Wydawca: Prószyński
i S-ka
Data wydania: 13 września 2016
Liczba stron: 384
Tłumacz: Tomasz Wilusz
Oprawa: miękka
Cena det.: 36 zł
Tytuł recenzji: Kolektyw i jednostka
Górnolotne porównania i
etykietowanie zwykle szkodzą książce, choć niewątpliwie niosą ją promocyjnie. „Rój”
Laline Paull nie unosi ciężkości porównania do „Folwarku
zwierzęcego” Orwella, ale jest jednocześnie powieścią, która imponuje
wyobraźnią autorki. To, co ona sama ma nam do powiedzenia o strukturze systemu
totalitarnego, zostało już opisane w tysiącach opracowań i w wielu ciekawszych
niż „Rój” książkach. Warto zastanowić się nad klasyfikacją gatunkową tej
pozycji, dość niebezpiecznie oscylującej gdzieś w rewirach dynamicznych
powieści fantasy pochłanianych bezrefleksyjnie tylko dlatego, że wiele się
dzieje i na dzianiu się skupia uwagę czytelnik spragniony kolejnych wolt narracyjnych.
„Rój”
kierowany jest mimo wszystko do dojrzałego czytelnika, bo w narracji Paull
odnajdziemy pokłosie literatury od czasu mitotwórczości i legend po współczesne
opowieści o wyobcowaniu w tłumie i dodatkowym obciążeniu emocjonalnym jednostki
zindoktrynowanej, lecz zagubionej w nadmiarze wrażeń. Nieszczęśliwie samotnej i dramatycznie wyobcowanej w momentach, w
których zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że układanka wymagającej
podporządkowania rzeczywistości to puzzle na wietrze i chaos skryty pod fasadą
zasad.
Laline Paull przemyślała sobie to, w jaki sposób
opowiedzieć o swym świecie przedstawionym i jak nadać mu sugestywne ramy. Jest
to proza inteligentna, zwodząca nas i ujmująca tym, jak w detalu tworzy
literackie dzieła sztuki, a są nimi na przykład fragmenty batalistyczne, kiedy
pszczoły bronią ula przed wrogami ze świata zewnętrznego. Przykuwa uwagę konstrukcja
głównej bohaterki, pszczoły rozdartej między imperatywem służby kolektywowi a
instynktem macierzyńskim i miłością, za którymi stoi zbrodnia, bo to także
książka o tym, jak zamach stanu udramatyzowany jest wewnętrzną walką ze spójną
strukturą, jaką – niestety – trzeba rozsadzić, by poczuć choć odrobinę
spełnienia i wiedzieć, że po raz pierwszy w krótkim życiu postępuje się
słusznie oraz w zgodzie z własnym sumieniem, nie sumieniem ogółu.
Flora 717 rodzi się brzydka i przerośnięta. Ma w
sobie jednak coś, czego brakuje jej towarzyszkom z rodu sprzątających, najniżej
usytuowanym w hierarchii społecznej ula. Tym czymś jest determinacja w
działaniu i taki rodzaj dzielności, który pomaga w zasadzie bezkolizyjnie na
kolejne przesunięcia w obrębie hierarchii – Flora 717 jest pszczołą
przekraczającą granice i zdobywającą doświadczenia, jakich nie może zdobyć ktoś
o takim jak ona urodzeniu.
Laline Paull fantazjuje na temat wyobcowanej jednostki, która szukając
namiastki wolności, wciąż powraca do zniewolenia, z którego wyrosła. Piękna i przejmująca jest scena,
w której pszczoła po raz pierwszy zaznaje ekstazy lotu na świeżym powietrzu,
wiedząc jednak doskonale, że jej miejsce jest pośród sióstr – nawet wówczas,
gdy musi zmagać się z paskudnymi nieczystościami czy wyrzucać kolejne trupy
poza przestrzeń ula.
Bo pszczoły żyją krótko i tę efemeryczność brytyjska
pisarka zaznacza bardzo wyraziście. Jej bohaterki nie pamiętają, co wydarzyło
się w poprzednim sezonie. Ich pamięć ograniczona jest do bieżących spraw i
obowiązków. Szersze pojęcie o funkcjonowaniu ula mają tylko wybrane pszczoły.
Mienią się kapłankami, na których rozkazy w stałej gotowości tkwi okrutna i
bezkompromisowa policja. Ona śledzi każde odchylenie od normy. Flora 717 zaraz
po narodzinach orientuje się, z jaką szybkością i gwałtownością eliminowane są
jednostki zbędne, z defektami. Potem strach zastąpi na chwilę fascynacja tą
siłą, której nie jest w stanie się przeciwstawić żadna z sióstr – każda zdaje
sobie sprawę z tego, że działania policji służą przede wszystkim eliminacji. Pszczeli
kolektyw ma działać w myśl prostych zasad – bezrefleksyjnie, na podstawie
narzuconych zadań i zakresu czynności determinowanych przez pochodzenie. Poza
ułomnościami konsekwentnie eliminuje wiedzę, świadomość i uczuciowość. Macierzyństwo oznacza brak
jakichkolwiek więzi. Macierzyństwo to proces. Świadoma tego Flora 717 odkrywa,
że sama może stać się matką. Zmieni to jej perspektywę na to, czym jest dobro
ula. Zmieni także i otoczenie odkrywające z czasem sekret robotnicy.
