Wydawca: Agora
Data wydania: 10 grudnia 2015
Liczba stron: 560
Tłumacz: Jerzy Czech
Oprawa: twarda
Cena det.: 49,99 zł
Tytuł recenzji: Miłość i spuścizna
Pierwszego wydania
"Wspomnień" Nadieżdy Mandelsztam - pod innym zresztą tytułem i w
innym tłumaczeniu - z oczywistych względów nie mogłem odczytać świadomie.
Myślę, że to najważniejsze wznowienie 2015 roku i książka, która jest
symboliczną wykładnią losu ludzkiego w szponach terroru mogącą być odczytaną na
kilka różnych sposobów. Siła tych
zapisków to nie tylko wielowymiarowe i bezkompromisowe ukazanie dwóch
rosyjskich dekad podłości i ratowania w niej godności ludzkiej. To także
świadectwo wyjątkowego przywiązania do twórczości Osipa Mandelsztama, której
strażniczką niosącą ją w przyszłość była właśnie jego żona. Autorka
wspomnień nie trzyma się chronologii. Książkę porządkuje logika wspomnień oraz
skojarzeń. Obrazuje ona, w jaki sposób w nieludzkich czasach można było
zachować miłość, zdrowy rozsądek i przede wszystkim poczucie sensu tego, co się
robi. Bo Nadieżda Mandelsztam to - jak twierdzi Josif Brodski - przede
wszystkim "wdowa po kulturze".
To ona pozwoliła mężowi przemawiać na nowo. Oddać mu głos, gdy okrutne lata
dwudzieste i trzydzieste XX wieku wreszcie się skończyły. Ukazać go poprzez
twórczość - z każdą możliwą ułomnością i egzystencjalną wątpliwością. Pokazać
siłę tego małżeństwa, którego nie zniszczyły reżim, dwumyślenie i ciągła
atmosfera niepewności pośród donosów oraz spektakularnych zdrad.
Właśnie uczucie niepewności
tworzy charakterystyczną klamrę kompozycyjną wspomnień napisanych przez
Nadieżdę Mandelsztam bardzo późno, po sześćdziesiątym piątym roku życia.
Zapiski rozpoczynają się od mrocznej majowej nocy 1934 roku, kiedy to czekiści
aresztowali Osipa Mandelsztama, zajmując się jednocześnie metodyczną rewizją
mieszkania. Kończąca książkę niepewność jest dużo bardziej przejmująca. Dotyczy
daty śmierci męża. Autorka otrzymała kilka relacji z jego ostatnich dni - zesłany,
wyzionął ducha z wycieńczenia, a być może też z narastającej beznadziei. Bo
obok żony czuł się nie tyle pewnie, ile przede wszystkim miał świadomość, że
nie walczy z systemem sam. Wielu kolegów po piórze zachowawczo przyjęło na
siebie choćby te zarządzenia, które kształcenie ludu zamieniało w jego
wychowanie. Nadieżda Mandelsztam pozostaje
w niedopowiedzeniu. Noc aresztowania męża. Dzień jego śmierci. Między tymi
dwoma zdarzeniami - przenikliwy obraz życia naznaczonego uciekaniem i wyjęciem
spod prawa. Życia, w którym kreśli się jednocześnie rola poety w świecie
wypaczonych wartości i tam, gdzie nie można było żyć bez kłamstwa. Bo
przecież to także bolało Nadieżdę Mandelsztam przez całe długie życie. Lata
wstecz napisała przecież: "Dobrze
jest żyć tam, gdzie nie ma powodów do kłamstwa. Czy jest takie miejsce na
ziemi?". Myślę, że to pytanie zadawała sobie niejednokrotnie,
diagnozując chorobę narodu radzieckiego wymazującego z pamięci wszystko to, co
niewygodne i utrudniające przetrwanie.
