Pages

2016-11-03

"Dni króla" Filip Florian

Wydawca: Amaltea

Data wydania: 10 listopada 2016

Liczba stron: 236

Tłumacz: Radosława Janowska-Lascar

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Rumuńskie przemiany

Filip Florian nie rozprawia się już z mroczną komunistyczną przeszłością ani nie pisze z Mateiem o sile więzi braterskiej. „Dni króla” podejmują zupełnie inny temat i zręcznie łączą przełomowe dla Rumunii wydarzenia XIX wieku z fikcją literacką rysującą nam postać drugiego planu na prawach tej najważniejszej – Karola Hohenzollerna-Sigmaringena. Zachodni książę przybywający do dzikiego i chaotycznego kraju, w którym musi przepędzić świnie spod okien swojego pałacu, podejmuje się nie tylko modernizacji państwa, ustanawiania jego autonomii i walki z wszelkimi przejawami społecznej oraz politycznej patologii. Mierzy się też z bólem zębów i każe za sobą podążyć pewnemu niemieckiemu dentyście, który – tak jak Karol I – ujrzy Rumunię oczyma obcokrajowca, a zakocha się w niej bez pamięci na tyle, by ostatecznie zrozumieć, gdzie jest jego dom i miejsce na świecie. Florian opowiada o niezwykle ważnych dla jego ojczyzny latach 1866-1881, snując jednocześnie opowieść o hedoniście usiłującym pożegnać traumatyczne wspomnienia i człowieku, któremu Rumunia zawdzięcza chyba najwięcej. Książę i jego cień, obaj z zewnątrz, przybysze z adorowanej przez rumuńskich polityków zachodniej cywilizacji. Karol wniesie praworządność, koleje, konstytucję i niepodległość. Co przyniesie ze sobą Józef Strauss – wielbiciel kobiecych wdzięków, gęsiej wątróbki i swojego kota Zygfryda o niezwykłych zdolnościach do tworzenia psalmów?

Ważniejsza jest ta historyczna perspektywa opisu, więc od niej należy zacząć. Filip I Koburg z niesmakiem przyjmuje propozycję zaopiekowania się jakimś egzotycznym księstewkiem na wschodzie Europy i nie decyduje na to, by objąć władzę w chylącym się ku upadkowi Księstwie Mołdawii i Wołoszczyzny. Ludzie stamtąd, niezrażeni odmową, poszukują kogoś nowego. Ktoś z Zachodu musi zająć się ich państwem i przywrócić porządek. Kimś takim będzie Karol Hohenzollern-Sigmaringen. Wyrusza do krainy, którą ma się zaopiekować, z mieszanymi uczuciami, ale także w kiepskim samopoczuciu. Doskwierają mu zęby. Ulgę przynosi niemiecki dentysta, któremu zostaje zlecone, by towarzyszył księciu. Podróżują jednak osobno. W zasadzie przez cały czas będą osobno. Zachodni przybysz w 1866 roku zastaje państwo biedne, przesycone korupcją, państwo absurdów i kraj daleki od jakiejkolwiek znanej mu definicji porządku. Zadaniem Karola Rumuńskiego będzie porządkowanie rzeczywistości. Józef Strauss ma zrobić porządek w jego jamie ustnej. Obaj wejdą w specyficzną zależność na lata i obaj przyjrzą się XIX-wiecznej Rumunii oczyma najpierw zdziwionego przybysza, potem człowieka odnajdującego własną tożsamość na emigracji.

Straussa poznajemy w sytuacji korzystania z wdzięków niemieckich kobiet lekkich obyczajów i zaciemniania rzeczywistości napojami alkoholowymi. Józef żyje z dnia na dzień. Przede wszystkim na przekór mrocznym wspomnieniom i utracie najbliższych osób, z którą nie może się pogodzić. Zaskakuje go propozycja księcia Karola, ale w gruncie rzeczy nie ma niczego do stracenia i podróż na wschód traktuje jako możliwość odmiany losu, ucieczki od dręczącej przeszłości i jałowego życia w Niemczech. To nie jest łatwy czas do wędrówek po Europie. Strauss i jego ważny pacjent muszą dostać się do kraju, do którego nie sposób dojechać koleją. Muszą zmierzyć się z obcymi im absurdami. Z zaskakująco inną mentalnością, trudnym językiem i przede wszystkim z różnego rodzaju nieuporządkowaniem. Podczas gdy Karol będzie się zajmował państwem, Józef – pod innym nazwiskiem – zajmie się wreszcie sobą i uporządkuje własne życie na tyle, by miało sens i przystawało do nowych warunków egzystencji, tak bardzo przecież naznaczonych bezsensem i chaosem. A jednak jest w tym dziwnym kraju coś, co przyciąga uwagę Józefa i pozwala mu odnaleźć własne miejsce na ziemi. Pacjent, który niejako zmusił lekarza do podróży, tkwi w szponach uwarunkowań i konwenansów związanych z pełnioną funkcją, ale pokazuje swój charakter i zdecydowanie przeprowadza trudne reformy kraju. Dentysta tymczasem poznaje kobietę życia i przełamuje kolejne bariery, dla których nie ma już miejsca, bo ta konstytuująca się na nowo Rumunia będzie domem, o jakim w przeszłości można było sobie tylko pomarzyć.

Filip Florian opowiada o swej ojczyźnie z miłością. Jeden z przybyszów zmieni oblicze kraju, drugi wejdzie weń mentalnie na tyle głęboko, by zdecydować się na pozostanie. Portretowany czas historyczny to okres wielu dynamicznych wydarzeń, potem kolejnych wojen europejskich, ale przede wszystkim czas, w którym formuje się niezależna rumuńska państwowość. Tymczasem przyglądamy się topografii Bukaresztu – najpierw obcego, potem oswajanego. Wędrujemy ulicami miasta, smakujemy je, wdychamy jego zapachy… a przede wszystkim śledzimy perypetie niemieckiego katolickiego dentysty, który zapała miłością do serbskiej prawosławnej niani. W konsekwencji nie tylko dojrzeje i zrozumie siebie. Pozwoli nam spojrzeć na odradzającą się z chaosu Rumunię z perspektywy kogoś, kto się jej uczy i kto uważnie się przygląda zmianom. Odważnie też podejmuje decyzje, zakochuje się, uczy przedsiębiorczości i porządnieje w każdym możliwym sensie.

„Dni króla” to barwna oraz przesycona humorem opowieść, w której komizm sytuacyjny i słowny stanowi często ironiczną dysproporcję dla wagi prezentowanych faktów. Król ma bardzo ludzkie oblicze, gdy jesteśmy świadkami oddawania przez niego moczu albo obcinania sobie paznokci. Ale to nie wszystko. Kiedy Hohenzollern-Sigmaringen siada u Floriana na fotelu dentystycznym, jest uległy i podległy komuś odpowiedzialnemu za usunięcie jego bólu. Okaże się, że w kraju, który bierze pod opiekę Karol, wiele będzie go boleć – dosłownie i w przenośni. Ale i tak obserwujemy okres, w którym Rumunia diametralnie zmienia swe oblicze na lepsze. Codzienne troski i historyczne decyzje prezentowane są z dużą dozą humoru, dzięki czemu czyta się tę powieść o trudnych czasach nie tyle lekko, ile przede wszystkim z dużą sympatią dla każdej ułomności bohaterów Floriana. Dni króla” to także książka o przełamywaniu barier i uczeniu się siebie na nowo. Niezwykle ujmująca i doskonale ważąca tragizm i komizm – dzięki temu ta historia nieustannie iskrzy i zadziwia, choć w warstwie historycznej nie informuje przecież o niczym, o czym nie można przeczytać w odpowiednich źródłach. Chce się jednak o dziewiętnastowiecznej Rumunii czytać u Floriana. Bo robi to z pasją, niemałym talentem narracyjnym i umiejętnością ukazywania w krzywym zwierciadle wszystkiego tego, co zazwyczaj nie chce się w nim przeglądać.


PATRONAT MEDIALNY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz