Wydawca: Wydawnictwo
Literackie
Data wydania: 27 kwietnia 2017
Liczba stron: 488
Przekład: Łukasz Małecki
Oprawa: twarda
Cena det.: 44,90 zł
Tytuł recenzji: Orientalne rozczarowanie
Powieść Kazuki Sakuraby jest
tryptykiem, który w imponującym stylu zmierza ku samozagładzie – z siłą równą
japońskiemu tsunami, które nie liczy się z nikim. Tak jak autorka z
czytelnikiem. Oczarowanie pierwszą częścią, przesyconą współistnieniem rzeczy
realnych i fantastycznych pośród legend oraz opowieści snutej niespiesznie,
egzotycznie i pasjonująco, zderza się potem z pewną deformacją świata
przedstawionego, gdy druga część zaczyna przypominać jakieś japońskie young adult. Trzecia odsłona powieści,
detektywistyczna i na siłę tworząca atmosferę tajemniczości w poszukiwaniu
śladów zabójstwa, jest już nieudolną próbą zamknięcia historii o granicach
kobiecej wolności, wyzwalaniu się wewnętrznym, o Japonii konfrontowanej ze
zmianami i bogatej zatomizowanej rodzinie, która pod czerwonym dachem przeżywa
swą samotność na wiele różnych sposobów. Kazuki Sakuraba koncentruje swoje
opowieści wokół wiekowej Manyō, która nie
przyswoiła znaków tradycyjnej komunikacji w postaci pisma i cyfr, ale
doświadczyła traumatycznej formy wizyjności, żyjąc w specyficznym wyobcowaniu,
poddana wyrokom losu oraz nakazom różnych tradycji. Seniorka rodu zabiera do
grobu sekret, który nie daje spokoju jej wnuczce. To ona, najmłodsza i zarazem
najbardziej zagubiona w nowoczesnym japońskim świecie, będzie opowiadała losy
babki i matki, biorąc na siebie ciężar niedopowiedzeń z ich życia oraz
tajemnice z przeszłości. Fantastyczny pomysł na książkę, prawda?
Okazuje
się jednak, że „Czerwone dziewczyny” to rzecz bardzo nierówna w stylistyce,
frazie i konceptach. Wydobywanie się z ery legend i mrocznych opowieści nie
przynosi nam już niczego, co oczarowałoby z taką siłą jak pierwsze rozdziały
tej narracji. Sakurabie wychodzi doskonale portretowanie
bohaterów drugiego planu i tych epizodycznych. Rujnuje jednak czar swojej
opowieści dla niepokornej motocyklistki czy bezwolnej bogaczki, jako jedynej w
rodzie wiążącej się z mężczyzną z miłości. Rozczarowuje nie tylko zakończenie,
którego nie warto się domyślać. Także sposób, w jaki Sakuraba chce opowiedzieć
o pokoleniowych tęsknotach kobiet – jednej przypadkowo ocalonej i osadzonej w
roli pani domu, drugiej buntowniczo nastawionej do tradycji rodzinnej i
trzeciej, mającej zaznać ekspiacji, jakiej nie doświadczyły babka i matka.
Spośród mrocznych wizji, symboliki oraz orientalnych mitów z charakterystycznym
dla nich sposobem widzenia świata wydobywa się później opowieść pełna chaosu, a
następnie pretensjonalnego sentymentalizmu. „Czerwone dziewczyny” to klasyczny
przykład literackiego uwiedzenia i porzucenia czytelnika pośrodku niczego.
Powieść rozczarowująca zarówno konstrukcją, jak i proponowanymi historiami.
Te związane z Manyō iskrzą i
obiecują wiele. Porzucone przez obcych dziecko zupełnie przypadkiem znajduje
się w domu robotników, którym upływ czasu porządkują prozaiczne czynności i
nieustanne zmęczenie. Manyō w
zaskakujący sposób wchodzi do domu rodu Akakuchibów. Zostaje wybrana. Po raz
pierwszy ktoś jej potrzebuje, nie porzuca. Bohaterka wchodzi w nową rolę pani
domu egzemplifikującego marzenia wszystkich japońskich rodzin żyjących gdzieś w
cieniu wzgórza, na którym stoi imponujący dom. W nim zaś imponująca pustka
w relacjach ludzi skrywających się przed sobą i ze swoimi problemami oraz
traumami. Manyō odkrywa dar będący przekleństwem. Widzi przyszłość, tę jej
mroczną stronę. Nie rozumie, czym jest widmo latającego człowieka, z którym
nigdy się nie rozstanie, ale jest w stanie przewidzieć tragiczny koniec życia
swojego męża i syna. Ponadto podporządkowuje się temu, co zostaje jej
narzucone. Uprzedmiotowienie Manyō idzie w parze z jej niezwykłością,
specyficzną formą wrażliwości i pokorą, z którą znosi aranżowane małżeństwo, a
potem oddalenie od najbliższych. Bliskość ludzka u Sakuraby nie istnieje w
takim wymiarze i rozumieniu, z jakimi moglibyśmy ją kojarzyć. Ta bolesna
opowieść o wyobcowaniu idzie w parze z mnogością legend i przepowiedni. Także z
pewnym rodzajem przerażającego naturalizmu. Manyō podąża w otchłań niepewności
i zaciska powieki najsilniej jak może, by nie widzieć przyszłości kolejnych
członków rodziny. By nie zmagać się z odejściem ludzi, nim odejdą naprawdę.
