Wydawca: LOKATOR
Data wydania: 26 lutego 2016
Liczba stron: 154
Tłumacz: Justyna Czechowska
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Cena det.: 33 zł
Tytuł recenzji: Bliskość i oddalenia
Subtelne, niepokojące,
przesycone wieloznaczną symboliką i przejmująco opowiadające o ludzkich
tęsknotach książki Idy Linde to prawdziwe literackie perełki. Po znakomitym
zbiorze miniatur literackich "Jeśli o tobie zapomnę, stanę się kimś innym" otrzymujemy kolejną narrację szwedzkiej autorki w znakomitym
przekładzie Justyny Czechowskiej. To ten niezwykły tandem - pisarki i tłumaczki
- daje nam okazję do obcowania z literaturą inną, wyjątkową, w specyficzny
sposób angażującą. Druga książka Linde
to także rzecz, która skonstruowana została w taki sposób, że różnorodne opisy
świata i jego przeżywania pogrążają nas w niepewności tego, co naprawdę ważne i
nad czym należy pochylić się z większą uwagą. Będzie to zatem historia wielu
interpretacji. Wspólna płaszczyzna czytelniczego porozumienia może nie być
możliwa jak płaszczyzna porozumienia dwóch pokoleń, różnych wrażliwości,
odmiennej odwagi do stawania się i decydowania o sobie. To książka zagadek, ale
i odkrywania pewnych oczywistych prawd o ludzkiej naturze. W nieoczywistej
formie oraz nieoczywistym języku.
"Poleciały w
kosmos" to opowieść wielu doznań i przesłań. Podobnie jak pierwsza
publikacja Idy Linde dotyka problemu śmiertelności i naszej wewnętrznej
niezgody na nią. To ponownie rzecz o trudnych relacjach, bardzo intymnych i
niezwykle złożonych. Książka, w której nakreślenie przestrzeni kosmosu może być
jednocześnie symbolem wyzwolenia, jak i zagubienia. Linde opowiada o tym, że być razem w życiu to zawsze wybierać. O
macierzyństwie przeżywanym na dwa różne sposoby i o dziecięcym pragnieniu
akceptacji każdej inności, każdej oryginalnej formy wyrazu siebie.
Eleonore jest matką Silji i
Sontag. To one dwie ruszają w kosmiczną wyprawę. Każda w osobnej rakiecie,
nastawiona na weryfikację tej drugiej. Obserwują się i analizują, ale robią to
z oddalenia. Dotychczasowe życie wymuszało na nich trudną bliskość. Linde
bowiem opowiada o tym, jak często tej bliskości towarzyszyć może obcość. Silja i Sontag walczyły o uwagę i uznanie
Eleonore. Teraz konfrontują się ze sobą. Być może po raz pierwszy naprawdę. W
innej przestrzeni, w której doświadczanie próżni ma metaforyczny wydźwięk. Obok
siebie, z dala od siebie, ciekawe i ostrożne. Niecierpliwa i osobna Silja.
Zasadnicza, rozważna i dużo bardziej pewna siebie Sontag. Co pozostawiły za
sobą? Czym jest ich kosmiczna podróż? Co się zakończy i czy coś rozpocznie w
momencie, w którym zdejmą hełmy, poddając się nieznanej im, nieziemskiej
przestrzeni?
To
w dużej mierze opowieść o tym, jak trudno jest być matką i jakiej formy
czułości wymaga aktywne macierzyństwo. To zatem opowieść także, a
może przede wszystkim o Eleonore, która staje się matką dwukrotnie. Bohaterka
od dzieciństwa żyje do wewnątrz. Odrzuca ten pierwszy okres życia, pragnąc za
wszelką cenę zaznać dorosłości. Eleonore ustanawia swój własny ład i porządek.
Jest samotna w ontologicznym sensie i wyzwolona w sensie egzystencjalnym. Nie
rozumie tego, co istnieje obok niej, i poddaje w wątpliwość porządek
rzeczywistości. Linde opowie o kobietach, które tworzą wspólnie pewien mikrokosmos,
a potem wyruszają w świat, żegnając się i pozostając w specyficznej bliskości
na zawsze. "Poleciały w kosmos" to książka o odkrywaniu siebie w
konfrontacji z kimś, kto jest najbliższy, a znajduje się w pewnym oddaleniu. To
narracja o kilku rodzajach poszukiwań. Egzystencjalna rozprawa z danym nam raz
jedyny życiem, którego koniec jest przecież pewien w bardzo niespokojny sposób.
Matka i córki zamieszkują w
domu, który kiedyś był stacją kolejową. Z tego miejsca wyprawiają się w świat
niczym pociągi. Każda usiłuje zrobić to samodzielnie, ale żyją w bardzo silnej
symbiozie i zawsze ta obok wpływa na kształt myśli i działań drugiej. Eleonore
była wiecznie niespokojna, więc jej córki podróżowały w dosłownym sensie po
Europie. Dojrzewają do tego, by podjąć się trudu innej podróży. Takiej, której
sensu i celu nie narzuca matka. Takiej, w której muszą odnaleźć własny sens i
cel. Własną przestrzeń wolności.
To rzecz o kobiecym stawaniu
się odpowiedzialnymi za siebie. Mężczyźni w tej prozie są niewidoczni, gdzieś z
boku, czekają w rezerwie. Kontakty z nimi - przede wszystkim seksualne - są dla
Eleonore zapomnieniem. Linde pokazuje
kobiecość podporządkowaną licznym, zmieniającym się bodźcom. Kobiecość
przekazaną w kolejnym pokoleniu razem ze swą nerwowością i pragnieniem
zdobywania świata na własnych warunkach. Silja i Sontag sporo przejmują od
matki, ale dużo też je od niej dystansuje. Nie będą pewne swej tożsamości przy
matce. Zawalczą o tę tożsamość - każda na swój sposób.
Linde eksperymentuje tak jak
Eleonore, która wciąż na nowo zadaje sobie pytanie o to, czym jest intensywność
istnienia. Co przejmą córki od matki? Z czym będą musiały się zmierzyć? Jak daleko potrafimy uciec od siebie i na
czym polega nasza grawitacja istnienia? Ida Linde proponuje poetycką prozę
o osobności i potrzebie odkrywania drugiego człowieka niczym niezbadanego
kosmosu, który kusi innością. Piękna książka przesycona nostalgią i tą
specyficzną wrażliwością na sprawy tego świata, które w dużej mierze nosimy w
sobie. Szwedzka pisarka zagląda swym bohaterkom do wnętrza. Czule i wnikliwie.
Wydobywa z nich to, co ma poruszyć czytelniczą wyobraźnię. I wyprawia w podróż,
której znaczenia tylko możemy się domyślać. Bo ludzkie życie to wieczne
podróżowanie, a budowane w nim relacje iskrzą niczym konstelacje gwiazd. Czasem
gasną, a my nie rozumiemy, co się stało. Linde udziela odpowiedzi na pytania o
to, gdzie powstają pęknięcia w relacjach i jak można je uleczyć.
Idealna, oryginalna i ze wszech miar właściwa recenzja. Niewiarygodnie trafna. Równie mocno jak proza Idy Linde.
OdpowiedzUsuń