Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 2 grudnia 2015
Liczba stron: 252
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 34,90 zł
Tytuł recenzji: W syberyjskiej pustce
Przykro jest pisać
krytycznie o reportażu, bo za każdą książką tego rodzaju stoi ważna wyprawa i
emocjonalne zaangażowanie. Problemem
Tomasza Grzywaczewskiego jest wybranie sobie bardzo ciekawego tematu i
napisanie na jego temat słabej książki. "Życie i śmierć na Drodze
Umarłych" to efekt wyprawy, której autor podjął się z grupą przyjaciół, by
na własne oczy zobaczyć, co pozostało po Transpolarnej Magistrali Kolejowej,
szalonym planie Stalina, po tym morderczym absurdzie dziejów i po inwestycji nie
tylko chybionej, lecz przede wszystkim bezsensownej i pochłaniającej tysiące
ludzkich istnień. Grzywaczewski tworzy jednak książkę o czymś innym. Przede
wszystkim o samej Syberii i o żyjących tam ludziach. O oswajaniu pustkowia i o
mierzeniu się z przeciwnościami ze strony natury oczywistymi dla tej szerokości
geograficznej. Nawet przeprowadzone w kraju rozmowy z tymi, którzy przetrwali
piekło łagru i katorżniczą pracę przy Martwej Drodze, oraz z ich rodzinami
naprawdę niewiele wnoszą do samego tematu przewodniego. Opowieść ogranicza się
w gruncie rzeczy do suchego sprawozdania okraszonego informacjami o sytuacji
deportowanych na Syberię i strukturze obozowej zdobywanymi jeszcze w szkole.
To
byłaby świetna rzecz dla wielbicieli surowej Północy, gdyby była o czymś. Gdyby
zmuszała do rozmyślań nad tym, co dotychczas niewyobrażone albo przynajmniej
nienazwane. Nie tyle mnożyła tajemnice, ile je wyjaśniała bądź sygnalizowała. Pokazywała
niejednoznaczny świat stworzony w chaosie terroru i w tym chaosie potem
upadający. Gdyby wdzierała się w tajgę i wydobywała z niej coś naprawdę
niezwykłego. Ton relacji i opisu to za mało, bo nic nie iskrzy między słowami.
Odnosi się wrażenie, że symbolicznie książka ta jest czymś w rodzaju
syberyjskiej pustki. Nie pozwala zajrzeć w głąb, bo niewiele tam jest. Szkoda.
Bohaterowie
wyprawy chcą zbadać ślady ludzkiej bytności na nieludzkiej ziemi, gdzie
dodatkowo syzyfowy trud okupiony był utratą życia, a celowość przedsięwzięcia
syberyjskiej kolei wiązała się być może przede wszystkim z przerostem ego
dyktatora. Starają się zdążyć, bo wrota do przeszłości zamykają się
powoli w dwóch możliwych wymiarach. Po pierwsze - upływ czasu zacierający ślady
po zbrodniczej machinie. Po drugie - rosyjskie blokady mnożone dziś celowo, by za
bardzo nie eksplorować niewygodnych faktów z przeszłości. W gruncie rzeczy
wyprawa - w opisie autora - opiera się głównie na tym, żeby przetrwać w
trudnych warunkach atmosferycznych, przedrzeć się przez niedostępne dla
człowieka rejony, obejrzeć i sfotografować kilka obiektów, a następnie wrócić z
poczuciem dobrze wykonanej misji. Uproszczenie? Tak to wygląda, niestety, na
kartach tego reportażu. Sporo w nim wniosków i refleksji o charakterze ogólnym,
zbyt wiele truizmów. Taki choćby opis przemierzanej krainy: "Syberia poraża dlatego właśnie, że
jest nieporuszona. Zatrzymana w kadrze. Niepodatna na upływ czasu".