Ale czasy, w jakich przyszło
żyć małżeństwu Mandelsztam, to przede wszystkim okres tak sterowanego przez
władzę szaleństwa, że nie tylko zanikały więzi międzyludzkie, ale przede
wszystkim stale zmieniało się znaczenie samego słowa. Rzecz dla poety
niewyobrażalna w momencie, w którym to nie czytelnik interpretuje jego
znaczenie. Czytamy między innymi: "Gdzie
w takich epokach jak nasza przebiega granica między normą a chorobą
psychiczną?". To wynik obserwacji tego, jak bardzo ulega destrukcji
życie wewnętrzne na zesłaniu, ale także reakcje znajomych - tych bliskich i
najbliższych. Bo tylko Anna Achmatowa była przez cały czas najbliżej. Reszta w
różnym stopniu zawodziła. Pomieszanie zmysłów czy rozpaczliwa chęć przeżycia w
czasach, w których wszyscy byli ofiarami terroru? Zaskakująca jest empatia, z jaką Nadieżda Mandelsztam portretuje ludzi
utrudniających życie mężowi, dosadnie je komplikujących. Bo wartość tych
zapisków to także możliwość śledzenia dróg twórczych innych znanych wówczas
rosyjskich poetów i prozaików. Autorka szczególnie uważnie analizuje dwie
różne drogi twórcze Osipa Mandelsztama i Borysa Pasternaka, jednak przygląda
się uważnie także temu, jak funkcjonowali w życiu publicznym Błok, Babel czy
Bieły.
"Wspomnienia" to
wyrazisty bunt wobec pokory przyjmowania na siebie kolejnych razów. Autorka
punktuje zachowawczość opinii publicznej w sprawie aresztowania i gnębienia
męża. Z dużą dozą zdrowego rozsądku, a nawet dystansu ukazuje tę groteskową
drogę od wygłoszenia przez Osipa Mandelsztama antystalinowskiego wiersza po
bolesne konsekwencje takiego pomysłu i ich społeczne uwarunkowania. Zesłanie do
Woroneża i te chwile nieuzasadnionej euforii po powrocie do Moskwy to czas, w
którym poeta cierpiał na kilka sposobów, a żona gruntowała się w przekonaniu,
iż to jej pamięć okaże się w przyszłości niezbędna, by pomóc mu wyrazić siebie.
Jeśli chodzi o sferę życia
codziennego, publikacja ta to zarys codzienności małżeńskiego życia z jego
urokami i problemami. Dykteryjki i autoironiczne zapiski łączą się z
przełomami, których mroczny cień zwiastował kolejne dni niepokoju. To książka o tym, co naprawdę znaczy bycie
razem i jak silne jest wówczas, kiedy czas i historia chcą ludzi atomizować,
oddalając w strachu i niepewności. Nadieżda Mandelsztam to strażniczka
śladów po ukochanym mężu i obrończyni tej pamięci, której wyrzekali się prawie
wszyscy. Drogi literatów były różne i wielu z nich wolało oddychać bez strachu.
Autorka nakreśla absurdalność takiego przekonania, bo nie było w czasach
Stalina nikogo, kto mógłby rozpoczynać dzień bez obawy o jutro. A wieczne jutro
Mandelsztamów kształtowała ich bliska relacja. W intymności emigrowali
naprawdę. Byli dla siebie i wewnątrz siebie. Widać, jak ogromne pokłady
czułości przepełniają zapiski redagowane przecież wiele lat po śmierci Osipa
Mandelsztama. W nich jest nadzieja na to, że oboje pozostaną razem na zawsze.
Pozostali do chwili ostatniego tchnienia Nadieżdy. Te zapiski to dowód na to,
jak bardzo trzeba było walczyć o to, by oddychać pełną piersią i by zapisane
słowo nie przejmowało grozą. "Wspomnienia" wydano przecież jeszcze w
czasie, kiedy słowo pisane było niebezpieczne.
Ta książka daje przejmujący dowód na to, że nie
każdego człowieka da się uwięzić. Że można przetrwać nieludzki czas, okazując
ludzką godność i solidarność z tymi, dla których droga twórcza to czas
nieustającego wyzwania. Mandelsztamowie podjęli się wyzwania
najtrudniejszego - wytrwania w godności pośród radzieckich realiów. Truizmem
jest określenie, że zapiski są świadectwem tego, iż można ocalić
człowieczeństwo, ale udało się to nie tylko autorce i jej mężowi. Bo to książka
o dobrych ludziach i silnych charakterach w czasach, w których słabość była na
porządku dziennym, a władza dodawała sobie siły, łamiąc charaktery innych.
Wstrząsające, pełne czułości, trudnych i retorycznych pytań oraz niepokoju
zapiski, dla których nie ma już tyranii i ograniczeń. Poruszająca książka.
Dziękuję za tę recenzję. Książka, jak i sama historia, brzmią fascynująco.
OdpowiedzUsuńQbuś pożera książki
pozeracz.pl