Pages

2017-01-16

„Ganbare! Warsztaty umierania” Katarzyna Boni

Wydawca: Agora

Data wydania: 9 czerwca 2016

Liczba stron: 304

Oprawa: twarda

Cena det.: 39,99 zł

Tytuł recenzji: W obliczu końca

Reportaż Katarzyny Boni to świadectwo wielkiej wrażliwości, taktu i empatii. Pojechać do miejsca, które mierzy się z wielką żałobą, to nic trudnego. Pojechać tam, wysłuchać opowieści o tej żałobie i umieć o niej opowiedzieć w najdelikatniejszy ze sposobów – to już wielka sztuka. „Ganbare! Warsztaty umierania” to próba sportretowania japońskiej traumy po wydarzeniach z 11 marca 2011 roku, kiedy to trzęsienie ziemi, tsunami i awaria elektrowni atomowej w Fukushimie naznaczyły kraj potrójnym piętnem tragedii. To także opowieść o miejscu, które pozornie zawsze gotowe jest na śmierć, odchodzenie i na straty, a nigdy tak naprawdę nie może się z nimi pogodzić. Japońska martyrologia to martyrologia bardzo intymna, dotyczy przeczuć, rozumu i zdrowego rozsądku. Boni opowiada o specyfice japońskiej Północy, peryferiach kraju. Miejscu, w którym tragedia nabiera nieco innego wymiaru, bo trzeba się z nią mierzyć lokalnie. Intymnie i osobiście. Niebywałe jest to, że w całym spektrum tematycznym tego reportażu nie pojawia się ani jedno słowo autorki. Katarzyna Boni jest uważną słuchaczką. Przygląda się, opisuje, rzadko na bieżąco notuje przeprowadzane rozmowy. Często wymienia, wylicza, stawia pytania retoryczne – to formalne środki wyrazu wszystkiego tego, co nie do opisania. Natrafia na różnych ludzi – empatycznego mnicha, skłonnego do wspomnień i dywagacji starszego pana, obcesową terapeutkę, zdruzgotanego rodzica i właściciela nieistniejącego już majątku. Książka dzieli się na trzy części. Pierwsza jest bardzo symboliczna, przepełniona nostalgią, skierowana do odbiorców o specyficznej wrażliwości. Druga bardziej konkretna, w tej reporterskiej dyscyplinie przedstawiania faktów i analizowania skutków wydarzeń. Trzecia to podsumowanie, piękne i wzruszające. Sugestia, że rozmawia się z żywymi, całą trudną materię interpretuje z perspektywy życia. Że wciąż żyjemy, oswajając śmierć. Że śmierci tak naprawdę nie da się oswoić.

Japonia wie, jak zabezpieczać się przed trzęsieniami ziemi. Wie, co robić w przypadku wysokich fal. Ta japońska symbioza z drżącą ziemią i nieprzyjaznym Pacyfikiem jest czymś niezwykłym. Japończycy nauczyli się, że w każdej chwili mogą zostać pozbawieni wszystkiego, co ich otacza i co jest świadectwem zakorzenienia się w życiu. Wydają się oswojeni ze śmiercią, nieistnieniem, z utratami i pożegnaniami. A jednak nie jest tak do końca i Boni pokazuje to na kilka sposobów. Wchodząc w przestrzeń wierzeń i tradycji, ukazuje pewną japońską bezradność wobec odchodzenia. Opowieść o duchach zmarłych, które nie zaznają spokoju, jest egzemplifikacją tezy o tym, że śmierć staje się częścią świata żywych, nie jest dla nich żadną opozycją albo świadectwem jakiegoś zakończenia. Widzimy, jak ważne są dla Japończyków rytuały pogrzebowe. Dostrzegamy silną więź żywych ze zmarłymi. Odchodzić po japońsku to tylko zmienić swój status w życiu rodziny, otoczenia. Ważne jest, by móc pożegnać ciało. Tego komfortu nie mieli ci, których bliskich porwały fale szalejącego oceanu. Niektórzy wciąż nurkują w morzu w rozpaczliwej potrzebie odnalezienia choćby kości zabranych przez żywioł. Niektórzy nadal wierzą, że ich bliscy są obok. W innym wymiarze i na innych zasadach, ale stale obecni, bo niepożegnani zgodnie z tradycją. Boni portretuje ludzką rozpacz i tę formę bezradności, która wynika z faktu, że dramat przerósł umiejętność jego przeżycia i zaakceptowania. Nie chodzi tylko o kilkanaście metrów wodnej destrukcji. Chodzi o to, że wszystko wydarzyło się tak nagle, tak bezwzględnie, tak okrutnie bezkompromisowo i bez szans na prawdziwe pożegnania.