Kemari,
córka Manyō, śmieje się już w chwili narodzin. Potem staje się nieposłuszna,
agresywna, wsiada na motor, obija twarz temu i owemu, cała jest esencją buntu
skierowanego wobec wszystkiego, co w jakikolwiek sposób porządkuje
rzeczywistość. A ta zmienia się bardzo szybko i unosi
ludzkie marzenia o sukcesie połączone z wiarą w to, że nowoczesność przyniesie
same dobre zmiany. Kemari odrzuci swą córkę, która opowiada nam tę historię.
Dla niej szczęście dziecka nie będzie już żadnym priorytetem. Zerwie ze
wszystkim, w co wrosła Manyō. Narracja nabierze kalejdoskopowych rumieńców i
będzie już mało sugestywna. Podobnie jak losy Tōko, która zmierzy się ze zbyt
wczesnym odejściem matki. Tej matki, której nigdy nie miała. Która
manifestowała niezgodę na wszystko, czemu karnie podporządkowała się Manyō. Sakuraba będzie pytać o model spełnienia
japońskiej kobiety z prowincji, ale zada także – dość oczywiste – pytanie o to,
jak w kolejnych pokoleniach kobiety usiłują zniwelować braki, z których
wynikało cierpienie ich matek.
Jak wspomniałem we wstępie,
jest to powieść bardzo ciekawych postaci tkwiących w drugim planie. Owładnięta
zawiścią i nienawiścią służąca domu, która złe emocje przenosi w genach,
mogłaby nadać narracji kolorytu, choć i tak punktowane problemy świetnie
stymulują wyobraźnię. Paradoksalnie „Czerwone dziewczyny” to naprawdę frapująca
powieść… o męskości. Straumatyzowany brat koleżanki Manyō, który po powrocie z
wojny zakłada siostrzane kimono. Odseparowany od żony Yoji, który musi porzucić
anglojęzyczne lektury na rzecz pracy, jaka przystoi prawdziwemu mężczyźnie.
Ukochany syn Manyō, który nie da rodzicom spadkobiercy majątku rodzinnego, bo
woli skryć się w męskich ramionach. Płaczący partner Tōko zadający pytanie o
to, czym jest męska siła i odporność. To naprawdę interesujące postacie z tej
powieści. Reszta jest historią niedopowiedzeń, tajemnic, oddalania się od
siebie i kształtowania kobiecej tożsamości. Mało pasjonujące tło przemian
dotykających Japonię to jedynie punktowanie ważnych zdarzeń i silenie się na
to, by pokazać ich oddziaływanie na bohaterów książki. Kazuki Sakuraba chce
opowiedzieć o przemianach dotykających kraj
i rodzinę i dodatkowo wpleść dyskretnie sygnalizowane wątki miłosne. Bo
musi to być książka o tym, co zdecydowanie kompatybilne z wątkiem kobiecej
tożsamości. Czyta się „Czerwone
dziewczyny” najpierw z wielką uwagą, by potem wydobywać z niej tylko te
naprawdę wartościowe elementy, dialogi, sceny, motywacje. Całość sprawia
wrażenie zbyt kontrastowego kolażu – tematycznego, stylistycznego,
pozwalającego na to, by z czasem chaos pogrzebał enigmatyczną wymowę książki.
Duże rozczarowanie w egzotycznym stylu. Powieść, którą najpierw kartkuje się
coraz szybciej w oczarowaniu, potem w znużeniu.
Uwielbiam sagi więc chciałabym przeczytać "Czerwone dziewczyny". Mam nadzieję, że mnie nie zawiodą swą treścią, bo oczekiwania mam ogromne!
OdpowiedzUsuń