Dużo ważniejsze jest jednak
życie niż śmierć. To, które toczy się dziś na dalekiej Północy. To historia
oddanych i dobrych ludzi, którzy zmartwili się tym, że grupa młodych Polaków
będzie podążać samotnie po tajdze, i postanowili jej pomóc na miarę swoich
możliwości. A mieszkańcy Syberii nie mają ich wiele. Żyją w kostycznej
symbiozie z miejscem, w którym nie ma możliwości decydowania o sobie, bo bardzo
często decyzje o ludzkim losie podejmuje natura. Mieszkańcy wtulonych w siebie
wiosek gdzieś, gdzie ląd jest wieczną zmarzliną, budują sobie własną filozofię
przetrwania - są w niej konsekwentni i zdecydowanie odsunięci od tak zwanej
cywilizacji. Potrafią miłować swą samotność w izolacji, a jeśli mają z nią
problemy - zapijać rzeczywistość i zniekształcać nieco jej trudną obecność. Grzywaczewski z przyjaciółmi spotyka na
swojej drodze ludzi niezwykle otwartych. Otoczonych lasami i zaginionych gdzieś
w zimnym bezkresie, ale bardzo empatycznych i pomocnych. Wśród nich
wyróżnia się lokalny przewodnik grupy, Dima. Nieco egzotyczny, na pewno
ekscentryczny. Portretowany jednak w taki sposób, że można przyjrzeć się temu,
w jaki sposób ludzka mentalność dopasuje się do miejsca, jego spowolnionego
rytmu i przewidywalnej cykliczności. Ale przecież wyprawa nie poznaje
prawdziwej surowości Syberii, bo wszyscy chcą zdążyć przed zimą, a i tak w wielu miejscach pojawiają się jednak
zbyt późno - mimo pośpiechu.
"Życie i śmierć na
Drodze Umarłych" to relacja z realizowania przedsięwzięcia wydającego się
równie enigmatyczne jak decyzja Stalina o budowie Transpolarnej Magistrali
Kolejowej. Rozumiem, że polscy badacze chcieli po prostu dotrzeć w określony
rejon i zobaczyć pewne rzeczy na własne oczy. Sfotografowanie tego, co pozostało po łagrze zero, i dodanie garści
faktów z Sołżenicyna czy Herlinga-Grudzińskiego to trochę za mało. Ta
Syberia obok oddycha przecież zupełnie inaczej, kusi i odpycha. A grunt pełen
spróchniałych desek to arena walki o przetrwanie. O ludzką godność i
świadomość. Grzywaczewski pochyla się nad śladami, ale one do niego nie
przemawiają. Obserwuje ludzi, ale jest w stanie skreślić dość płytkie
komentarze na temat tego, jak żyją i co stanowi sens ich istnienia. Autor
próbuje udowodnić, że surowa Syberia to miejsce, gdzie człowiek może jednak
żyć, może się rozwijać i prowadzić sensowne, zorganizowane życie. Ta natura
jest dzika, ale nie zabija. Dostrzega w swej podróży wiele śladów życia, jednak
o samej śmierci w różnych jej wymiarach nie znajdziemy wiele.
Niedosyt jest spory, bo
reportaż traktuje o konsekwencjach bezsensownej inwestycji w pustkę, ukazując
jednocześnie, jak wiele zainwestowali młodzi Polacy, by dotrzeć tam, skąd każdy
chciał zawsze uciekać. Problem
publikacji polega na tym, że nadmiernie rozbudza oczekiwania, a potem staje się
uporządkowanym i spójnym sprawozdaniem, w którym trudno o niejednoznaczności,
symbole. Przecież wędrowcy podróżują po świecie zaginionej tożsamości oraz
znajdują się pośród ludzi kurczowo walczących o ocalenie swego języka czy
kultury. Zdaje się, że są gdzieś obok tego. Ważna jest przeprawa i zdobycie
celu. Bez wchodzenia w intymną bliskość z tym, co dookoła.
Książa niesamowita, prawdziwa i pełna emocji.Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam przeczytać tę pozycję, czując wzruszenie między innymi dlatego, iż zawarta jest w niej historia mojego dziadka. Jestem pewna, że jeszcze nieraz usiądę wieczorem i po raz kolejny przeczytam tę opowieść, która tak bardzo porusza i daje wiele do świadomości. Brawa dla autora, który przeszedł długą i ciężką drogę tworząc tak wspaniałe dzieło.Serdecznie polecam.
OdpowiedzUsuń