Laline Paull obrazuje kult jednostki w połączeniu z
umiejętnie sformułowanymi prawdami objawionymi, dzięki którym religia
indoktrynuje i porządkuje, a Wielka Matka Królowa staje się symbolem miłości,
jakiej żadna z pszczół tak naprawdę nigdy nie zaznaje. Sceny zbiorowe pełne
zachwytów, uniesień i szalonej ekstazy na cześć tej jedynej mającej prawo
płodzić przypominają nie tylko o jednym z azjatyckich krajów. To efekt wydobyty
z wielu społeczeństw, w różnych okolicznościach, w różnych czasach. Potęga
kolektywu w „Roju” polega na jego uporządkowaniu i na utylitaryzmie. Także na
bezkompromisowości odrzucania jednostek słabych i na gruntowaniu wszystkich w
przekonaniu, iż poza ulem czai się wszelkie zło. Katastroficzne wizje, różnego
rodzaju manipulacje, bodźce przekazywane czułkami mające znamionować kontrolę
umysłów – to wszystko perfekcyjny świat zniewolenia, ale jednocześnie obraz
dość wtórny, mocno już wyeksploatowany.
Paull pokazuje
jednak, że w świecie bezwzględnego podporządkowania się i karności mają miejsce
akty miłosierdzia czy przejawy solidarności. Nie nad wszystkim zapanuje tak
zwany Umysł Roju, ale wszystko musi być bezwzględnie uporządkowane. Nawet status trutni, życiowych
hedonistów, nieświadomych okrutnego losu czekającego ich rok po roku. Najpierw
wielbieni i adorowani, potem podlegają okrutnemu prawu eliminacji. Flora 717
bardzo się stara, by zdusić w sobie wszystkie te uczucia, które nieoczekiwanie
przelewa na nią Królowa. Bo pszczoła z najniższego stanu będzie zdolna
przekroczyć wiele granic, by znaleźć się w bliskości tej, którą adorują
wszyscy. Do czasu. Przecież jakakolwiek ułomność jest eliminowana, a może
zdarzyć się nawet Wielkiej Matce.
„Rój” to taka trochę
baśniowa opowieść o determinacji i odwadze przeciwstawionych strachowi, na
którym opiera się cały mechanizm ula. Ul jest uporządkowany, ale ceną
tego uporządkowania jest podleganie najsurowszym prawom i najbardziej
dramatycznym selekcjom. Świat zewnętrzny – uosabiany przede wszystkim przez
wrogów – to świat pełnej swobody, beztroski, indywidualnego buntu, zawiści i
złośliwości. U Laline Paull liczą się służba i porządek. Ta barwna historia
stawia przed nami jedno z najbardziej mrocznych i ponadczasowych pytań: jak
wiele własnej wolności jesteśmy w stanie poświęcić dla porządku i
bezpieczeństwa?
To także bardzo dramatyczna rozprawa o tym, jakie
ramy ma ta wewnętrzna wolność i jak duże tkwi w świecie poczucie identyfikacji
z grupą, gromadą. Flora 717 to taka dzielna bojowniczka o samostanowienie, ale
jednocześnie doskonale zobrazowany przykład jednostki podporządkowanej prawom
na tyle restrykcyjnym, że gotowym w każdej chwili ją usunąć. Nie wiem, czy to
książka ostrzeżenie, bardziej zgrabna literacka gra z pewnymi motywami, czy
narracja pełna ożywczego dynamizmu, przede wszystkim to jednak powieść do tak
zwanego pochłaniania. Trudno orzec, czy u Laline
Paull ma być więcej alegorycznego mroku, czy też rozrywki rasowego thrillera. „Rój”
to z pewnością rzecz dyskusyjna. Obrazowanie i szczegółowość w tworzeniu świata
przedstawionego z pewnością przykują uwagę. O to w gruncie rzeczy chodzi.
Nie o jakieś głębsze wykładnie, o budowanie kolejnej literackiej antyutopii.
Mimo całego ciężaru i grozy tej powieści trudno ją jednak potraktować do końca
poważnie. Może być bardziej diagnozą niż ostrzeżeniem. Jest przemyślaną od
początku do końca książką, dla której warto poświęcić dwa wieczory. Frapujące.
Gdyby tej powieści w blurbie nie scharakteryzowano w określony sposób i nie rozdęto jej zdaniem Puzyńskiej, za to przykład poprzestano na słówku rzuconym przez Atwood, nie byłoby zawiedzionych oczekiwań :) To jest powieść o pszczołach. Sednem są pszczoły. Czyta się ją świetnie. Po co zarzucać powieści, że nie ma w niej czegoś, czego byśmy się spodziewali po blurbie i haśle "pszczoła indywidualistka w roju"? Pisanie wyłącznie o indywidualizmie Flory sprawia, że czytelnik nigdy nie wyjdzie poza dość płytkie sprowadzanie wszystkiego do znanego (jej dramat, opresyjność ula), podczas gdy Autorka stara się usilnie przedstawić fenomen Innego - pszczelej społeczności doskonale działającej dzięki innym niż ludzkie regułom.
OdpowiedzUsuń