Japończycy wiedzą, jak się pożegnać. Całymi sobą gotowi na odejście, jednocześnie budują trwałe podwaliny życia. Ważne są tradycja, ród, przywiązanie do ziemi, opieka nad bliskimi. Nie ma w nich wewnętrznej gotowości na utraty, choć cała kultura i życie społeczne każą konfrontować się z tym, że odejścia są częste i normalne. Trzęsąca się ziemia to tylko symbol tego, z jaką ogromną niepewnością i lękiem Japończycy muszą mierzyć się na co dzień. Tym, którzy nie mogą opłakać zmarłych, fundowane są ekscentryczne nieco z naszego punktu widzenia rozwiązania. Na przykład budka telefoniczna, w której można porozmawiać ze zmarłymi. Naprawdę się pożegnać, powiedzieć wszystko to, co najważniejsze. Tsunami uderzyło nagle i krótka chwila zdeterminowała życie tych, którzy przetrwali. To jednak opowieść w dużej mierze o tych, których zabrało morze. Pierwsza część reportażu mówi o rozpaczy, z którą trzeba żyć. Druga związana jest z naznaczeniem i wyobcowaniem tych, którzy znaleźli się na ziemiach skażonych promieniowaniem po katastrofie w elektrowni atomowej.

Japonia po Hiroszimie i Nagasaki była zupełnie inna niż przez wcześniejsze stulecia. Atom symbolizował potworność, z którą musiały radzić sobie kolejne pokolenia, wciąż niepewne tego, czy choroba w rodzinie to genetyczna skaza po promieniowaniu. A jednak energia atomowa to coś, co w tym kraju doskonale się przyjęło. 11 marca 2011 pojawił się problem z kilkoma z 48 japońskich reaktorów jądrowych. Fukishima stała się miejscem naznaczonym przez promieniowanie. Boni opowiada o ludziach, zwierzętach, o dzikiej przyrodzie, a nawet o żywności – wszystko raz na zawsze zostało umieszczone w grupach ryzyka. Japończycy z empatią, ale i rezerwą podeszli do tych, którzy żyli na terenach skażonych po katastrofie. Katarzyna Boni opowiada o drodze ku normalności tych, którym odebrano wszystko, co stanowiło treść ich życia.

„Ganbare! Warsztaty umierania” to książka stanowiąca próbę wejścia w intymną przestrzeń przeżywania żałoby przez Japończyków. To także opowieść o tym, jak różne oblicza może mieć śmierć i jak zawsze tak samo boli strata, która wydarzyła się nieoczekiwanie. Starzejące się społeczeństwo japońskie oswaja swych najstarszych obywateli z tym, że muszą przewidzieć swój koniec. Starsi ludzie planują, co wydarzy się po ich śmierci, chcąc odejść bezproblemowo, z japońskim dostojeństwem i taktem. Tymczasem zdarzenia z 11 marca 2011 roku to początek odejść gwałtownych, niespodziewanych, czyniących bolesne wyrwy w świadomości, sercu i pamięci. Ten koszmar będzie trwał jeszcze latami, a wielu z rozmówców Boni zachowa go w sobie na całe życie. Pamiętam medialne rozczarowania, kiedy na zdjęciach i filmach po katastrofie nie można było na twarzach Japończyków odnaleźć tych oswojonych przez Zachód reakcji na ból i cierpienie. Źle wyglądał film z kamienną twarzą Japonki na dachu otoczonego wodą domu. Katarzyna Boni pojechała do Japonii, by odnaleźć to, czego chłonne wrażeń media w 2011 roku z wielu powodów nie mogły wypatrzeć. Wiedziała, jak działać, kogo słuchać, o co zapytać i w jaki sposób zbliżyć się do ludzkich tragedii, by pokazać je w wymiarze bardzo intymnym, symbolicznym i jednocześnie nieodbierającym tego, co na zawsze zachowane będzie w sercach. Piękna opowieść o rozpaczy istnienia, dramatach rozstań i pożegnań oraz o sile życia, która zawsze jest w stanie pokonać śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz