadku samochodowym. Wychowywani byli przez
rodziców krótko, aby nagle zostać zmuszonymi do tego, żeby zająć się sobą. Jola
była zawsze starą maleńką, która doszła do perfekcji w sztuce mimikry i bardzo
jej było przykro, gdy niekiedy zdarzyło się jej jakoś wyglądać i być zauważaną.
Wtedy chciałaby się schować, ale należało coś powiedzieć lub coś zrobić, a to
było chyba najgorsze. Trzymane w dłoni kolorowe szkiełko od zawsze było
symbolem jakiegoś alternatywnego świata niespełnionych marzeń. Potrzeb przede
wszystkim. Bo Jolanta miała dziecięce i dziewczęce potrzeby, których nie
zaspokajano.
Ojciec dość szybko
wymiksował się z odpowiedzialności za swą rodzinę. Matka przeżyła to jakoś do
wewnątrz, zewnętrznie korzystając z uśmierzającej mocy alkoholu. Gdy i ona
odeszła, Jolanta została tak bardzo osobna, że nie dała rady wyjść
jakiejkolwiek formie świata naprzeciw. Samotność
stała się stanem niejako wypracowanym. Bez wzlotów i upadków, bez większych
przeżyć i bez treści. Życiowa fabuła kulała pod ciosami losu i wciąż
zapisywała dzieje Jolanty jako tej, która tęskni, ale się nie otwiera. Trzy
imperatywy ukształtowały się w niej bardzo szybko. Za nic w świecie nie mówić o
sobie, nie ufać ludziom, nie odczuwać zbyt wiele. I jeszcze ten strach, który
wywołały słowa dozorcy pewnego świątecznego wieczoru. "A ty nie boisz się tak tu żyć?". Jolanta nie miała
pojęcia, o jakim strachu słyszy, ale poczuła go bardzo dotkliwie, kiedy na
przekór wszystkiemu postanowiła stworzyć stabilną i kochającą rodzinę. Taką,
której nigdy nie miała. Na czym budować, jeśli fundament to pustka? Jak wejść w
dorosłe życie, skoro dzieciństwo woła wciąż o swój czas, swoje gesty, swoje
przytulenia i swoją czułość?
Koleżanka wieści jej bardzo
proste życie. "Będziesz chodziła do
pracy w zakładach i o piętnastej wracała do domu. Nastawisz herbaty, urodzisz
dzieci i posmarujesz twarz kremem Nivea". Być może w podobny sposób
żyła Halina, ale nie dane to będzie Jolancie, zaniedbującej swoją Jadzię. Trzy
kobiety - jedna martwa, druga przedwcześnie dojrzała, trzecia niemowlęciem
będąca. Każda nieszczęśliwa, bo można czuć to nieszczęście już od kołyski, a
śmierć przynosi jedynie ukojenie, kiedy ramy życia przeraźliwie boleśnie
ograniczają to, czego chcemy w tym życiu dokonać.
"Jolanta"
to powieść o kondycji dziecka z rozbitej rodziny. O dziedziczeniu strachu i o
tym, że kumuluje się w nas, pozostając w świadomości na zawsze. Ale to także
książka o domu, który się rozpada i jest miejscem opresji albo ogromnego braku. "Kiedy uwiera nas dom, to zaczynamy
rozglądać się wokoło, w poszukiwaniu innych zacumowań". Jolanta to
robi - działa po omacku, bez wewnętrznego kompasu, bez planu i bez
konsekwencji. Jedyne, co jej pozostało, to te nieliczne okruchy wspomnień o
szczęśliwym życiu i pustka, w jakiej żyje w roli żony i matki. Przejęła taką
spuściznę niemego lamentu oraz pokornego cierpienia w ciszy. Nie może oddać
życiu razów. Nie złości się na ojca, którego potem widuje, i na matkę, której
już nie zobaczy. Chutnik kreśli obraz
bolesnego pogodzenia z losem i opowiada historię za jedną z tych, które żyją po
cichu, bez zwracania na siebie uwagi. Okres transformacji ustrojowej,
zaznaczany tu dość wyraźnie, nie ma większego wpływu na działania i
przemyślenia tytułowej bohaterki. Nie jest to też, w moim odczuciu, książka o
polskiej przemianie i o nowym ładzie, w którym każdy jest zagubiony. Jolanta ze
swym lękiem i smutkiem jest gdzieś ponad tym, choć jej mąż najpierw korzysta,
potem ponosi konsekwencje korzystania z możliwości nowego ustroju. A ona sama?
Nauczyła się chować przed innymi i tylko tę umiejętność opanowała do perfekcji.
Jedynym stałym punktem w jej życiu jest żerański komin. Groteskowa i smutna
latarnia morska, która więcej zaciemnia niż rozświetla.
Sylwia Chutnik prowokuje
do dyskusji o tym, jak mało odporni możemy być na traumatyczny spadek po
rodzicach, którzy odchodzą. "Jolanta"
jest fantazją na temat ludzkiego opuszczenia i o niemożności znalezienia w
drugim człowieku czegoś stałego, co mogłoby być prawdziwą morską latarnią, punktem
odniesienia i miejscem, skąd wiedzie droga do zaufania i spełnienia. Osobni
mieszkańcy przyfabrycznego osiedla doskonalą się w cierpieniu wewnętrznym,
unikając głoszenia wszem wobec o swych troskach, a Jolanta staje się mistrzynią
cierpienia tak do środka. Chutnik wydobywa ze swojej bohaterki i całego tego
ponurego żerańskiego świata skazy, których nie widać, oraz emocje, o których
nie chce się opowiadać. Buduje powieść z tego, co można podsłuchać i
podpatrzeć, a co pozostawia się w czterech ścianach mieszkań albo - co gorsza -
w sercach, dla których poczucie braku jest wszechobecne i nie do
zrekompensowania. Stara się opowiedzieć o uczuciach nienazwanych przez
bohaterów ze strachu albo z boleśnie zaznaczonej niemożności tłumaczenia sobie,
co naprawdę wydarzyło się w życiu. To chyba pierwsza książka Sylwii Chutnik,
która tak silnie do mnie przemówiła, bo Żerań i losy Jolanty to taki świat tuż
za rogiem, usiłujący skryć się przed oczami innych, boleśnie jednak dotykający,
bo nasz przecież, polski, sąsiedzki, swojski i trudny.
KUP KSIĄŻKĘ
KUP KSIĄŻKĘ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz